Wniosek o referendum może trafić do Sejmu
ZNP liczy podpisy zebrane pod wnioskiem o przeprowadzenie szkolnego referendum. W regionie będzie ich około 20 tysięcy.
- Na razie liczymy podpisy, które spływają do nas w paczkach z całej Polski. Mogę jednak powiedzieć, że na pewno już teraz jest ich 600 tysięcy - mówi Magdalena Kaszulanis, rzecznik ZNP.
Lepiej, żeby było więcej
Chodzi o podpisy składane pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum w sprawie reformy oświaty. Aby wniosek był ważny, trzeba zebrać co najmniej 500 tysięcy podpisów. - Zwykle bywa tak, że 15 - 20 proc. podpisów jest nieważnych z powodu braków, np. niewłaściwie wpisanego numeru PESEL czy też skrótu miejscowości zamiast pełnej nazwy. Dlatego zawsze musi być ich więcej niż wymagane 500 tysięcy - wyjaśnia Magdalena Kaszulanis.
W zbiórce podpisów brali udział również związkowcy z
Kujawsko-Pomorskiego. - Trwa liczenie głosów, ale spodziewamy się, że z całego regionu będzie ich 20 tysięcy - szacuje Ryszard Kowalik, prezes Kujawsko-Pomorskiego Okręgu ZNP w Bydgoszczy.
W akcję zaangażowały się również partie opozycyjne, m.in. PO. - W Grudziądzu zebraliśmy ponad 2,5 tysiąca podpisów - informuje Paweł Napolski, dyrektor biura poselskiego posła PO Tomasza Szymańskiego. - Obecnie do Zarządu Regionu spływają listy z całego województwa. Mogę powiedzieć, że plan, jaki sobie założyliśmy - około 1000 podpisów z powiatu - został wykonany.
- Nowoczesna przekazała nam 50 tysięcy podpisów - dopowiada Magdalena Kaszulanis.
ZNP planuje, że pełną informację o liczbie zebranych podpisów poda około 10 kwietnia.
Dwa dni później, około 12 kwietnia związkowcy zamierzają przekazać je marszałkowi Sejmu. - Nie ma żadnego ustawowego terminu, w którym posłowie musieliby się tym wnioskiem zająć, ale liczymy, że nastąpi to dość szybko - dodaje Magdalena Kaszulanis.
- W kampanii wyborczej partia rządząca wielokrotnie podkreślała, że docenia obywatelskie postawy i inicjatywy.
Uczestnicy referendum mieliby odpowiedzieć na pytanie: „Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji wprowadzanej przez rząd od 1 września 2017?”.
Inaczej liczyli
Referendum to kolejny etap walki ZNP przeciwko wprowadzaniu reformy.
W ostatni piątek w szkołach odbył się strajk zorganizowany przez ten związek. Związkowcy domagali się gwarancji zatrudnienia dla nauczycieli i innych pracowników szkół przez najbliższe 5 lat, czyli do czasu zakończenia wprowadzania reformy oraz 10-proc. podwyżek od stycznia tego roku.
Według danych ZNP, w całym kraju wzięło w nim udział około 40 proc. szkół (w regionie około 30 proc.). Zdaniem ministerstwa, w strajku uczestniczyło około 11 proc. placówek. Tym samym różnice są też w danych dotyczących liczby nauczycieli. Na przykład, zgodnie z szacunkami ZNP w Kujawsko-Pomorskiem strajkowało 5 tysięcy nauczycieli. Zdaniem kuratorium, było ich 3 tysiące w szkołach publicznych.
- Rozbieżności w liczbie strajkujących szkół wynikają z różnych metod liczenia - wyjaśnia Magdalena Kaszulanis. - Na przykład, ministerstwo liczy zespół szkół jako jedną placówkę, my natomiast - osobno każdą, która wchodzi w jego skład. Różnice w sposobie liczenia były zawsze. Być może ministerstwo edukacji przyjęło taki, który jest dla niego korzystniejszy.
Działań ZNP nie popierają inne związki zawodowe nauczycieli - oświatowa Solidarność oraz Wolny Związek Zawodowy „Solidarność-Oświata”.
Praca dla nauczyciela
Według szacunków ZNP, w wyniku reformy pracę może stracić około 37 tys. nauczycieli.
Obecnie w szkołach opracowywane są arkusze organizacyjne na nowy rok szkolny. Na przełomie kwietnia i maja powinno być wiadomo, ilu nauczycieli w danej szkole będzie miało pracę.
Nauczyciel, dla którego zabrakło pracy z powodów zmian w szkole może zostać przesunięty w tzw. stan nieczynny. Oznacza to, że przez 6 miesięcy otrzymuje on wynagrodzenie zasadnicze - takie, jakie dostawałby pracując na cały etat.
Od września nauczyciela będzie można zatrudnić nawet na jedną osiemnastą etatu, czyli jedną godzinę tygodniowo.
Do tej pory musiał być on zatrudniony co najmniej na pół etatu.