72 lata temu w Ardenach trwały zaciekłe walki. Wydawałoby się, że nie było czasu na świętowanie. Jednak mimo wszystko żołnierze znaleźli czas, by zasiąść do wspólnej wigilii.
Wigilia, 24 grudnia 1944 r. była dziewiątym dniem niemieckiej ofensywy, która zaskoczyła Sprzymierzonych. Wydawałoby się, że przez zalesione, co prawda niskie góry, nikt rozsądny nie poprowadzi ataku. A jednak. Ofensywa niemiecka na pograniczu niemiecko-luksembursko-belgijskim była niespodzianką.
Amerykanie sądzili, że spędzą święta w spokoju. Jak wyglądały te święta? Dla generała Dwighta Eisenhowera były na pewno nerwowe, bo alianci stracili inicjatywę na froncie. Byli pewni, że niemiecka armia jest w rozsypce: nie tylko, że jest w stanie atakować, ale nawet bronić się. Było jeszcze coś.
Rozeszły się plotki, że komandosi obersturmbannführera Otto Skorzeny’ego czyhają na życie alianckiego dowódcy. Jak wyglądała wówczas sytuacja, niech wypowie się świadek:
„Oficerowie służby bezpieczeństwa natychmiast zamienili kompleks kwatery głównej w fortecę. Pojawił się drut kolczasty, wjechało kilka czołgów. Straż została podwojona, potrojona, potem zwiększona cztery razy. Zamiast dawnej formalności, przepustki stały się teraz kwestią życia lub śmierci. Wystrzał samochodowego tłumika wystarczał, by przerwać pracę w każdym biurze, potem zaczynała się burza telefonów w naszym, a wszyscy pytali, czy z szefem jest wszystko w porządku. Atmosfera była gorsza niż w kwaterach polowych na froncie, gdzie wszyscy wiedzieli, jak się zachowywać w takich sytuacjach”.
Dla zwykłych żołnierzy święta w śniegu, mrozie na pewno były trudne. Dochodziło nawet do niesnasek. W oblężonym przez Niemców mieście Bastogne 24 grudnia minął bez obiecanej pomocy z zewnątrz i na ciężkich walkach. Tego dnia zwykli żołnierze poczuli niechęć do kadry. Wszyscy wysocy oficerowie zjedli w głównym sztabie uroczystą kolację wigilijną, podczas gdy do okopów przywieziono jedynie zamarznięte plastry indyka i zimną kawę.
Dokładnie o północy w kościele St. Pierre odprawiono pasterkę. Uczestniczyli w niej prawie wszyscy żołnierze nie pełniący służby. Jak wspominają, kościół był pełen. Hełmy turlały się po podłodze, trudno było porozumieć się z miejscowymi cywilami nie znającymi angielskiego.
Kapłan w kazaniu przekazał raczej treści mające podbudować wolę walki, niż przekazać radość z narodzenia Chrystusa. Potem błogosławił każdego oddzielnie i udał się do okopów, by tam wyspowiadać żołnierzy i rozdać im komunię świętą w przerwie pomiędzy natarciami. W okopach przez cały 25 grudnia śpiewano kolędy, głównie międzynarodową „Cichą noc”.
Po stronie niemieckiej było zdecydowanie gorzej. Brakowało zaopatrzenia. Niemieccy planiści liczyli, że zdołają opanować amerykańskie magazyny. To było zbyt optymistyczne założenie. Wigilia była przełomem z innego powodu. Tego dnia przejaśniło się. Alianci zyskali poważny atut, czyli do akcji weszło lotnictwo, które panowało w powietrzu i od razu zaatakowało niemieckie kolumny.
Niemcy nie dotarli nawet do pierwszego jej celu jakim była rzeka Moza. Nie udało im się także zdobyć dużych ilości paliwa jak zaplanowano. Pomimo że straty, szczególnie w czołgach, były do tej pory minimalne, generał von Manteuffel zarekomendował zakończenie operacji i wycofanie sił niemieckich za linię Zygfryda. Hitler odrzucił tę propozycję. Walki w Ardenach trwały prawie do końca stycznia 1945 roku.
Dokładne straty po obu stronach są niemożliwe do oszacowania. W zależności od źródeł określa się je na pomiędzy 70 a 81 tysięcy zabitych i zaginionych żołnierzy amerykańskich i około 1400 brytyjskich oraz pomiędzy 60 a 140 tysięcy zabitych i zaginionych Niemców.
W ostatecznym rozrachunku bilans operacji był dla Niemców katastrofalny. Przewaga nad aliantami była chwilowa, a straty w sprzęcie i żołnierzach, którzy mogliby zostać użyci do obsadzenia linii Zygfryda, były nie od odrobienia. Wielu wyższych oficerów Wehrmachtu, a także szeregowych żołnierzy ostatecznie straciło motywację do walki z aliantami, którą w świetle nieuchronnie nadciągającej klęski uważali za bezcelową.
Bitwa w Ardenach była też szeroko relacjonowana przez media amerykańskie. Korespondenci wojenni rozpisywali się o obronie Bastogne, o zrzutach zaopatrzenia z powietrza, o rajdzie 3 armii generała Pattona. Dzięki relacją korespondentów czytlenicy i słuchacze radia mogli poczuć atmosferę tych walk.