Wojciech Koronkiewicz o bogactwie, wycince i ochronie Puszczy Białowieskiej
Wycinanie drzew w naszej puszczy to jak przeliczanie Wawelu na cegły - mówi Wojciech Koronkiewicz, obrońca Puszczy Białowieskiej.
Jest jeszcze szansa na uratowanie naszej Puszczy Białowieskiej?
Ja wierzę, że jest. Mam nadzieję, że uda się ją uratować. Nie można ciąć puszczy, bo to - jak wszyscy mówią - nasz największy skarb narodowy. Jeżeli chodzi o przyrodę - nie ma nic bardziej znanego. Ostatnia puszcza nizinnej Europy. Nie można tam prowadzić gospodarki leśnej, nie można tam wycinać drzew.
Nie wierzy Pan w zapewnienia, że drzewa trzeba wycinać, że to z korzyścią dla puszczy?
Kiedyś jeden człowiek przekonywał mnie, że drzewa trzeba wycinać, że tak robił jego tata. Pytam: gdzie? Okazało się, że pod Łomżą. Ja wiem, że pod Łomżą są piękne lasy, cudowna Puszcza Piska. Ale żadnego lasu nie można porównać z Puszczą Białowieską. Ona powinna być traktowana wyjątkowo. Czesław Miłosz 1996 roku porównał Puszczę Białowieską do Zamku na Wawelu. Powiedział, że wycinanie drzew z puszczy to tak jak przeliczanie Wawelu na cegły. Powinniśmy ją traktować w sposób wyjątkowy.
Ale wycinka nadal jest prowadzona.
I to w dodatku w okresie lęgowym! To w ogóle kuriozum. Nie można tak robić. Ciężki sprzęt wjeżdża do lasu latem! Ja rozumiem tych, którzy stoją tam i mówią: kornik niszczy drzewa. Byłem tam ostatnio i dostałem ulotki, na których jest napisane: Spójrzcie, do czego doprowadzili pseudoekolodzy, a na zdjęciach suche, obumarłe drzewa. I aż mnie kusiło, żeby zrobić swoje zdjęcie i podpisać: Spójrzcie, do czego doprowadzili leśnicy. Są takie miejsca: sucha polana, wypalona przez słońce i nie ma ani jednego drzewa. Ja rozumiem, suche drzewo potrafi wzbudzać smutne uczucia. Ale ono może też być pełne życia: tam się rozwijają grzyby, porosty, owady, tam przylatują ptaki. Ktoś powiedział: Puszcza Białowieska to nie tylko drzewa i żubry, ale również całe bogactwo roślin, organizmów, które już nigdzie indziej nie występują. I żeby one się zachowały, te martwe drzewa powinny tam zostać.
Teraz dodatkowo wprowadzono zakaz wstępu do puszczy. Nie można wybrać się tam na spacer.
Gdy jechałem do puszczy, spotkałem ludzi z ulotkami - tych, którzy są za wycinką. Wiele z ich postulatów brzmiało jak nasze. Na przykład: żądamy dostępu do Puszczy Białowieskiej. I tak: chcemy mieć dostęp do Puszczy Białowieskiej. Oni się obawiają, że ekolodzy ją zamkną. A to nieprawda. Zamknęły ją Lasy Państwowe. To nieprawdopodobne! Bo co? Bo gałęzie spadają? Bo drzewa się wywracają? Jest duże zagrożenie pożarowe? Ale gdzie? W Puszczy Białowieskiej, która jest po prostu pełna bagien? To tak samo można potraktować ludzi, którzy chodzą po górach. Iluż ludzi tam gubi się, spada - bo są trudne warunki pogodowe... Ale nikt nie zamyka Tatr. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i jesteśmy świadomi, że wchodząc do lasu, jesteśmy narażeni na to, że spadnie na nas gałąź. Zapytałem jednego z ekologów - Michała Książka, który napisał wspaniałą opowieść, jak szedł wzdłuż granicy i nocował w puszczy: cóż takiego niebezpiecznego tam jest. Odpowiedział, że nie wie. Ale za to wie, czym się puszczę mierzy: metrami sześciennymi wywożonego drewna. I z tym zamknięciem to chyba o to chodzi; żeby ludzie nie zobaczyli, jak wielkie spustoszenie dzieje się w Puszczy Białowieskiej, jak dużo drzew jest wyciętych, jak wielkie są te polany, na których nic nie rośnie. I co z tego, że ci leśnicy posadzą tam drzewa? To nie jest plantacja. Jeśli chcemy, by puszcza była naturalna, to pozwólmy jej rosnąć naturalnie.
Co możemy zrobić, by tę puszczę uratować?
Mówić. Głośno o tym mówić. Ale ludzie z Hajnówki boją się o tym mówić. Bo burmistrz jest za wycinką. I jest największym pracodawcą. A Białowieża żyje z turystów. Bo ludzie widzą, że z turystki żyje się lepiej niż z piłowania drewna i zbierania jagód. To samo powinno się dziać w Hajnówce. Trzeba znaleźć na to sposób.