Skandal, do jakiego doszło podczas spotkania polityków Koalicji Obywatelskiej z mieszkańcami Nowego Targu nie powinien przejść bez echa. Chodzi o sytuację ze środy, kiedy wyraźnie pobudzony mężczyzna zaatakował (na szczęście tylko słownie) posła PO Borysa Budkę, ale także dziennikarzy i innych polityków. Wykrzykiwał mu w twarz mało parlamentarne słowa, odgrażał się, a na koniec wyżył na operatorze i kamerze jednej z redakcji, która relacjonowała wydarzenie.
Dobrze pamiętamy, jakie mogą być konsekwencje politycznej nienawiści. Pamiętamy śp. Marka Rosiaka, którego rozszalały przeciwnik Prawa i Sprawiedliwości zamordował, wkraczając do łódzkiej siedziby PiS w poszukiwaniu Jarosława Kaczyńskiego. Pamiętamy mord z Gdańska, kiedy inny przestępca postanowił skanalizować swoją psychozę na śp. prezydencie tego miasta, Pawle Adamowiczu. Po każdej z tych tragedii polityczne i publicystyczne głowy kiwały się w rytm partyjnych i medialnych przekazów, nawołując do opamiętania, ale i obarczając odpowiedzialnością „tych drugich”, a de facto wykorzystując sprawy do kolejnej walki. Na gadaniu się kończyło, spirala sporu się nakręcała, a efekt jest taki, że jak Polska długa i szeroka rowy między zwaśnionymi stronami politycznego sporu pogłębiają się w zasadzie każdego dnia. Podział więc „trwa i trwa mać”, gaszony okresowo przez żałoby.
Co jednak zasmuciło mnie najbardziej (poza faktem, że furiat z Nowego Targu zaatakował ludzi), to to, że nie brakowało nie tylko takich głosów, które jęły go usprawiedliwiać. Pojawiły się sugestie, że całość była wyreżyserowaną przez polityków opozycji „ustawką”, która miała zrobić z nich ofiary „pisowskiego reżimu”. Co ciekawe, części komentujących i narzucających ton dyskusji nie przekonuje nawet fakt, że mężczyzna po tym jak już oprzytomniał, sam zgłosił się na nowotarski komisariat i usłyszał zarzuty. To pokazuje tylko, że część z nas już dawno straciła zdolność racjonalnej oceny sytuacji i pędzi na oślep, chyba donikąd. Tylko czy to wyłącznie ich wina?