Kiedy okazało się, że Leżachów ma się stać lokalną stolicą przemysłu drobiarsko-kompostowo-utylizacyjnego, wśród mieszkańców zawrzało. W proteście zawiązali stowarzyszenie. Żeby im władza nie instalowała „śmierdzących interesów”.
Przed dwoma laty Adam Woś, burmistrz Sieniawy, odtrąbił sukces: udało się zainteresować inwestorów gminą. I burmistrz nie ukrywał, że to on zaproponował rzeszowskiemu Res-Drobowi, by w okolicach Sieniawy postawił kurniki. Temu samemu Res-Drobowi, który przez rzeszowian został oprotestowany, bo... z jego zakładów usytuowanych na osiedlu 1000-lecia roznosi się uciążliwy fetor.
To nie był ostatni sukces marketingowy władz miasta. W gminie ma powstać nowy zakład Farmutilu. Nowy, bo stary już jest, taki „popeerelowski”, więc miejscowi przyjmują jego istnienie do wiadomości, ale bez entuzjazmu. A ten nowy ma być na ponad 10 hektarów i przerabiać 16 razy więcej padliny na dobę niż ten stary. W podsieniawskim Leżachowie, gdzie ma być usytuowany, nikt nie ma wątpliwości, że lawendą nie będzie od niego zawiewać.
A przecież w Leżachowie już mają swoje źródło zapachów: kompostownię. Kiedy powstawała, nikt głośno nie protestował, teraz jednak słychać głosy, że to nie jest interes, który pasowałby do Sieniawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu. A teraz w Leżachowie ma stanąć jeszcze 12 ogromnych kurników Res-Drobu, na które burmistrz już wydał pozwolenie. Dziesięć kolejnych, też w Leżachowie, czeka na błogosławieństwo burmistrza, a dziesięć kolejnych - w Wylewie.
Pewnie w 2015 roku nikt tu nie traktował poważnie zapowiedzi burmistrza Wosia, ot, zwykłe prężenie muskułów władzy. No i wtedy jeszcze lokalizacji tych inwestycji nie podawano. Ludzie wpuścili informację jednym uchem, wypuścili drugim, aż do 2016 roku, kiedy okazało się, że słowo ciałem się stało, a Leżachów ma być lokalną stolicą przemysłu drobiarsko-kompostowo-utylizacyjnego.
W Sieniawie, Wylewie, a przede wszystkim Leżachowie - zawrzało. Spontaniczny protest przerodził się w Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Sieniawskiej, które za główny cel istnienia postawiło sobie nie dopuścić do budowy kurników, rozbudowy Farmutilu i w ogóle zaprotestowało przeciwko podobnym instalacjom na swoim terenie.
Burmistrz Adam Woś ma na to inne wytłumaczenie. - Nie chodzi o kurniki, to tylko pretekst - zapewnia. - Im chodzi o najbliższe wybory samorządowe, oni walczą ze mną, nie z kurnikami.
Wsi spokojna, wsi wesoła
Pani Marzena ze stowarzyszenia mówi, że gdyby nie przypadek, to „truciciele” pewnie już zadomowiliby się w Leżachowie. To przypadkowa wizyta w Urzędzie Miasta sprawiła, że ludzie dowiedzieli się, że ktoś tam zabiega o postawienie w Leżachowie kilkudziesięciu kurników. Ogromnych. Że Res-Drob kupił pod Sieniawą 20 hektarów, ubiega się o pozwolenie na budowę, że już na 12 obiektów nawet takie pozwolenie dostał, że burmistrz Woś wydał dla tej inwestycji pozytywną opinię środowiskową. Pod ich nosem coś takiego się szykuje, a oni nić o tym nie wiedzą.
- Nie mamy możliwości uczestniczenia w konsultacjach społecznych, nie jesteśmy o niczym informowani - narzeka. I dodaje, że na stronach internetowych Urzędu Miasta próżno było szukać wzmianki o tych inwestycjach.
Burmistrz Woś broni się twierdzeniem, że nic o tym nie wie, że nie było o tym informacji, że „ma w urzędzie człowieka od tych spraw”, czyli od zamieszczania informacji na stronie internetowej i że to sekretarz urzędu odpowiada za stronę informacyjną”.
O tym, że Farmutil ma się rozbudować, ludzie też dowiedzieli się przez przypadek. I zaczęło się „szacowanie szkód”.
W specjalnej ulotce pt. „Informacja o śmierdzących i trujących inwestycjach, sprowadzanych przez burmistrza na teren miasta i gminy Sieniawa”, która ukazała się do publicznej wiadomości, są same konkrety. To, że planowana jest budowa 8 ferm brojlerów, z wyliczeniem gdzie i ile. I konkluzja: „To kilka milionów kurczaków w sąsiedztwie - zagrożenie pyłem, odorem, hałasem od setek wentylatorów oraz różnymi chorobami”. A Farmutil? „Przerób padliny przez nowy zakład, to 20 ton na godzinę, czyli 480 ton na dobę, a więc 16 razy większy smród i zatrucie” niż obecnego zakładu utylizacyjnego. A co czeka Sieniawę, kiedy staną i kurniki, i nowy Farmutil? „Ponad 50 śmierdzących, potężnych ciężarówek na dobę, z padliną, z kurczakami, z ich odchodami będzie kursować tam i z powrotem. Przez miasto i gminę Sieniawa”. I kto tu zechce przyjechać, zamieszkać? - pytają.
A to jeszcze według stowarzyszenia nie koniec apokalipsy:
„Ponad 50 proc. tysięcy ton kurzych odchodów z ferm rozprowadzanych będzie rocznie na gruntach rolnych w gminie Sieniawa lub przetwarzanych w istniejącej już kompostowni w Leżachowie. To ogromne oddziaływanie odorowe, zanieczyszczanie gleby, wód gruntowych i podziemnych oraz powietrza”.
I autorzy ulotki wyliczają, jakiego rodzaju zagrożenie biologiczne może trafić do wody i gleby oraz powietrza. A przecież nie da się jeszcze wykluczyć większego ryzyka ptasią grypą - dodają. „Jesteśmy przekonani, że trupi odór to cichy, ale skuteczny zabójca” - kończą ostrzeżenie.
A przecież Sieniawa miała być „czystą gminą”, to dla tych walorów ludzie się tu sprowadzają, tu budują i tu chcą żyć.
- I władze nam szykują taką kombinację, że w środku kolistej trasy nordic walking, chyba najdłuższej w Europie, ćwiczący będą mieli fermy z milionami kurczaków i kompostownię, a tuż obok ścieżki po drugiej stronie - zakład utylizacyjny padliny - kreśli mapę pani Lidia ze stowarzyszenia.
I to już nie tylko nieustająca smrodliwość i zagrożenie biologiczne, to zupełnie realny spadek wartości ich nieruchomości. A miejskie wodociągi już teraz „nie wyrabiają” w środku suchego lata, co będzie, jak do sieci włączą się jeszcze miliony kurczaków i Farmutil?
Stowarzyszenie nie odpuściło, założyli stronę internetową, zaczęli organizować spotkania z mieszkańcami, punkt po punkcie wyliczali, co im władza szykuje za miedzą.
Wojna na spotkania i ulotki
Aktywiści z Leżachowa i Sieniawy skarżą się, że władza o swoich planach ich nie informuje. Władza, czyli burmistrz Woś, skarży się, że aktywiści z nim nie rozmawiają, tylko pisma do niego ślą. Jedna i druga strona organizują „spotkania informacyjne” z mieszkańcami.
I chyba jednak protesty zrobiły swoje, bo na jednym z takich spotkań władza poinformowała, że kurników tu nie będzie. Tu, czyli w Wylewie. A jeszcze niedawno triumfalnie oznajmiała, że jeśli wszystkie zapowiadane inwestycje w gminie dojdą do skutku, to gmina zyska do 1000 nowych miejsc pracy.
- Skąd ten tysiąc miejsc pracy, skoro przy obsłudze wszystkich planowanych kurników może pracować nie więcej niż 15 osób - irytuje się pani Lidia. - Tylko tyle, bo ferma podobno ma być zautomatyzowana.
Teraz jednak burmistrz Woś publicznie obiecywał wylewianom: - Możecie być niemal sto procent pewni, że inwestycja takowa nie powstanie - gromił kurniki. - Chyba że są tu jakieś inne podteksty, o których nie wiem. Nie ma takich prawnych możliwości, nawet jeśli bardzo poważne siły polityczne stoją za inwestorem, a taką też informację posiadam, nie jest on w stanie zbudować ani metra kurnika bez zmiany studium.
Tu burmistrz Woś powołał się na studium uwarunkowań terenu i oznajmił, że studium w tym miejscu przewiduje turbiny wiatrowe, a nie żaden kurnik. O jakich „siłach politycznych” wspominał - nie wyjaśnił.
Nieoficjalnie zarząd Res-Drobu zaskoczony jest stanowiskiem władz gminy, nie potwierdza, jakoby miał wycofać się z inwestycji w Sieniawie. Oficjalnie do sytuacji ustosunkuje się w późniejszym terminie.
Tymczasem stowarzyszenie zorganizowało swoje spotkanie w Leżachowie, na tym władza się nie pojawiła. W profesjonalnie sporządzonej prezentacji wyświetlano zainteresowanym, czym grożą kompostownia (istniejąca), Farmutil 16 razy większy od obecnego plus kurnikowe miasteczko razem wzięte. A ulotka tylko wzmacniała ten przekaz: „Jeśli my - jako społeczeństwo, pozwolimy na te inwestycje, to już na zawsze skazani będziemy w dzień i w nocy na ruch cuchnących tirów, odór padłych (chorych) zwierząt, smród gówien od milionów drobiu, zagrożenie ptasią grypą, na wzrost zagrożenia dla naszego zdrowia i życia różnymi chorobami”.
Za to na „swoim” spotkaniu z mieszkańcami burmistrz - jak twierdzą świadkowie - wymachiwał „protestancką” ulotką i coś tam wspominał o prokuraturze. Po czym wydał „swoją” ulotkę, podpisaną przez sekretarza urzędu: „Nie dajmy się manipulować”. Trochę w niej o „działaniach nieodpowiedzialnych osób, które w sposób bezwzględny dyskredytują działania burmistrza”, trochę tłumaczeń, że to nie burmistrz wydaje pozwolenia na budowę kurników, ale starosta, trochę o akceptacji Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska dla tych inwestycji.
O ile ściągnięcie Res-Drobu do Sieniawy miało być spektakularnym sukcesem politycznym Adama Wosia, to może stać się równie spektakularną porażką. Bo po protestach mieszkańców w Wylewie kurników nie będzie, co obiecał sam burmistrz. A i w Leżachowie prawdopodobnie też nie. Co wstępnie burmistrz zapowiada.
- Inwestor twierdzi, że nie chce mieć konfliktu z mieszkańcami - wyjaśnia burmistrz. I o ile planował, że kurniki powstaną pod Sieniawą, to teraz zamierza przenieść interes pod Mielec.
Jeśli stowarzyszenie niemal wygrało z kurnikami, to z utylizatornią Farmutilu może nie wygrać. Sam burmistrz Woś przyznaje, że inwestor uparł się, by zbudować tę nową, bo stara niewydolna jest i nie spełnia współczesnych norm technicznych.
Członków stowarzyszenia najbardziej porusza to, że władza, ku chwale własnej, ściąga inwestycje, o których z góry będzie wiadomo, że będą budzić opór społeczny, a potem cichaczem przeprowadza procedury lokalizacji tych inwestycji. I nawet nie pyta elektoratu o zdanie. A mieszkańcom ich własne działki tanieją, wartość nieruchomości spada, bo kto będzie cenił działkę, w której sąsiedztwie jest kompostownia, ferma drobiu albo utylizacja padliny?
I takiemu stanowisku burmistrz się dziwi. - Przecież już dawno media podawały, że i ferma drobiu u nas będzie, i inne inwestycje, więc dlaczego wtedy nikt nie protestował? - pyta.
Fakt, że jeszcze w 2015 roku burmistrz zapowiadał, że „Tylko dwie fermy na 20 hektarach przyniosą 1,2 mln zł z tytułu samego podatku od gruntów i budynków, przy stawkach na 2015 rok”. I rzeczywiście obiecywał, że „Docelowo firma z Rzeszowa ma w planie budowę 8 ferm kurzych na terenie gminy”. A o ceny nieruchomości w gminie Sieniawa burmistrz się nie martwi. Bo - mówi - tu wciąż ludzie chcą się sprowadzać, tu mieszkać, bo praca jest. Więc działki drożeją, a nie tanieją.
Wizja 1000 nowych miejsc pracy musiała na mieszkańcach zrobić wrażenie, planowane wpływy do budżetu gminy zapewne też. Tyle że wtedy nikt jeszcze nie wiedział, komu przyjdzie z hektarami brojlerów sąsiadować. I nie było jeszcze takich, którzy wyjaśniliby, że taki biznes to nie tylko miejsca pracy i pieniądze dla gminy. Że oprócz marchewki jest jeszcze kij.
Kurnik polityczny
A w ogóle nie o kurniki i utylizację padliny tu idzie - twierdzi burmistrz. O politykę chodzi.
- Temat pojawił się z chwilą, kiedy na teren naszej gminy sprowadził się pan Zygmunt i to z jego strony rozpoczęła się cała ta inicjatywa - tłumaczy Woś. - Ciągle mu coś nie gra, coś nie pasuje. I ta ulotka o gównach rozrzucanych na terenie miasta, o trupim odorze, o przerobie włosów. Ale to wcale nie jest walka z tymi zakładami, to jest walka ze mną, bo zbliża się czas wyborów samorządowych. To są protesty na użytek wyborów.
Burmistrz podkreśla, że rządzi Sieniawą trzecią kadencję, „swoje zasługi ma”, choćby spadek bezrobocia do poziomu 2 procent. - Trudno walczyć ze mną na argumenty, to wymyślono temat kurników.
A takie stawianie sprawy członkom Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Sieniawskiej tylko podnosi ciśnienie.
- Pan burmistrz wcale nam nie przeszkadza, nie interweniowaliśmy, nie protestowaliśmy, dopóki nie okazało się, że w tajemnicy przed społeczeństwem próbuje nam tu zainstalować takie inwestycje - protestuje pani Lidia.
Mocno to podkreśla: Nie walczymy z burmistrzem, tylko z kurnikami, utylizatorniami trupów zwierzęcych i utylizatornią zużytych opon, kompostownią, którą nawet Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska czemuś obchodzi z daleka. Żeby Sieniawa nie zaczęła słynąć z tego, że jest zagłębiem śmierdzącego interesu, jak teraz słynie z pałacyku i ekologicznego otoczenia.
Adam Woś nie daje się przekonać. Bo już jest przekonany, że to sprawa polityczna, więc na porozumienie raczej nie liczy.
- To jakby godzić Tuska z Kaczyńskim - daje przykład.