Właściciele psów i kotów są odporniejsi na koronawirusa? Według lekarki z Hiszpanii zwierzęta domowe mogą zwiększać odporność u człowieka
Dr Sabina Olex-Condor, polska lekarka pracująca na co dzień w małym madryckim szpitalu, opowiada o sytuacji Hiszpanii i walce z pandemią COVID-19, ale także o swoich obserwacjach dotyczących osób zakażonych koronawirusem, posiadających zwierzęta domowe. Czy psiarze i kociarze są odporniejsi? Czy obecność kota, czy psa daje człowiekowi większe szanse w walce z koronawirusem? Polecamy rozmowę.
Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka ogrodu zoologicznego w Poznaniu na swoim profilu – Rebelia GOGH podzieliła się obserwacjami dr Sabiny Olex-Condor ze szpitala w Madrycie, dotyczącymi oddziaływania koronawirusa na osoby posiadające zwierzęta domowe.
„Istnieje przypuszczenie, że możemy mieć tu do czynienia z wyższą odpornością ze względu na kontakt z koronawirusami specyficznymi dla zwierząt domowych oraz sprawniej działającym układem odpornościowym”
- pisze Zgrabczyńska. Udało nam się porozmawiać na ten temat z dr Sabiną Olex-Condor, polską lekarką z Hiszpanii.
Pani doktor jest Pani lekarką w szpitalu w Madrycie?
Tak, na oddziale ratunkowym.
Czy zetknęła się Pani z osobami zakażonymi koronawirusem?
Codziennie, teraz praktycznie tylko takimi pacjentami się zajmujemy.
Pracując na oddziale ratunkowym, zajmuje się Pani także wstępnym rozpoznaniem i przeprowadza wywiad z pacjentami?
Tak.
Dyrektor poznańskiego zoo, Ewa Zgrabczyńska, podzieliła się Pani ciekawą teorią dotyczącą pacjentów zakażonych koronawirusem a posiadających zwierzęta domowe. Czy może Pani coś więcej na ten temat opowiedzieć?
Obserwacje tego, jak zwierzęta domowe wpływają na zdrowie człowieka najpierw poczyniłam na kolegach z pracy, lekarzach, pielęgniarzach i innych. Znamy się i miedzy sobą kiedyś zauważyliśmy, że my "kociarze" wciąż jesteśmy zdrowi i pracujemy, nawet wtedy, gdy ktoś z naszego otoczenia zawodowego zachoruje. Podczas gdy ci, którzy nie mają w domu zwierząt, jeden po drugim idą na zwolnienie lekarskie.
Taką zależność zaczęła Pani także zauważać wśród pacjentów, którzy zgłaszają się na SOR?
Pacjentów, którzy trafiają do szpitala także się czasem pyta o ich sytuacje domową. Pośród tych, którzy się do nas zgłaszają, zauważyłam, że większość z nich nie ma w domu zwierzęcia.
A jakie są spostrzeżenia dotyczące koronawirusa?
Wiadomo, że koty mają swoją kocią formę koronawirusa, który nie zaraża ludzi. Jest więc możliwe, że ludzie, którzy mają codzienny bliski kontakt z kotem - nosicielem, mogą mieć przeciwciała przeciw kociemu wirusowi. I te przeciwciała mogą niszczyć także ludzkiego wirusa.
To się nazywa reakcja krzyżowa i istnieje w przyrodzie. Oczywiście, by potwierdzić moje przypuszczenia potrzebne byłyby dogłębne badania, prowadzone statystyki.
Co to dokładnie jest reakcja krzyżowa i na czym ona polega?
Przeciwciała przeciw jednemu wirusowi niszczą też inny podobny. Najbardziej znany przykład jest z krowią ospą. Kobiety dojące krowy miały na nią odporność i tym samym nie chorowały na czarną ospę. Wiadomo, że ta ochrona nie jest stuprocentowa, nie każdy kot zetknął się przecież z kocim koronawirusem i nie każdy człowiek w taki sam sposób rozwija odporność.
Czy istnieją jakieś badania, które dowodzą, że my psiarze, kociarze, w ogóle właściciele zwierząt domowych mamy zwiększoną odporność?
Na temat koronawirusa nie znalazłam nic, to tylko moja hipoteza na razie niepoparta badaniami. Ale znaczenie kontaktu ze zwierzętami dla ludzkiej odporności było już badane i dowodzono tego faktu. Nie znam jednak szczegółów tych badań, wiem że były przeprowadzone.
Pani doktor, wracając jeszcze do koronawirusa, Pani poczyniła swoje obserwacje na grupie ok. 100 osób?
Mniej więcej, ale nie liczyłam, nie przeprowadzałam też żadnych uporządkowanych badań czy ankiet. To tylko obserwacja.
Czy zamierza Pani doktor swoimi hipotezami podzielić z wirusologami, epidemiologami lub już to Pani zrobiła?
Podzieliłam się z panią dyrektor, która jest biologiem i zna temat reakcji krzyżowych. Jeśli znajdę kontakt z wirusologiem, chętnie się z nim podzielę spostrzeżeniem i wysłucham jego zdania.
Pani doktor, pracuje Pani w madryckim szpitalu, jest więc pani na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem. Docierają do nas tragiczne informacje z tej części Europy. Jak naprawdę wygląda sytuacja?
Jest źle. Jest dużo chorych, na pewno więcej niż mówią oficjalne statystyki. I, niestety, jest sporo komplikacji, zwłaszcza śródmiąższowego zapalenia płuc i niewydolności oddechowej. Koronawirus to praktycznie jedyne, czym teraz się zajmujemy jako służba zdrowia.
Jaka jest średnia wieku pacjentów, chorujących na koronawirusa? W Polsce choroba COVID-19 dotyka praktycznie wszystkie roczniki – chorują dzieci, nastolatkowie, ludzie po 30 roku życia i ludzie starsi.
Od 30 wzwyż, ale liczba ciężkich przypadków rośnie z wiekiem.
Czego najbardziej Państwo potrzebujecie? Gdzie są braki?
Materiałów ochronnych, masek, fartuchów jednorazowych, kostiumów. Używa się tego mnóstwo i wciąż brakuje.
Ile osób dziennie trafia na oddział ratunkowy?
Nasz szpital jest mały, dziennie jeden lekarz przyjmuje około 20-30 osób, z których 5-10 trzeba przyjąć na oddział.
Wszystkie te osoby zgłaszają się z podejrzeniem koronawirusa?
Tak.
Czy sytuacja jest już tak dramatyczna jak we Włoszech? Jest walka o respiratory?
Są kryteria kwalifikacji na OIOM, decyduje lekarz oddziału.
A jakie są nastroje w społeczeństwa? W sieci jest pełno nagrań i podziękowań od Hiszpanów dla służby zdrowia.
Tak, ludzie są bardzo mili, jak jechałam na dyżur, była po drodze kontrola policji. Gdy pokazałam przepustkę ze szpitala, powiedzieli „dziękujemy". To był ładny gest.
Hiszpanie stosują się do wytycznych rządu?
Na ogół tak. A kto się nie stosuje ryzykuje, że dostanie mandat. Z kolei osoby łamiące kwarantanne, upominają sąsiedzi.
Koronawirus w Polsce - mapa na żywo: