Wódka, kobiety i trupy. Psychopata z Armii Ludowej
Bolesław Kaźmierak vel Kowalski ps. Cień, komendant Armii Ludowej, „wsławił się” mordowaniem akowców i grabieżami. Po wojnie stanowił także nie lada kłopot dla władz PRL.
Około południa 4 maja 1944 r. mniej więcej 50-osobowy oddział partyzantów wkroczył do wsi Owczarnia położonej blisko 27 km na północny zachód od Kraśnika. Byli to żołnierze z 15. Pułku Piechoty AK „Wilków”, dowodzeni przez por. Mieczysława Zielińskiego ps. "Moczar" i por. Bernarda Mosińskiego ps. "Mars". W nocy mieli przyjąć aliancki zrzut broni, który miał nastąpić na pobliskiej placówce odbiorczej „Klacz” pod Ratoszynem. A tymczasem rozlokowali się po domach w oczekiwaniu na sygnał do wymarszu. Czuli się bezpieczni, pomimo że w okolicy pojawiały się czujki z Armii Ludowej. Wartownicy donosili „Moczarowi” o wzmożonej aktywności komunistów, ale ten nie kazał ich zatrzymywać, a jedynie bacznie obserwować. Zresztą cóż mógł zrobić? Rozkaz płk. Kazimierza Tumidajskiego ps. "Marcin", komendanta lubelskiej AK, nakazywał utrzymywanie pokojowych stosunków z czerwonymi.
Gdy pod wieczór akowcy zaczęli przygotowywać się do wymarszu, aelowskie czujki nagle zniknęły. Po kilku minutach wokół wsi rozległy się strzały - ze wszystkich stron do osady zaczęli zbliżać się nierozpoznani napastnicy. Zaskoczeni żołnierze „Moczara” ulokowali się na pozycjach między zabudowaniami. Najpierw wzywali atakujących do przerwania ognia. Ponieważ tamci nie reagowali, akowcy także zaczęli strzelać. Dopiero serie z ckm-u, puszczone nad głowami napastników, sprawiły, że tyraliera na całej linii przywarła do ziemi. Wśród słabnącej palby dało się słyszeć krzyk: nie strzelać, tu Polacy! Po czym obie strony wywiesiły białe flagi.
Kiedy atakujący zbliżyli się do gospodarstw Owczarni, akowcy rozpoznali w nich znajomych partyzantów Armii Ludowej, a wśród nich ppor. Bolesława Kaźmieraka ps. Cień, ich dowódcę. „Moczar” niedawno gościł go na obiedzie, gdzie razem wznosili toasty „za Polskę”. Wtedy rozstali się w przyjacielskiej atmosferze. Wymienili się hasłami, aby nie doszło do niebezpiecznej strzelaniny w razie nocnego spotkania obu grup, a także obiecali sobie wzajemną pomoc w razie, gdyby któryś z nich znalazł się w opałach. Dlatego też atak aelowców, tuż przed ważną akcją, tak rozsierdził oficerów AK. Zdenerwowani na powitanie obrzucili „Cienia” i jego przybocznych stekiem wyzwisk. Tymczasem Kaźmierak zaczął przepraszać za „pomyłkę”, tłumacząc, że wziął ich za Niemców. Próbował nawet objąć po przyjacielsku wkurzonego „Moczara” za szyję. Koniec końców uwierzono jego wyjaśnieniom.
Po wygaszeniu napięcia „Cień” zaproponował, żeby obie grupy, na znak przyjaźni, oddały sobie na pożegnanie honory wojskowe. „Moczar” przystał na to. Żołnierze AK ustawili się w dwuszeregu z bronią u nogi. Około stu partyzantów AL, dwójkami, zaczęło maszerować przed nimi. W pewnej chwili Kaźmierak i jego adiutant wypalili z pistoletów w głowy swoich rozmówców - „Moczara” i „Marsa”. Na ten sygnał aelowcy błyskawicznie otworzyli ogień z broni maszynowej do zaskoczonych akowców. Kilkunastu z nich ścięły pierwsze serie. Reszta, w te pędy, rozpierzchła się po okolicznych zabudowaniach i łąkach, byle tylko umknąć pewnej śmierci. Niektórzy "cieniowcy" puścili się za nimi w pogoń. Wreszcie, po kilku minutach, zabrali się do rabowania. Obdarli ciała swoich ofiar z mundurów, butów, obrączek i zegarków. Następnie pochowali 18 akowców w zbiorowej mogile, do której wrzucili także czterech swoich zabitych. Dwóch z nich, co prawda, odniosło w starciach tylko niewielkie rany, lecz „Cień” osobiście zastrzelił ich, by nie opóźniali odwrotu.
