Wojewoda wielkopolski, Łukasz Mikołajczyk: Testów na koronawirusa nie zabraknie [WYWIAD]
- Wypowiedzi władz miasta, że policja albo żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej mają liczyć pasażerów, to złośliwość, która drzemie w autorze tych słów. Chciałbym, abyśmy kierowali się zdrowym rozsądkiem, dlatego moja prośba o zwiększenie taboru miała w tym pomóc. Więcej tramwajów to większa przestrzeń, a zatem mniej ryzyka - tłumaczy w rozmowie z "Głosem" Łukasz Mikołajczyk, wojewoda wielkopolski.
W środę wystosował pan pismo do prezydenta Poznania, wzywając go do wykonywania rządowych zarządzeń w walce z epidemią koronawirusa. Chodziło o transport i bezpłatne parkowanie parkowanie. Zgodnie z wytycznymi rządu pasażerowie powinni podróżować komunikacją miejską w odpowiednich odległościach od siebie. Jacek Jaśkowiak odpowiedział, że to idiotyczne zarządzenia, a jego zastępca Mariusz Wiśniewski, że nikt nie jest w stanie upilnować odpowiedniej liczby pasażerów w tramwajach i autobusach.
W słowach prezydentów, które były odpowiedzią na moją prośbę, pojawiło się zbyt dużo agresji i emocji. Moja reakcja wynikała zresztą z sygnałów, jakie otrzymałem od mieszkańców w ostatnich dniach czy to mailowo, czy przez media społecznościowe.
Mieszkańcy chcieli powrócić do codziennego funkcjonowania komunikacji miejskiej i zawieszenia strefy płatnego parkowania. Dlatego skierowałem te sygnały właśnie do władz miasta. Zresztą, z Jackiem Jaśkowiakiem mamy dość częsty kontakt, prezydent pisze, dzwoni, czasem prosi o wsparcie, jest to zupełnie normalne. Łączy nas wiele pomysłów i inicjatyw, które chcemy wspólnie realizować w Poznaniu, dlatego nie mam zamiaru obrażać się na kogokolwiek. Nawet jeśli na konferencjach zdarzy mu się powiedzieć o kilka słów za dużo lub minie się z prawdą. Nie obrażam się, nie atakuję samorządu, nie wypominam, unikam agresji i dążenia do sporu. Dlatego szkoda, że w odpowiedzi na moje pismo, otrzymałem antyrządową tyradę, a nie rzeczową odpowiedź dla mieszkańców. Umiejętność dialogu to cecha dobrego prezydenta czy wiceprezydenta, ale jak widać, czasami złość i złe emocje są słabymi doradcami.
Po tym, jak Warszawa wróciła do normalnego, codziennego rozkładu jazdy, na przystankach można było zobaczyć totalny chaos. Mało tego, okazało się, że jeden z kierowców też został zakażony koronawirusem.
Przepis dotyczący transportu publicznego jest rzeczywiście niełatwy do wyegzekwowania, ale z drugiej strony trudno się nie zgodzić z jego zasadnością. W tej sytuacji wszyscy powinniśmy wykazać się zdrowym rozsądkiem, odpowiedzialnością i dyscypliną i stosować się do tego przepisu. Przerwa pomiędzy pasażerami o jedno miejsce powinna być zachowana, by ci wzajemnie się nie zakażali. Wypowiedzi władz miasta, że policja albo żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej mają liczyć pasażerów, to złośliwość, która drzemie w autorze tych słów. Chciałbym, abyśmy kierowali się zdrowym rozsądkiem, dlatego moja prośba o zwiększenie taboru miała w tym pomóc. Więcej tramwajów to większa przestrzeń, a zatem mniej ryzyka.
Tylko kto miałby pilnować pasażerów, by ci nie tłoczyli się w pojazdach? Przecież nie może tego robić kierowca czy motorniczy. Na każdym przystanku miałby się zatrzymywać, liczyć i wypraszać tych "nadwyżkowych".
Oczywiście, dlatego uważam, że egzekwowanie tego przepisu wymaga zarówno samodyscypliny ze strony władz miasta, jak i ze strony samych pasażerów. Prezydent codziennie prowadzi telekonferencję, dlatego mógłby przypominać mieszkańcom o restrykcjach, które wprowadzono dla dobra wspólnego.
Władze miasta nie chcą się też zgodzić na wprowadzenie tymczasowej bezpłatnej Strefy Płatnego Parkowania. Pan w swoim piśmie zauważył, że zagrożeniem może stanowić dotykanie parkometrów, ale jak mówi wiceprezydent Wiśniewski, połowa płatności w SPP odbywa się już poprzez płatności mobilne.
