Przewiduję, że za kilka dni, tygodni lub miesięcy, naddnieprzańską przestrzeń medialną obiegną wstrząsające wiadomości o polskich pracodawcach bezwzględnie wykorzystujących kobiety z Ukrainy, które uciekły nad Wisłę przed konfliktem zbrojnym toczącym się w ich kraju. Można założyć, że będą także przerażające opowieści o samotnych matkach wyrzucanych z mieszkań na bruk – naturalnie, razem z małymi dziećmi – przez podtatrzańskich obszarników i kułaków.
Skąd ta moja teza? Ano stąd, że nieco znam sposób myślenia oraz działania „rosyjskiej duszy” i wiem, iż Kreml nigdy nie daruje nam tego wszystkiego dobrego, co uczyniliśmy dla milionowych rzesz ukraińskich uchodźców, a także wsparcia politycznego udzielanego przez Polskę Wołodymyrowi Zełenskiemu. Jakby tego było mało, nasza opinia publiczna będzie karmiona historiami o leniwych Ukraińcach, którzy źle pracują, kradną i zajmują się głównie spożywaniem taniego alkoholu. Tutaj, proputinowski ściek medialny nawet nie będzie musiał się zbytnio wysilać, bowiem wystarczy odpowiednio zaadaptować bajdy o Polakach, jakie lata temu krążyły po Niemczech, psując nasz wizerunek. Tak, pogardzali nami ci sami Teutoni, których dziadowie i ojcowie mordowali naród polski na skalę masową, okradali ze wszystkiego z czego tylko się dało, a na koniec, w sposób zbrodniczy spalili Warszawę. Obawiam się nawet, że Moskwa może przeprowadzić podobną operację dyfamacyjną wespół z Berlinem, dlatego w mojej głowie kłębią się czarne myśli.
Czarne myśli powinny też dopaść naszych decydentów, a ci, w ramach zapobiegania nieszczęściu, niezwłocznie zobowiązani są do podjęcia zaradczych kroków wyprzedzających. W tym celu należałoby wykorzystać kremlowskie, inscenizowane i fałszywe materiały filmowe przedstawiające żołnierzy z trójzębem na rękawach uniformów, którzy strzelają w nogi rosyjskich jeńców wojennych. Ten wyrazisty przykład moskiewskiej, kłamliwej kampanii oszczerczej trzeba odpowiednio oprawić obrazem i komentarzem, a następnie, najlepiej wespół z Kijowem kolportować w Europie Zachodniej, przestrzegając jej społeczeństwa przed narzuceniem zbrodniczej narracji Władimira Putina i jego kamratów. Rzecz cała wymagać będzie wysiłku, a także nakładów finansowych, ale właśnie teraz – kiedy Rosja jest uwikłana w wojnę i, tym samym, osłabiona – jest najlepszy czas, aby pokazać, kto jest zbrodniarzem, a kto ofiarą.
Ofiary zbrodniczej napaści powinny mieć także możliwość zaprezentowania swojego cierpienia choćby w Parlamencie Europejskim. Nawet się nie łudzę, że zasiadająca w nim i będąca pod wpływem lewicującej ideologii większość zgodzi się na debatę plenarną, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby na korytarzu owej instytucji zorganizować – oczywiście w świetle zaproszonych kamer – wystąpienie kilku Ukrainek zmuszonych do opuszczenia własnej ojczyzny. Osobiście uważam, że takowy ruch jest niezbędny i należy wykonać go szybko, tak, aby wyprzedzić rozpanoszoną medialnie Rosję. Wciąż się łudzę, że ktoś podejmie, zbliżone do opisanych powyżej kroki, zorganizuje takie działania i rozpędzi moje czarne myśli.
Howgh!