Wojciech Sobierajski chce pobić rekord Aleksandra Doby. Trasa wiedzie m.in. przez Bydgoszcz
W ubiegłym roku się nie udało, ale Wojciech Sobierajski nie powiedział ostatniego słowa. Sportowiec znów wsiądzie w kajak, aby w 12 dni pokonać 1200 km i pobić rekord Aleksandra Doby.
Trzykrotny wicemistrz świata, multirekordzista Polski i Guinnessa chce pokonać trasę z Przemyśla do Świnoujścia. Droga wiedzie przez San, Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć, Wartę i Odrę. – Ten rekord wpadł mi do głowy, gdy w ubiegłym roku w lutym wspinając się na szczyt Kilimandżaro zmarł Aleksander Doba. To wyzwanie w hołdzie jego pamięci – wyjaśnia Wojciech Sobierajski.
Znany polski podróżnik i kajakarz pokonał 1200 km w 13 dni. Rekordzista Guinnessa zwraca uwagę, że Doba ustanowił rekord w 1989 roku, gdy on przychodził na świat. – Pierwsza próba odbyła się w czerwcu 2021 roku. Wytrzymałem 4 dni – dopłynąłem do Warszawy – przypomina Sobierajski. Łącznie pokonał 430 km, ale dalsza wyprawa nie była możliwa ze względu na wysokie temperatury, które doprowadziły go do udaru słonecznego.
– Zrezygnowałem – to jedyny rekord, którego nie pobiłem do tej pory z wszystkich swoich wyzwań. Siedzi mi taka zadra w sercu – chcę to zrobić – nie było innej opcji, jak podejść do tego drugi raz – mówi W. Sobierajski.
W tym roku wyprawa zacznie się 1 maja, aby warunki atmosferyczne były optymalne. Chodzi o temperaturę powietrza, ale także poziom wody, który w tym czasie może być wyższy niż latem, co ułatwi wyzwanie. Zdobyte wcześniej doświadczenie utwierdza Sobierajskiego w przekonaniu, że mierzy się z wyjątkowo trudnym zadaniem.
– Żeby zrobić 100 km dziennie, byłem zmuszony płynąć od 4 rana do 22, czyli po 18 godzin na dobę. To niesłychana mordęga. Nic nie może się wydarzyć po drodze. Kilka godzin przerwy spowodowane przez burzę czy jakąś nieprzewidzianą sytuację, jak awaria kajaka, przekreśli całą próbę – uważa sportowiec.
We dwóch raźniej
Sobierajski ma już na koncie sukcesy kajakowe – w 2020 roku pobił rekord Guinnessa przepływając kajakiem 262 km w ciągu jednej doby. Teraz razem z nim wyzwania podjął się pochodzący z Ukrainy Vania Kohut. Duet dwa lata temu przepłynął w 9 dni 1000 km Wisłą. Mieszkający od 8 lat w Polsce sportowiec znany jest m.in. z występów w programie Ninja Warrior.
– Wszystko zależy od pogody – jak będzie dobra, to jest do zrobienia. Jak będziemy mieli trudności pogodowe, będzie trudno. Pamiętam poprzednie wyzwanie – to nie było płynięcie, tylko walka – uważa Vanja Kohut. Panowie będą poruszać się w osobnych kajakach, ale obecność drugiej osoby będzie ułatwieniem.
– Na pewno jest to pomoc psychiczna. Jak jeden płynie, drugi wie, że też musi to robić, nie może się poddać – stwierdza V. Kohut. Sobierajski prócz wzajemnego napędzenia zauważa jeszcze dwa plusy. – Są takie sytuacje, gdy chce się płakać z bezsilności – wtedy będzie się płakało we dwóch i to ze śmiechu. Po trzecie jest bezpieczniej. To woda, zawsze coś może się wydarzyć. Warto mieć kogoś obok – zauważa.
– Nie płynąłem tymi rzekami. Wojtek mówił mi, że jest na trasie dużo przeszkód i trzeba będzie przenosić kajak, a samemu przenosić jest ciężej – uzupełnia partner. Plan obu zawodników jest prosty – płynąć wspólnie. – Nie ma opcji, żebyśmy płynęli w odstępach. Płyniemy razem albo wolniejsza osoba odpada – stwierdza kategorycznie Sobierajski.
Musi wytrzymać głowa
Dokładny czas rekordu Doby nie jest znany, więc nie można pobić go o godzinę czy dwie, ale trzeba o cały dzień. – Na trasie są śluzy, tamy, zapory, progi wodne. Jest mniej więcej 20 miejsc, gdy kajak trzeba przenieść brzegiem albo się prześluzować – opowiada multirekordzista. Utrudnienia mogą czekać na sportowców m.in. we Włocławku. Jeśli w którymś miejscu śluzy mają wyznaczone godziny pracy, może spowodować to kolejne opóźnienia.
– Gdy płynął Aleksander Doba, śluzy były tylko trzy. Jest trudniej, jeśli weźmie się pod uwagę przeszkody wodne. Ułatwieniem są lepsze kajaki – mówi W. Sobierajski. Sportowcy nie mają specjalnego treningu pod kątem wyzwania. – Nawet nie wiem, jak miałbym się przygotować. Do sprintu trzeba to robić. W ultra głównie chodzi o to, żeby głowa wytrzymała. Siedzisz w kajaku i powoli wiosłujesz – tłumaczy Vania Kohut.