Własny kąt pilnie potrzebny
- Do urzędu czasami przychodzą ludzie, którzy traktują nas jak dewelopera albo hotel. A przecież mieszkania miejskie są dla potrzebujących - mówi burmistrz Gubina, Bartłomiej Bartczak.
W_poprzednim Tygodniku Zielonogórskim opisaliśmy rodzinę z Gubina, która stara się o mieszkanie komunalne z gubińskiego urzędu. Jak się okazuje, to nie jest prosta sprawa. Burmistrz Bartłomiej Bartczak zaznacza jednak, że nie bez powodu tak jest.
- Oczywiście są tacy ludzie, którzy są w naprawdę trudnej sytuacji i potrzebują mieszkania. Dla nich są takie lokale przeznaczone - przyznaje.
Dodaje jednak, że trafiają się również osoby, które próbują wyłudzić mieszkanie. - Takie rzeczy mają miejsce nie tylko u nas, ale myślę, że w każdym urzędzie - zaznacza Bartczak.
Burmistrz opowiada, że było kilka takich przypadków i po sprawdzeniu okazywało się, że starający się o mieszkanie np. składają fałszywe oświadczenia o zarobkach.
- Wtedy mówimy takim delikwentom, że obecnie nie mamy na stanie żadnych mieszkań socjalnych bądź komunalnych. Jedyne jakie możemy zaoferować, to lokale do remontu. Jeśli mają pieniądze i zdecydują się na wyremontowanie mieszkania, to mogą je później wykupić - opowiada burmistrz Bartłomiej Bartczak.
Kłopot w tym, że wielu mieszkańców uważa, że takie mieszkania są w bardzo złym stanie. Burmistrz nie ukrywa, że do takiej sytuacji najczęściej doprowadzili poprzedni lokatorzy.
- Te mieszkania w najgorszym stanie przeznaczamy na sprzedaż - zaznacza włodarz.
Jednak zanim takie miejsce trafi na listę do przetargu jest czasami proponowane osobom starającym się o mieszkanie.
- Prawnie osoba z listy może obejrzeć kilka propozycji zanim zostanie przesunięta na jej koniec. Ta zasada nie dotyczy jednak mieszkań w najgorszym stanie, czyli tych na sprzedaż. Może akurat ktoś się skusi wyremontować taki lokal - stwierdza Bartczak.
Jak dodaje, jedni przyjmują takie propozycje, a inni?_- Inni, nie do końca rozumiejąc system gospodarki mieszkaniowej, wrzucają zdjęcia zniszczonego mieszkania na portal społecznościowy i piszą, że urząd próbuje ich oszukać. Zupełnie niepotrzebnie, ponieważ można było dokładnie zaznajomić się z zasadami i całej afery można byłoby uniknąć - zaznacza Bartczak.
Tak też było w przypadku państwa Przybylskich, których przypadek opisywaliśmy w zeszłym tygodniu. Rodzina nie poniosła żadnych konsekwencji w związku z odmową przyjęcia takiego lokalu.
- To była tylko propozycja urzędu dla oczekujących z listy. Może akurat rodzina skusiłaby się na remont tego mieszkania - zaznacza Roman Gąsior, kierownik Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych. - Dodam również, że jedna pani była zainteresowana tym lokalem przy Rycerskiej. Dostała go, podpisaliśmy umowę i jest szczęśliwa. Wkrótce zacznie go remontować. To nie pierwszy taki przypadek - zapewnia Gąsior.