Włochy 1944. Bitwa o Monte Cassino. Wysoka cena za przełamanie niemieckiej obrony
Bitwa pod Monte Cassino. Za cenę 923 poległych, 345 zaginionych oraz niemal trzech tysięcy rannych przełamano niemiecką obronę, umożliwiając likwidację zasadniczych sił przeciwnika na froncie włoskim.
Na początku września 1943 r. z pokładów okrętów desantowych zeszli na włoski brzeg amerykańscy i brytyjscy żołnierze. Wehrmacht cofał się na północ.
Niemieccy saperzy pospiesznie przygotowywali obronną „Linię Gustawa”, która przechodziła m.in. przez wzgórze klasztorne Monte Cassino. Obsadzono ją doborowymi jednostkami: 1. Dywizją Strzelców Spadochronowych i Dywizją Pancerno-Spadochronową „Hermann Göring”.
Przełamać z marszu
17 stycznia 1944 r. bezskutecznie próbowano przełamania z marszu tej niemieckiej pozycji. Pięć dni później Teksańska Dywizja Piechoty podjęła kolejną nieudaną próbę. Akcja skończyła się masakrą amerykańskiej piechoty. Karabiny maszynowe z pierwszej linii obrony zdziesiątkowały atakujących.
11 lutego amerykańska 34. Dywizja Piechoty uderzyła z drugiej strony klasztornego wzgórza - wprost przez miasteczko Cassino i zagłębienie terenu zwane „Gardzielą”. Nocny atak okazał się kolejną porażką Amerykanów. Ciężka broń ukryta w betonowych schronach na przedpolu Cassino zadała poważne straty nacierającym.
Wprowadzono do walki korpus nowozelandzki gen. Bernarda Freyberga. 2. Dywizja Nowozelandzka, wspierana przez artylerię i czołgi, zaatakowała stację kolejową Cassino. Maorysi wyparli Niemców ze stacji, ale trzy dni później, po poniesieniu 70 proc. strat, musieli się wycofać. 4. dywizja hinduska uderzyła wprost na klasztor. Gurkhowie dotarli aż na wzgórze 593, ale ostrzeliwani ze wszystkich stron musieli się 18 lutego wycofać tracąc ponad 240 żołnierzy. Natarcie się załamało.
15 marca Nowozelandczycy podjęli kolejn atak. Artyleryjskie i lotnicze przygotowanie zrównało Cassino z ziemią. Zdobyto część miasteczka i panujące nad nim wzgórza. Maorysi dotarli na 300 m od klasztoru. Ale padający bez przerwy deszcz zamoczył radiostacje przerywając łączność z artylerią wsparcia. Czołgi utknęły w stertach gruzów i lejach po bombach. 26 marca na podstawy wyjściowe spłynęły niedobitki atakujących. Zginęło 3000 Nowozelandczyków, 700 zaginęło bez wieści.
Kolej na Polaków
Zaplanowano kolejne natarcie. Główną siłą atakującą miał być 2. Korpus Polski gen. Władysława Andersa. 8 kwietnia poinformowano dowódców jednostek Korpusu o tym, jakie postawiono przed nimi zadanie. 11 maja na godzinę przed północą na pozycje spadochroniarzy runęło przygotowanie ogniowe. Strzelało ponad 1000 dział artylerii obu dywizji piechoty, artylerii korpuśnej i armijnej. O 1.00 w nocy 12 maja ruszyły grupy szturmowe.
Żołnierze poszli do nocnego ataku przez zaminowany, odkryty teren, pod ostrzałem prowadzonym z bunkrów, stanowisk artylerii i moździerzy, których nie zniszczyło przygotowanie artyleryjskie. W dodatku terenu zupełnie nie znali, ponieważ Korpusowi zabroniono prowadzenia rozpoznania przedpola, aby ukryć przed Niemcami, że mają przed sobą Polaków. 2. batalion strzelców karpackich atakował wzgórze 593. 1. batalion strzelców karpackich wszedł wzmocniony czołgami w „Gardziel”. Piechurzy nieśli lekkie granatniki i przeciwpancerne PIAT-y do rozbijania bunkrów.
Torujący im drogę saperzy objuczeni byli ładunkami wybuchowymi do niszczenia pól minowych i zasieków oraz miotaczami ognia. Mimo silnego ognia niemieckiego 2. batalion opanował wzgórze 593 i ruszył na wzgórze 569. Wkrótce dołączył do niego 1. batalion, który w „Gardzieli” stracił dwa czołgi i prawie wszystkich saperów próbujących rozminować dla nich drogę.
Spadochroniarze „Hermanna Göringa” czterokrotnie kontratakowali nocą polskie grupy szturmowe na wzgórzu 593. Wszystkie ataki zostały odparte za cenę ogromnych strat. Rankiem 13 maja Polakom skończyła się amunicja. Musieli się wycofać na pozycje wyjściowe. 3. Dywizja Strzelców Karpackich straciła 700 ludzi.
