Wojewoda Przemysław Czarnek: Jeśli ktoś jest tu zastraszany, to ja
Rozmowa z Przemysławem Czarnkiem, wojewodą lubelskim.
Jest Pan typowany na kandydata PiS na fotel prezydenta Lublina. Wygasił Pan mandat Krzysztofa Żuka, żeby osłabić konkurenta?
Bzdura. Nie ma w ogóle tematu. Nikt z władz PiS ze mną o tym nie rozmawiał. Poza tym, w lubelskim PiS jest wielu znakomitych kandydatów na prezydenta Lublina - choćby obecni parlamentarzyści. A o tym, kto będzie kandydatem i tak ostatecznie zadecyduje centrala w Warszawie na czele z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Do wyborów jest jeszcze dużo czasu, a ja dobrze się czuję w roli wojewody. Ta praca przynosi mi dużo satysfakcji. Całe zamieszanie wokół prezydenta Lublina wzięło się natomiast z tego, że to wojewoda lubelski musiał wydać - i wydał - zarządzenie zastępcze w stosunku do prezydenta. Gdyby wydał je ktoś np. ze Szczecina, to spekulacji i politycznego aspektu by nie było.
To może myśli Pan o Sejmie?
To jeszcze bardziej odległa przyszłość. Nie myślę teraz o parlamencie. Sprawuję funkcję wojewody i chcę ją wykonywać najlepiej jak potrafię dla województwa lubelskiego i jego mieszkańców.
Ale zapisał się Pan do PiS. Właśnie z myślą o karierze politycznej?
Nie. Do PiS należałem już wcześniej. W 2001 roku byłem jednym z pierwszych członków partii w regionie. Potem się wypisałem. Zaważyły różne względy, głównie zawodowe. Ale nadal byłem związany z PiS. Współpracowałem z prominentnymi politykami tej partii, w tym w szczególności z biurem poselskim posła Sławomira Zawiślaka. Czułem się członkiem PiS, formalnie do partii nie należąc. Zapisałem się teraz ponownie do PiS, żeby nie stwarzać jakiejś dziwnej sytuacji, że wojewoda z PiS, realizujący program tej partii, nie jest członkiem PiS.
Stąd opinie, że przynależność partyjna wymusiła na Panu taką decyzję wobec prezydenta, i że argumenty merytoryczne nie odgrywały większej roli.
W żadnym wypadku. To bajanie o niczym. Jeśli moja decyzja nie była merytoryczna, to jaka jest merytoryczna? Czy merytoryczne są wystąpienia prezydenta Żuka albo przewodniczącego Rady Miasta Lublin Piotra Kowalczyka, nawołujące mnie do niewykonywania prawa, bądź ich zachowanie polegające w zasadzie na wprowadzaniu w błąd opinii publicznej w Lublinie? Przecież pisemnie i oficjalnie poprosiłem prezydenta, aby przedstawił swoje racje w tej sprawie. Krzysztof Żuk zapowiedział przekazanie mi eksperty z prawnych, na które się powołuje. I co? Nie otrzymałem ich. Czy pan prezydent ma coś do ukrycia?
Ekspertyzy prawne dotyczące rady nadzorczej PZU Życie prezydent przekazał dziennikarzom na początku lutego…
Jednak nie wysłał ich do Urzędu Wojewódzkiego, a chętnie byśmy je poznali przed podjęciem decyzji. Może pan prezydent ich nie przesłał, bo ekspertyzy są ze sobą sprzeczne? Nie chciałbym polemizować z autorami tych opinii, ale prof. Andrzej Kidyba z UMCS w swojej ekspertyzie - sporządzonej zresztą na papierze firmowym UMCS - jasno stwierdza, że Skarb Państwa musi mieć akcje w spółce, do której zgłasza swego reprezentanta. A prof. Sołtysiński ma w tej sprawie skrajnie odmienny pogląd.
Prezydent ma problem - jego eksperci skrajnie różnią się od siebie w zasadniczej sprawie. Może dlatego ukrył ekspertyzy do momentu wydania przeze mnie zarządzenia zastępczego? Prezydent Żuk pokazał też oświadczenie Włodzimierza Karpińskiego, byłego ministra skarbu państwa, który stwierdził, że wybór prezydenta Żuka do rady nadzorczej odbył się zgodnie z prawem. Proszę zauważyć jednak, kiedy pan poseł Karpiński wydał to oświadczenie. Czy było to w momencie powołania prezydenta Żuka do rady nadzorczej PZU Życie, czyli w 2014 roku, czy dopiero teraz? Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, w jaki sposób Krzysztof Żuk został w PZU Życie przedstawicielem Skarbu Państwa, bo w ministerialnym rejestrze jego reprezentantów w spółkach nazwisko prezydenta nie figuruje, a nawet nie ma takiej informacji w PZU Życie. Czyżby powołanie odbyło się w gabinecie ministra Włodzimierza Karpińskiego na zasadzie koleżeńskiej „a ty Krzysiu pójdziesz do PZU Życie”? I jeszcze jedna sprawa. Problem w tym, że eksperci pana prezydenta to wybitni specjaliści, ale jednak z zakresu prawa handlowego i cywilnego. A materia prawa antykorupcyjnego jest materią stricte publicznoprawną. Pytanie, kto w takim razie nie kieruje się względami merytorycznymi - ja czy prezydent Żuk?
To dlaczego prezydent Żuk mówi „nie dam się zastraszyć”?
A to już inne, kolejne kuriozum. Jeśli ktoś jest tu zastraszany, to ja, a nie prezydent. Przewodniczący Kowalczyk niemal krzyczał na konferencji, że jeśli wydam zarządzenie zastępcze albo choć rozpocznę procedurę, wzywając Radę Miasta do wykonania obowiązku, to spotkam się z „ostracyzmem środowiska prawniczego”. I to z całą pewnością można odebrać jak straszenie, tyle że niepoważne i śmieszne. Przypomnę też, że to przy gmachu Urzędu Wojewódzkiego stał baner nawołujący do tego, abym nie wydawał zarządzenia, czyli nie wykonywał prawa, obowiązków z niego wynikających. Postawili go ludzie prezydenta i przewodniczącego Kowalczyka (zrobił to karateka Daniel Iwanek - red.). Prezydenta natomiast nikt nie straszy. Nikt nie urządza awantur publicznych ani nie wystawia banerów przeciwko prezydentowi. A przecież to niewielka trudność i wielu ludzi pytało mnie, czy tak nie należałoby odpowiedzieć na te zastraszania. Stwierdziłem, że to po prostu głupie i ja sobie tego nie życzę.
Prezydent mówił, że opierał się Pan na niepełnej dokumentacji. Że część materiałów CBA dosłało po tym, jak wydał Pan zarządzenie.
Nie po zarządzeniu, tylko po wezwaniu Rady w końcu grudnia. Szkoda, że pan prezydent nie mówi, o jakie dokumenty chodzi. Zarządzenie wydałem w oparciu o komplet dowodów zebranych przez CBA. To, co otrzymaliśmy po wezwaniu Rady, a na długo przed wydaniem zarządzenia, to były pełnomocnictwa, o których mowa w dokumentacji i protokole. Te dosłane dokumenty nie miały absolutnie żadnego wpływu na zawartość merytoryczną zebranych materiałów, a jedynie formalnie potwierdzały te materiały. Powtarzam jednak. Zarządzenie tak czy inaczej wydałem w oparciu o komplet dokumentacji, którą dwa tygodnie wcześniej przekazałem także prezydentowi i Radzie na życzenie prezydenta.
Może zatem „sprawa Żuka” to sygnał, żeby poprawić tzw. ustawę antykorupcyjną?
Nie widzę powodów, aby zmieniać tę ustawę. Jej zapisy są jasne. Generalnie zakazuje samorządowcom pewnych działań, precyzyjnie wskazując wyjątki. Co tu należy doprecyzować, skoro wszystko jest jednoznaczne i precyzyjne? Problem pojawia się tylko wtedy, gdy ktoś jasne przepisy próbuje nadinterpretować. Tak jak w przypadku prezydenta Żuka i PZU Życie. Celem ustawy jest przeciwdziałanie korupcji i pod tym względem spełnia ona swoje zadanie. Jest jasny zakaz złamany przez prezydenta i jasne wyjątki, które w tym przypadku nie występują. Tak stwierdziło CBA i potwierdziły to moje służby prawne.
Korupcja kojarzy się ze skrzętnie ukrywanymi machinacjami. Tymczasem Żuk w oświadczeniach majątkowych nigdy nie ukrywał faktu zasiadania w radach nadzorczych. I te oświadczenia sprawdzał wojewoda. Nic nie wzbudziło wątpliwości urzędników?
Przypomnę, bo warto o tym pamiętać: wojewoda nie ma uprawnień i narzędzi do głębokiej i merytorycznej weryfikacji oświadczeń majątkowych. Przede wszystkim jednak, w 2015 r., gdy wojewodą był Wojciech Wilk, członek PO, oświadczenie prezydenta Żuka wzbudziło wątpliwości. Chodziło właśnie o zasiadanie w radzie nadzorczej PZU Życie, z którego to źródła prezydent Żuk ujawnił dochody (oświadczenie za 2014 rok, gdy znalazł się w radzie nadzorczej PZU Życie, Żuk złożył do końca kwietnia roku następnego - red.). Urzędnik zadzwonił wówczas do ratusza po wyjaśnienia. Usłyszał, że prezydent Żuk jest reprezentantem Skarbu Państwa i na tym poprzestano. Jest z tego zdarzenia sporządzona notatka służbowa.
Może trzeba było drążyć sprawę?
Kiedy? Rok później? A poza tym nie mamy takich narzędzi. Zapewnienie ze strony ratusza rok wcześniej było wtedy w pełni wystarczające. Gdy ja - jako wojewoda przeprowadzałem kontrolę oświadczeń Krzysztofa Żuka już w 2016 roku, to opierałem się na wcześniejszych wyjaśnieniach ratusza, bo była tu kontynuacja pracy prezydenta w PZU Życie. A wojewoda nie ma przecież uprawnień, aby wystąpić o wyjaśnienie do PZU Życie.
A z drugiej strony, wyobrażacie sobie panowie, co by się działo, gdybym po rozpoczęciu urzędowania poprosił o przyniesienie mi na biurko oświadczeń majątkowych prezydenta Żuka z poprzednich lat i dociekał szczegółów, mimo że nie mam takich wyraźnych uprawnień? To by dopiero było! Od razu pojawiłby się krzyk, że szukam haka na Żuka, bo chcę pewnie kandydować na prezydenta Lublina.
Myśli Pan, że Naczelny Sąd Administracyjny wyda orzeczenie przed końcem tej kadencji?
Nie wiem, co i kiedy zrobi sąd, ale doświadczenie urzędu mówi, że może to trwać dwa lata, a nawet dłużej. Sprawa dotyczy jednak obecnej kadencji, czyli lat 2014 - 2018. Jeśli wyrok ewentualnie niekorzystny dla prezydenta Żuka zapadnie po zakończeniu tej kadencji, to będzie bezprzedmiotowy, nie będzie miał praktycznego znaczenia, bo po prostu tej obecnej kadencji już nie będzie. Dlatego zupełnie nie rozumiem, skąd takie nerwy w środowisku prezydenta.
Bo sytuacja w samorządach jest napięta. Są głosy, że PiS chce wyborów już w tym roku.
To kolejna spekulacyjna bzdura. Takich słów - oficjalnie czy nieoficjalnie - ze strony polityków PiS, w tym najważniejszych, z którymi regularnie spotykam się na konwentach wojewodów, nigdy nie słyszałem. To czyste spekulacje.
Ale dwukadencyjność dla prezydentów, burmistrzów, wójtów to już nie spekulacja. PiS mówi o ograniczeniu czasu sprawowania władzy w samorządach.
A to jest propozycja bardzo dobra w moim przekonaniu. W USA się sprawdza? Tak. W przypadku prezydenta Polski się sprawdza? Tak. Jestem za dwukadencyjnością. To dobre rozwiązanie. Przy czym ograniczeniu liczby kadencji mogłoby towarzyszyć wydłużenie czasu ich trwania z czterech do pięciu lat. Dałoby to możliwość wypełnienia wszystkich deklaracji i obietnic złożonych w kampanii wyborczej. Przypomnę też, że nie jest to nowe rozwiązanie. W przeszłości mówili o nim różni politycy.
Skoro to dobre rozwiązanie, to może trzeba zastosować je też wobec radnych i parlamentarzystów?
Nie, bo ograniczenie liczby kadencji powinno dotyczyć tylko władzy wykonawczej. A tą są prezydent kraju, prezydent miasta, burmistrz i wójt. Radni i parlamentarzyści to władza prawodawcza, która niemal nigdzie nie jest ograniczona dwukadencyjnością.
Gdy prezes PiS mówi o samorządach, padają słowa o zepsuciu, tworzeniu księstw… Jak wojewoda widzi takie rzeczy?
Niestety, tak często wyglądają samorządy. Nie wszystkie, z reguły te mniejsze, ale niekiedy także te duże. Tworzy się pewne środowisko powiązań i wspólnych partykularnych, często brudnych, interesów. To nie jest dobre i zmiany są potrzebne. Po kilkunastu latach czy nawet dłuższym okresie sprawowania władzy, trudno już znajdować sposoby na rozwiązanie niektórych problemów. Każdy się wypala, a każda władza po prostu się zużywa. Wtedy potrzebne jest świeże spojrzenie. I to właśnie gwarantuje dwukadencyjność.
Lubelscy politycy PSL mówią, że przez pierwszą kadencję wójt pracuje na reelekcję. Gdy druga będzie jego ostatnią, to… Tutaj można się domyślić, że będzie dbał o własne interesy.
Może tak to wygląda w PSL, ale niech nie mierzą każdego swoją miarą. Przecież prezydenci, burmistrzowie, wójtowie wywodzą się z jakichś środowisk politycznych i nawet jak zakończą swoją misję na dwóch kadencjach, to powinno im zależeć na utrzymaniu władzy przez te środowiska. Będą pracować nie tylko na swój rachunek, ale swojego środowiska.
Są zarzuty, iż plany PiS miałyby łamać zasadę, że prawo nie działa wstecz. Zamknęłoby to drogę do kandydowania np. obecnemu prezydentowi Lublina. Chodzi o usunięcie konkurentów politycznych?
Nic takiego. Przecież takie rozwiązanie zamknęłoby drogę do kandydowania także wielu znanym obecnym wójtom i burmistrzom prawicowym. A poza tym, prezes PiS jasno stwierdził, że o tej kwestii zapewne zdecyduje Trybunał Konstytucyjny. Działanie prawa wstecz w przypadku ordynacji wyborczej w Polsce nie jest zresztą niczym nowym. Tak było, gdy zakazano kandydować osobom prawomocnie skazanym na karę więzienia za przestępstwo umyślne. I nikt wtedy nie protestował. Jedno jest pewne, trybunał będzie miał ciekawą sprawę do rozstrzygnięcia. Ewentualne ograniczenie liczby kadencji i to działające wstecz, bez wątpienia byłoby ograniczeniem konstytucyjnych praw politycznych, biernego prawa wyborczego, obecnie długo już rządzących wójtów i prezydentów. Tyle że art. 31 konstytucji dopuszcza ich ograniczenie, jeśli jest to konieczne w demokratycznym państwie, m.in. dla bezpieczeństwa państwa lub porządku publicznego albo ze względu na wolność i prawa innych osób.
Na którym z tych wyjątków może oprzeć się argumentacja PiS?
Chyba tylko na ostatnim, ale to czyste spekulacje. Z oceną pomysłu wstrzymam się do momentu przedstawienia choćby projektu ustawy i jej uzasadnienia. Uzasadnienie będzie w tym wypadku kluczowe. A poza tym teoretycznie możliwe są jeszcze inne rozwiązania, jak choćby ujednolicenie systemu rządów i powrót do rozwiązań prawnych obowiązujących do 2002 r. pod rządami obecnej konstytucji. Obecnie wybieramy wójtów w wyborach bezpośrednich. Ale tak się dzieje dopiero od 2002 roku. Wcześniej wójtowie, burmistrzowie i prezydenci byli wybierani przez radę gminy czy miasta. Ta zasada do dzisiaj obowiązuje na dwóch szczeblach samorządu: starostę wybiera rada powiatu, a marszałka województwa - sejmik.
I czemu miałoby to służyć?
Być może poprawie sprawności sprawowania władzy i zarządzania samorządem. Gdyby wójt był wybierany przez większość w radzie, to miałby silniejszy polityczny mandat do rządzenia, i nie dochodziłoby do często zbędnych tarć między wójtem i większością rady. W przypadku gmin i miast bywa z tym różnie. Ale podkreślam, to moje prywatne dywagacje w ogóle nieproponowane przez PiS i nasz rząd. PiS proponuje wyłącznie dwukadencyjność i to rozwiązanie uważam za bardzo zasadne i korzystne dla społeczeństwa i samorządów.
Odniesienie prezydenta do wypowiedzi Wojewody Lubelskiego
Jak wielokrotnie podkreślałem w swoich wypowiedziach publicznych, do Rady Nadzorczej PZU Życie SA zostałem zgłoszony przez Skarb Państwa reprezentowany przez Ministra Skarbu Państwa, posiadającego do tego umocowanie ustawowe. W piśmie z wyjaśnieniami z dnia 16 stycznia 2017 roku, skierowanym do Wojewody Lubelskiego, szczegółowo opisałem te okoliczności, zwracając się o przeprowadzenie, przed wydaniem zarządzenia zastępczego, rzetelnego postępowania oraz zebranie wszystkich dowodów istotnych w sprawie, w tym m.in. stosownych oświadczeń o zgłoszeniu mnie do Rady Nadzorczej PZU Życie SA przez Ministra Skarbu oraz działający na tej podstawie ówczesny zarząd PZU SA.
Wojewoda nie uczynił tego twierdząc, iż jest związany ustaleniami CBA. Jest to oczywista nieprawda i nie ma takiego przepisu prawa, z którego wprost wynika jego związanie, jako organu nadzoru i przedstawiciela rządu, takimi ustaleniami. Zarówno przepisy Konstytucji RP jak i ustawy o samorządzie gminnym wskazują na wojewodę, a nie na CBA, jako na organ nadzoru nad jednostkami samorządu gminnego Przepis art. 98a ustawy o samorządzie gminnym jasno określa, iż Wojewoda wydaje zarządzenie zastępcze, jeżeli rada gminy nie podjęła uchwały w sprawie stwierdzenia wygaśnięcia mandatu. Obowiązkiem Wojewody było więc dokonanie samodzielnej oceny czy zachodzą przesłanki ustawowe w tym zakresie. Twierdzenie Wojewody, iż ma obowiązek wydania zarządzenia zastępczego i nie posiada samodzielności w tym zakresie, skoro CBA wystąpiło o wygaszenie mandatu, jest oczywistą nieprawdą.
Wielokrotnie podkreślałem, iż posiadam opinie prawne wybitnych specjalistów i autorytetów prawa, które potwierdzają formułowane przeze mnie argumenty. Tymczasem ani CBA, ani Wojewoda nigdy nie wnosili o ich udostępnienie. Podobnie jak nie zwrócili się do ówczesnego Ministra Skarbu Państwa i prezesa PZU SA (właściciela PZU Życie SA) o wyjaśnienia, co do trybu powołania mnie do Rady Nadzorczej. Wobec braku działania w tym zakresie ze strony CBA i Wojewody, o oświadczenia te zwróciłem się w bieżącym roku sam, przekazując je następnie opinii publicznej i załączając je, razem z posiadanymi przeze mnie opiniami prawnymi, do skargi skierowanej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Wojewoda zaprzecza sam sobie, z jednej strony mówiąc w kontekście opinii prawnych "chętnie byśmy je poznali przed podjęciem decyzji", a jednocześnie nie występując o nie i podkreślając od pierwszych swoich komentarzy w tej sprawie, że mógł podjąć tylko jedną decyzję uznając, że jest związany ustaleniami CBA.
Dziwię się stwierdzeniu Wojewody, że posiadane przeze mnie opinie prawne są sprzeczne, świadczy to albo o braku zapoznania się z nimi albo o niezrozumieniu ich treści. Trzy opinie znakomitych profesorów prawa (i jednocześnie praktyków) z Lublina, Warszawy i Katowic wzajemnie się uzupełniają i co ważne - zawierają jednoznaczną konkluzję, iż nie naruszyłem prawa, a mój wybór do Rady Nadzorczej PZU Życie SA odbył się w pełni legalnie. Autorzy opinii to wybitni specjaliści z zakresu prawa cywilnego i handlowego, a to właśnie ta tematyka, wbrew opinii Wojewody, jest kluczowa dla oceny prawnej prawidłowości wyboru do rady nadzorczej oraz uprawnień Skarbu Państwa w tym zakresie. Podważanie kompetencji uznanych ekspertów, do których się zwróciłem, jest próbą ich dyskredytacji tylko dlatego, że ich opinie nie wpisują się w tok rozumowania CBA przyjęty następnie przez Wojewodę.
Wojewoda w piśmie z 29 grudnia 2016 r. (wzywającym Radę Miasta Lublin do podjęcia uchwały stwierdzającej wygaśnięcie mandatu Prezydenta) stwierdził, iż dysponuje przekazaną mu przez CBA kompletną dokumentacją w sprawie. Tymczasem jeszcze po tej dacie CBA przekazywało Wojewodzie kolejne dokumenty, nadal jednak Wojewoda nie był w posiadaniu całej dokumentacji zebranej przez ten organ. Jak wskazywałem na konferencji prasowej w dn. 9 lutego 2016 r., do akt sprawy nie zostały załączone zarzuty jakie zgłosiłem na piśmie do CBA odnoszące się do protokołu kontroli oraz pismo o odmowie podpisania przeze mnie tego protokołu. Były tam istotne i obszerne wyjaśnienia oraz moje stanowisko prawne. Wojewoda, na mój wniosek zawarty w piśmie z dnia 16 stycznia 2017 r., przedłożył Radzie Miasta kopie materiałów zgromadzonych w sprawie (w całości są to materiały przekazane przez CBA), stąd wiem, że w zgromadzonych przez Wojewodę aktach nie ma wspomnianych powyżej wyjaśnień do protokołu kontroli oraz odmowy jego podpisania. Tymczasem w wywiadzie udzielonym Kurierowi Lubelskiemu z dn. 17 lutego Wojewoda Lubelski potwierdza, że właśnie te niepełne, przekazane wcześniej Radzie Miasta materiały, były podstawą wydania zarządzenia zastępczego.
Część wypowiedzi Wojewody zawierająca insynuacje moim adresem pozostawiam bez komentarza, ubolewając jedynie, gdyż nie licują one z powagą pełnionego Urzędu.
Złożyłem skargę na Zarządzenie Wojewody do WSA w Lublinie i oczekuję na orzeczenie Sądu w tej sprawie.
Z poważaniem
dr Krzysztof Żuk