Trzeba podkreślić, że liczba zamordowanych żołnierzy podziemia byłaby większa, gdyby bohaterska sanitariuszka oddziału „Moczara” Anna Hincz ps. Baśka nie powstrzymała „Cienia”, za pomocą straceńczo agresywnej perswazji, przed dobijaniem kolejnych rannych. Wyzywając go od tchórzy i zbrodniarzy trafiła jakoś do resztek jego żołnierskiego honoru.
Około godz. 21 "cieniowcy" wycofali się z osady, zabierając akowskie konie i broń - udali się w kierunku Wisły. Wiedzieli, że niebawem w okolicy może się pojawić inny oddział AK albo zaalarmowani Niemcy, a wtedy może być z nimi krucho.
Masakra w Owczarni była prawdopodobnie najbardziej krwawą zbrodnią partyzantów z Armii Ludowej dokonaną na żołnierzach Armii Krajowej. Najgłośniejszą w całej zbudowanej na morderstwach i rabunkach karierze Bolesława Kaźmieraka vel Kowalskiego - wojennego watażki, który potem został enfant terrible resortów siłowych PRL. Oto co wiemy o tej mrocznej postaci.
„Śmierć akowisom”
Bolesław Kaźmierak urodził się 4 lipca 1924 r. w Zakrzówku pod Kraśnikiem. Jak wielu późniejszych „utrwalaczy władzy ludowej” pochodził z małorolnej rodziny chłopskiej. W czasie nauki w miejscowej szkole spółdzielczej, na przełomie 1941/1942 r., zetknął się z „młodzieżą radykalną”. Prawdopodobnie dzięki zawartym w tym okresie znajomościom trafił, gdzieś w 1942 lub 1943 r. (podał dwie różne daty w ankiecie personalnej i zeznaniach), w szeregi Gwardii Ludowej, zbrojnego ramienia Polskiej Partii Robotniczej.
Na terenie Lubelszczyzny, tak jak w całym kraju, partyzantka GL nie była ani liczna, ani dobrze wyszkolona. Składała się głównie z synów wiejskiego proletariatu, często z kryminalną przeszłością w II RP, którzy dzięki wojennej zawierusze chcieli powiększyć swój stan posiadania. Dowodzili nimi ludzie o równie niskim poziomie moralnym. Na przykład przysłany przez centralę PPR w 1942 r. Grzegorz Korczyński wsławił się głównie napadami na dwory, rabowaniem chłopów i pogromem Żydów w Ludmiłówce. Jeśli już uderzał na Niemców, to były to raczej małe posterunki i pojedynczy żołnierze. Ich „sukcesy” niosły za sobą niewspółmiernie duże represje w postaci spalonych wsi i zabitych ludzi. Dlatego też czerwoni nie cieszyli zbyt dużą popularnością - częściej budzili niechęć i strach. Latem 1943 r., w zamian za Korczyńskiego, nowym dowódcą GL na Lubelszczyźnie został Mieczysław Moczar. On właśnie poprowadził miejscowych komunistów do bardziej intensywnej konfrontacji z miejscowymi strukturami podziemia wiernego Londynowi.
Kaźmierak, w GL znany pod pseudonimem "Cień", początkowo służył pod komendą Edwarda Gronczewskiego ps. "Przepiórka" - wiernego towarzysza wszystkich zbrodni Korczyńskiego. Już w lutym 1944 r. został mianowany podporucznikiem Armii Ludowej (tak od stycznia 1944 r. nazywała się GL) i dowodził własnym, kilkudziesięcioosobowym oddziałem. Operował głównie na terenach wokół Kraśnika. Dał się miejscowej ludności mocno we znaki. Szczególnie lubił odwiedzać rodzinną miejscowość, sprzyjającą raczej AK. Oto fragment jednego z raportów podziemia:
„W dniu 18.II.44 o godz. 16 weszła do Zakrzówka banda [PPR] licząca 200 osób. Rabowali po domach, a lepsze obuwie i odzież zdzierali z ludzi na ulicach. Na zapytanie poszkodowanych, dlaczego tak robią, odpowiedzieli „my za was giniemy”. Z apteki zabrali sporo medykamentów”.
Potem nawiedzał wieś jeszcze kilkakrotnie. Na przykład 29 lutego 1944 r. porwał miejscowego lekarza Jana Kołtuna i farmaceutę Bronisława Górnickiego (obaj byli powiązani z AK). Mieszkańcy Zakrzówka wykupili zakładników od cieniowców za 100 tys. zł.
Kaźmierak parał się także napadami na dwory.
23 lutego 1944 r. zaatakował i obrabował majątek Józwów pod Bychawą. Jego ludzie za pomocą krzeseł zatłukli na śmierć właściciela majątku inż. Wincentego Jankowskiego i jego rządcę Józefa Ubogorskiego. Obaj zamordowani byli członkami AK.
Na wiosnę 1944 r. AL na Lubelszczyźnie rozpoczęła kolejną akcję wymierzoną w siły AK i NSZ. 30 kwietnia oddziałom szturmowym wydano nawet rozkaz, jak przeprowadzać czystki:
„Przy likwidowaniu szpiclów Niemców i zbirów reakcyjnych pamiętać o tym, aby to wykonać z dala od wioski, najlepiej w lesie, nie pozostawić poza sobą żadnych śladów.”
„Cień” był jednym z najbardziej gorliwych wykonawców tych dyrektyw, ale niekoniecznie według wskazówek. Oto kolejny raport AK na temat jego dokonań:
„Na terenie Rudnika zastrzelił żołnierza AK. Na terenie Dębiny zastrzelił czterech ludzi względnie sympatyków AK, wśród obelg za to, że są »akowisami«. Przy tym zapowiedział, że będzie strzelał do wszystkich żołnierzy NSZ, AK, BCh jako »pańskich pachołków«.”
W parę dni po tych wydarzeniach miał miejsce opisany powyżej atak cieniowców na oddział „Moczara” w Owczarni. Wieść o niebywałej zbrodni momentalnie rozeszła się po okolicy. W obławie na Kaźmieraka połączyły się oddziały dwóch cichociemnych - por. Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora” z AK i mjr. Leonarda Zub-Zdanowicza z NSZ - i grupa por. Stanisława Łokuciewskiego ps. "Mały". 12 maja udało im się przygwoździć komunistów w Bożej Woli, ale… wtedy akowcy musieli wycofać się z walki. Władze okręgowe AK zakazały partyzantom podejmować działania przeciwko AL, ratując pośrednio Kaźmieraka z opresji.
Jednak szeregowi dowódcy AK wciąż pałali żądzą zemsty na aelowcach. 2 lipca 1944 r. Bolesław Frańczak ps. "Argil" zaatakował „Cienia” we wsi Stefanówka. Komunista nie stracił zimnej krwi i wciągnął akowców w zasadzkę. W walkach poległo aż 13 partyzantów. Kaźmierak znów wykazał się sprytem i umknął swoim przeciwnikom.
Tymczasem w lipcu Armia Czerwona osiągnęła linię Wisły. PKWN, pod sowieckim parasolem, rozpoczynał budowę Polski Ludowej. W parę dni później w Lublinie zjawił Bolesław Kaźmierak ze swoją świtą. Przydzielono mu nowe obowiązki.
Szkoła za zabójstwo
Najpierw, przez dwa miesiące, „Cień” służył w milicji. Potem gen. Michał Rola-Żymierski wciągnął go do Ludowego Wojska Polskiego i awansował od razu do rangi kapitana. Zażądał jednak od niego zmiany nazwiska, ponieważ na Lubelszczyźnie było ono nazbyt znane i źle się kojarzyło. A że były watażka nie mógł sobie wymyślić żadnego innego, to przechrzczono go na Kowalskiego.