Do ataku na wzgórze Widmo poszły grupy szturmowe z 13. i 15. wileńskich batalionów strzelców. Kiedy z 20 proc. stratami wdarli się na Widmo ruszyli do ataku na wzgórze 575. Po jego opanowaniu kompanie poszły ku San Angelo. Po drodze napotkały głęboką rozpadlinę, silnie zaminowaną i bronioną gniazdami karabinów maszynowych. Musieli zawrócić na wzgórze 706, a stamtąd na rozkaz wycofali się na pozycje wyjściowe.
Kolejny atak
Anders chciał po uporządkowaniu oddziałów poderwać je od razu tego samego dnia do kolejnego szturmu. Ale dowódca całości natarcia postanowił, że uderzenia brytyjskie w dolinie Liri i Polaków na Monte Cassino zostaną skoordynowane w czasie. Polacy mieli jedynie prowadzić nieustanną akcję nękania spadochroniarzy. Aliancka artyleria prowadziła ciągły ostrzał, a 15 maja przez pół godziny symulowała przygotowanie natarcia. Pozycje niemieckie były codziennie bombardowane przez lotnictwo.
Natarcie 2. Korpusu zdezorientowało Niemców co do kierunku głównego uderzenia brytyjskiej 8. Armii. Niemieccy jeńcy potwierdzali, że ponieśli ogromne straty. Szwankowało zaopatrzenie na pierwszej linii. Spadało morale tej elity niemieckich żołnierzy. Gen. Olivier Leese uznał, że Polacy związali dwie trzecie sił niemieckich.
Przerwę w walkach wykorzystano do przeanalizowania błędów, które spowodowały ogromne straty. Zdecydowano o uwolnieniu saperów od miotaczy ognia, które nie sprawdziły się w górskim terenie. Zrezygnowano z ładunków wydłużonych. Odrzucono bębny z białą taśmą, którą znakowano oczyszczone z min przejścia.
Taśmy doskonale widoczne w świetle rakiet ułatwiały celowanie niemieckim kaemistom. Saperom pozostawiono wykrywacze min i kostki trotylu do bezpośredniego niszczenia wykrytych bunkrów. Piechurzy dostali dodatkowe magazynki z amunicją i granaty, które pozwolono im upychać we wszystkie kieszenie i „nieregulaminowe” torby i chlebaki.
Dostarczono dodatkowe radiostacje i przydzielono do grup szturmowych żołnierzy z pułków artylerii. Wcześniej większość radiotelegrafistów zginęła w czasie szturmu - błysk anteny w świetle rakiet ściągał na ich kryjówki ogień snajperów i moździerzy. Tym razem anteny „zamaskowano”, smarując błotem.
Polska flaga na murach
16 maja o 22.20 nagłym atakiem, bez przygotowania artyleryjskiego, 16. lwowski batalion strzelców wdarł się na Widmo. Zdobywano bunkier po bunkrze. Niemieckie kontrataki załamywały się w ogniu. Po jednym z nich Polacy poderwali się do ataku na wzgórze 593 w jedną stronę i w kierunku San Angelo w drugą. Sytuacja stała się dla Niemców krytyczna. Spadochroniarze wspierani przez ciężkie moździerze ruszyli do kontrataku.
Polakom znowu kończyła się amunicja. Lwowiacy skoczyli do bezpośredniego zwarcia. W ostatniej chwili na placu boju zjawił się pluton II rzutu z zapasową amunicją. Utrzymano Widmo, zdobyto kolejno San Angelo, wzgórze 593 i folwark Massa Albaneta. Niemiecka 1. Dywizja Pancerno-Spadochronowa „Hermann Göring” otrzymała rozkaz wycofania się.
Nad ranem 18 maja zauważono na ruinach białą flagę. Patrol 12. pułku ułanów podolskich wkroczył do tego, co pozostało z klasztoru. Na murach zatknięto najpierw proporzec pułkowy, a następnie polską flagę. Kilka godzin później, na specjalny rozkaz gen. Andersa, nieco niżej, wywieszono flagę brytyjską. A w samo południe plutonowy Emil Czech stojąc na ruinach odegrał Hejnał Mariacki.
Za cenę 923 poległych, 345 zaginionych (tak naprawdę poległych, których nie było jak pochować) oraz niemal trzech tysięcy rannych (z których część zmarła) przełamano niemiecką obronę umożliwiając wyjście na tyły Wehrmachtu i likwidację zasadniczych sił przeciwnika na froncie włoskim. Zwycięstwo to zostało w dużej mierze zmarnowane przez amerykańskiego dowódcę przyczółku pod Anzio, który zamiast przeprowadzić do końca operację pomaszerował po sławę wyzwoliciela niebronionego Rzymu.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.