Jestem z pokolenia, które w szkole więcej się uczyło, mniej dyskutowało. I może z dzisiejszego punktu widzenia było to ograniczenie wolności i spowalnianie samorozwoju jednostki, ale nauczyciel w tym, że nie przeczytałem lektury, nie dopatrywał się zbytnio kryzysu mojej osobowości, a bardziej normalnego lenistwa i totalnego niedbalstwa.
A efektem finalnym była dwója, czyli w obecnej nomenklaturze jedynka. Nikt też bardzo nie przestrzegał parytetu w wyborach samorządu klasowego, bo wiadomo, że trafiały tam kujony, co logicznie jest wytłumaczalne. Teraz z parytetem też robi się już problem, bo jak go przestrzegać, jak niewłaściwe jest stygmatyzowanie płcią, gdyż według niektórych to, czy jestem kobietą, czy mężczyzną, to tylko kwestia indywidualnego samopoczucia... Parytet więc staje się kategorią dość płynną i anachroniczną.
A ja z tą oświatą to rozpędziłem się nie na okoliczność zakończenia roku szkolnego, a tylko po to, by wytłumaczyć, iż jak mnie uczono, to rewolucja była domeną ludzi biednych, umęczonych życiem, w podartych koszulach, którzy przeciwstawiali się rządom obrzydliwie bogatych. A tu obecnie zaszła zmiana. Proszę patrzeć, kto wychodzi na ulice. Domniemani liderzy opozycji - Władysław Frasyniuk, Ryszard Petru, Grzegorz Schetyna - ludzie, którzy, eufemistycznie mówiąc, biedni nie są. W tych złotych spinkach, moherowych skarpetkach czy podkoszulkach z norek na uciśnionych raczej nie wyglądają. Jakoś więc mnie nie dziwią sondaże, które po-zwalają Jarosławowi Kaczyńskiemu spać spokojnie bez względu na to, jakby nie oś-mieszali się od czasu do czasu jego współpracownicy.
A jakie problemy ma ta opozycja, poza tym, że walczą o swoją demokrację, czyli taką, w której to oni rozdają karty i zbierają profity? W ostatnim tygodniu głośno było o tym, że dzieci pewnego nieżyjącego kombatanta walczącego w szeregach AK i w peer-elowskiej opozycji odmówiły przyjęcia odznaczenia z rąk prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ nie jest to ich prezydent. Podobnie postąpiło też kilka innych osób, których chciano w ten sposób wyróżnić. Nie wiem, czy liczyli, iż wskutek tego Andrzej Duda zamknie się w sobie, opuści pałac i w smutku uda się na wewnętrzną emigrację w okolice nieznane, by w samotności przemyśleć swe postępowanie?
Z tymi odznaczeniami to oczywiście nic nowego, bo pamiętamy, jak ludzie związani z obecnie rządzącą ekipą nie przyjmowali medali od prezydenta Komorowskiego. Takie rozgrywki: mecz - rewanż. I w ramach tego „sportu” radni PiS w Białymstoku odrzucili propozycję mieszkańców, aby patronem jednej z ulic w mieście był Władysław Bartoszewski. Według nich nie zasłużył sobie na tego typu uhonorowanie. Na honory musi poczekać, aż w białostockiej radzie PiS straci większość. A propos ulic. Od miesięcy we Wrocławiu trwa dyskusja, by zmienić nazwę znaną tutaj od dziesiątek lat ulicy Ofiar Oświęcimskich. Według mistrzów superpoprawności w ten sposób utrwala się obraz, że obóz koncentracyjny był w Oświęcimiu, a nie w Auschwitz. To zresztą w większości ci sami, co uważają, że oczywiście Auschwitz, ale na pewno nie niemiecki. Ciekawe, czy czytali tzw. literaturę obozową Tadeusza Borowskiego, Zofii Nałkowskiej lub Stanisława Grzesiuka? To mam taki pomysł. We Wrocławiu była kiedyś ulica Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Skrócono ją potem na Przyjaźni, więc może zostawmy obok Rynku ul. Ofiar. I każdy sobie w pamięci już ciąg dalszy dopisze.