Jesienią 1944 r. kpt. Kowalski-Cień, na mocy specjalnych pełnomocnictw od Roli-Żymierskiego, stworzył, głównie ze swoich byłych podkomendnych z AL, 120-osobowy „oddział ds. walki z volksdeutschami”. Nazwa miała oczywiście zakamuflować jego rzeczywisty cel działania, czyli likwidację żołnierzy podziemia i niedobitków UPA operujących na Lubelszczyźnie. Grupa „Cienia” prowadziła brutalne pacyfikacje połączone z grabieżami w okolicach Radzynia Podlaskiego, a następnie Hrubieszowa. Metody działania Kowalskiego wywołały nawet oburzenie sowieckiego komendanta tego ostatniego miasta ppłk. Nikołaszyna, który „zakazał mu wszelkich aresztowań i likwidacji na swoim terenie”. W nagrodę za wzorowe wywiązanie się z obowiązków „Rola” już w listopadzie awansował „Cienia” na majora. Wtedy Kowalski wrócił do swojej macierzystej jednostki, Samodzielnego Batalionu MON, stacjonującego pod Warszawą.
Rok później, 21 grudnia 1945 r., raptem 21-letni „Cień” dopuścił się kolejnej zbrodni. Owego dnia pił wódkę ze swoim ordynansem i znajomym wojskowym w jednej z restauracji w Piastowie. Towarzystwo było już mocno „zaprawione”, gdy z sąsiedniej sali przyszło dwóch wojskowych. Jak się później okazało, byli to ubecy z Pruszkowa. Przyszli z zamiarem aresztowania byłego „partyzanckiego bohatera”. Mimo, że mieli w niego wycelowaną broń, to on był szybszy. Ostrzelał ich z zaskoczenia z dwóch pistoletów, które miał przy sobie. Jeden funkcjonariusz zginął na miejscu, drugi uciekał, ale potem zmarł w wyniku odniesionych ran w szpitalu. Przypadkowo „Cień” trafił także matkę właścicielki restauracji, która siedziała w sąsiednim pomieszczeniu. Ona także zginęła. Co więcej, po krwawej łaźni w Piastowie, pijany Kowalski najechał ze swoimi ludźmi powiatową komendę UB w Pruszkowie. Ich szturm na budynek nie powiódł się. Gdy poległ jeden z wojskowych, „Cień” zarządził odwrót.
Po tej akcji, rodem z westernu, były watażka został aresztowany przez Informację Wojskową. Co ciekawe, mimo że popełnił potrójną zbrodnię i zadarł z bezpieką, włos nie spadł mu z głowy. Na razie miał „za duże plecy”. Symboliczną karą była przymusowa „zsyłka” do szkoły oficerskiej w Rembertowie.
Na celowniku Informacji
Bolesław Kowalski od zajść w Piastowie znajdował się pod czujną obserwacją Informacji Wojskowej. Oto jaki obraz kariery „Cienia” po 1945 r. wyłania się z dokumentacji pozostawionej przez tę instytucję.
Szkoła piechoty w Rembertowie większą karą niż dla Kowalskiego okazała się dla jego kolegów z zajęć. Były partyzant przychodził na nie pijany. Często wdawał się w bójki. Zdarzało się, że groził komuś bronią. Nie wyrażał najmniejszej chęci do nauki. Jednak towarzysze broni z dawnych dni, najlepsi kompani do kieliszka, rozwijali nad nim parasol ochronny. Przeniesiono go do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, gdzie dowodził kolejno garnizonami warszawskim i krakowskim. W styczniu 1948 r. awansowano go nawet na podpułkownika.
Na tym stanowisku także nie wykazywał się pracowitością, głównie z powodu skłonności do nadużywania alkoholu, która rosła z biegiem lat. Często nie pojawiał się w pracy. Jeśli nie pił w mieszkaniu z kolegami, to znikał gdzieś na parę dni z kolejną przelotną kochanką. Zdarzało się, że po pijanemu, w środku nocy, ogłaszał alarm w garnizonie, zrywał żołnierzy z łóżek i wydawał nonsensowne polecenia. Nie był to bynajmniej kres zasilanej alkoholem fantazji „Cienia”. Przytoczmy jeden z raportów Informacji w całości:
„W dniu 4.06.1951 r. ppłk. Kowalski wraz z por. Kulikiem [lekarzem], udali się samochodem służbowym na połów ryb, zabierając ze sobą moto-pompę wraz z obsługą, w celu wypompowania wody ze stawu o objętości 30 m3. Pompa ta pracowała od godz. 19 do godz. 4-ej, w wyniku czego spalono 100 l benzyny służbowej. Do prac związanych z połowem ryb Kowalski zaangażował 20 żołnierzy. Strzelec Wójcik Tadeusz z obsługi moto-pompy, w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z pompą przy wypompowywaniu wody, uległ zaczadzeniu gazem spalinowym wskutek czego odwieziono go na izbę chorych”.
Takich i podobnych raportów jest w teczce Kowalskiego sporo. Jak się później okazało, zbierano je nie bez przyczyny.
Degradacja „partyzanta”
Od 1948 r. wewnątrz peerelowskiego establishmentu trwały ostre walki. Bolesław Bierut zmierzał do rozprawy z Władysławem Gomułką. „Partyzanci” (weterani z GL/AL) i „Hiszpanie” (byli uczestnicy wojny domowej w Hiszpanii), środowiska powiązane z byłym I sekretarzem PPR, powoli zapełniali lochy Urzędu Bezpieczeństwa. W takiej sytuacji znalazł się także Edward Gronczewski ps. "Przepiórka" - towarzysz broni i szwagier Kowalskiego (siostra Gronczewskiego była pierwszą żoną „Cienia”). Oskarżano go, jak najbardziej słusznie, o uczestnictwo w pogromie Żydów w Ludmiłówce. Kaźmierak próbował pomóc koledze. Jeździł do Lublina, gdzie mieszkali jeszcze żydowscy świadkowie zbrodni w 1942 r., i perswadował im, zapewne posiłkując się groźbami, by zeznawali na korzyść oskarżonego. Ostatecznie jednak na niewiele to się zdało - Gronczewski został skazany.
Kowalski, jako „partyzant”, także padł ofiarą politycznych porachunków. Aresztowano go w 1951 r. pod zarzutem uczestnictwa w pogromie razem z Gronczewskim. Koniec końców został skazany w 1953 r. za pomniejsze powojenne przestępstwa - posiadanie broni bez pozwolenia, nadużycie władzy i poświadczenie nieprawdy.
„Cień” już w 1954 r. wyszedł na wolność - areszt wliczono mu w poczet zasądzonej kary. Do 1957 r. pracował poza armią. Najpierw w Rolniczej Samopomocy Chłopskiej w stolicy, potem był dyrektorem ośrodka wczasowego Ministerstwa Rolnictwa w Ratnie.
W Alei Zasłużonych
Po gomułkowskiej odwilży „partyzanci” wspinali się na szczyty władzy PRL. Koledzy nie zapomnieli o Kowalskim. W sierpniu 1957 r. przywrócono go do służby w wojsku. Najpierw był oficerem w kontrwywiadzie wojskowym - Wojskowej Służbie Wewnętrznej. Przyjaciele „ciągnęli go za uszy do góry” - bezskutecznie. Wysyłano go na kursy dokształcające, na które albo nie przychodził, a jeśli już się na nich pojawiał, to był pijany. W końcu przerzucano go z jednej instytucji wojskowej do drugiej. Doszło do tego, że Kowalski, człowiek raczej słabo wykształcony, pracował nawet w Muzeum Wojska Polskiego.
Wyniszczony przez alkohol Bolesław Kaźmierak vel Kowalski zmarł 18 sierpnia 1966 r. Osierocił dwie nieletnie córki, które miał z dwiema żonami. „Cień”, tak jak wielu komunistycznych zbrodniarzy, został pochowany w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach.
Patrząc na biografię Kaźmieraka, i jemu podobnych, należy się zastanowić: czy ulice Armii Ludowej, które znajdują się jeszcze w dziesiątkach polskich miast, w tym w centrum Warszawy, to nie powód do wstydu i wyrzutów sumienia wobec naszych prawdziwych bohaterów?
Bibliografia:
- P. Gontarczyk, „Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy 1941-1944”,
- M.J. Chodakiewicz, „Narodowe Siły Zbrojne. »Ząb« przeciw dwu wrogom”,
- I. Caban, „15. Pułk Piechoty AK »Wilków«”,
- „Kombatant”, nr 11-12, listopad-grudzień 2008,
- archiwum Akt Nowych,
- akta IPN.