W wielu miastach w Polsce, władze, które przecież nie wywodzą się z obozu Zjednoczonej Prawicy, potrafiły całkowicie zawiesić strefę na najbliższe tygodnie, aby ułatwić mieszkańcom dotarcie do pracy. Uważam również, że w obecnej sytuacji powinniśmy unikać dotykania parkomatów, bo przecież nie wszyscy posiadają aplikację.
Czytaj więcej: Koronawirus w Poznaniu: Ryneczki i targowiska będą otwarte? Służby sanitarne nagle zmieniają zdanie
Podobnie, jak władze Poznania, próbował pan nie dopuścić do zamknięcia targowisk i ryneczków. W tej sprawie mieliśmy do czynienia ze sprzecznymi sygnałami, wojewódzkie służby sanitarne najpierw nakazały ich zamknięcie, a po kilku dniach i interwencji ministra rolnictwa, Główny Inspektorat Sanitarny poinformował, że mogą one działać, jeśli spełnią określone normy higieniczne.
Z prezydentem Jaśkowiakiem o targowiskach rozmawiałem bodajże dwukrotnie. Ze zdziwieniem przyjmuję informacje, że prezydenci Poznania otrzymali decyzję zakazującą organizacji targowisk. Szczególnie, że takiej decyzji nikt nie wydał. Wojewódzki Inspektor Sanitarny wydał zalecenia, a w tym tygodniu przesłał szczegółowe wytyczne. Na ich podstawie samorządy wspólnie z powiatowymi inspektorami mają decydować o zamknięciu bądź nie. Jeśli targowisko dostosuje się do wymogów, to będzie działać. I znów mamy do czynienia ze słowami, które wprowadziły chaos informacyjny w mieście, a wystarczyło rozróżnić słowo decyzja od zaleceń. Decyzja jest po stronie samorządu.
Wielu mieszkańców zwraca uwagę, że trudno dowiedzieć się, ile dziennie testów na koronawirusa wykonuje się w Wielkopolsce.
Z każdym dniem możemy wykonać ich coraz więcej, ponieważ uruchomiliśmy dodatkowe laboratoria i jesteśmy w trakcie rozmów z kolejnymi. W pierwszych dniach zaczynaliśmy od około 50 wyników dziennie, kiedy mieliśmy do dyspozycji tylko jedno laboratorium. W tej chwili ta liczba wzrosła do około 250, ale raport z piątku rana pokazuje, że tylko tego dnia udało się zbadać próbki 397 osób. Sanepid dysponuje testami, dlatego nie ma obaw, że ich zabraknie. Laboranci pracują pełną parą przez 24 godziny na dobę. Udało się nam także zwiększyć liczbę tzw. karetek wymazowych, na początku działy tylko dwie, ale w tej chwili mamy już dziesięć.
To one pobierają wymazy od osób znajdujących się w kwarantannie. Po ilu dniach to następuje?
Najlepiej robić to 5, 6 czy 7 dnia kwarantanny, a nawet później.
Jak długo mieszkańcy muszą czekać na wyniki testu? Niektórzy musieli oczekiwać na nie 3,4, a nawet 5 dni.
Na początku rzeczywiście trzeba było czekać kilka dni, ale o pięciu nigdy nie słyszałem. W tej chwili po pobraniu wymazu wynik uzyskujemy w ciągu doby.
Ile pieniędzy urząd wojewódzki przekazał do tej pory szpitalowi zakaźnemu przy ul. Szwajcarskiej?
W pierwszej transzy z budżetu państwa do placówki trafiło 700 tys. zł, w drugiej 1,63 mln zł. Poza tym szpital otrzymuje środki z tytułu wyznaczenia go na placówkę jednoimienną zakaźną. Ma więc płacone za gotowość za każdą dobę, nawet jeśli łóżko stoi w nim puste. Oczywiście cyklicznie dostarczamy tam środki ochrony osobistej i dezynfekcyjne. Zadeklarowałem również, że jestem w stanie przeznaczyć dodatkowe 120 tys. zł na badania laboratoryjne.
Co pan zrobi, jeśli zabraknie miejsc w szpitalu przy ul. Szwajcarskiej?
Jesteśmy przygotowani na różne scenariusze, także na ten. Są już wyznaczone placówki, które będą niemal natychmiastowo gotowe przyjmować pacjentów. Przypomnę, że mamy szpitale będące w podwyższonej gotowości. Będziemy też tworzyć izolatoria dla pacjentów ze słabszymi objawami, po to by do szpitala jednoimiennego trafiali ci, którzy znajdują się w najgorszym stanie.
Koronawirus w Polsce - mapa na żywo: