Wojna w Ukrainie. Walka wywiadów trwa w najlepsze
Ukraiński HUR i rosyjski GRU mają te same korzenie, ale dzisiaj te wojskowe wywiady walczą przeciwko sobie. Ukraińcy są zdeterminowani, skuteczni, Rosjanie zaskoczeni, popełniają błędy. Ci pierwsi nie ukrywają, że dla nich to walka na wyniszczenie wroga, że będą zabijać Rosjan gdzie się da, aż do całkowitego zwycięstwa Ukrainy
Wojna w Ukrainie to nie tylko wojna formacji wojskowych, to także wojna wywiadów. Wydaje się, że tu karty rozdaje strona ukraińska. Choć prezydent Wołodymyr Zełenski zaprzeczył, by Władimir Putin był na celowniku ukraińskich służb specjalnych, to Wadym Skibicki, zastępca szefa wywiadu obronnego Ukrainy, był już mniej ostrożny.
- On [Putin - red.] dostrzega, że zbliżamy się do niego, ale być może boi się też, że zostanie zabity przez swoich ludzi... Dopiero teraz zaczyna wystawiać głowę, a jeśli to zrobi, nie mamy pewności, że to naprawdę on - powiedział Wadym Skibicki gazecie „Die Welt”.
Zapytany, czy HUR stał za atakami na rosyjskich propagandystów, Skibicki powiedział, że nie były to ważne cele, ale priorytetem sił specjalnych było zabicie dowódcy jednostki, który rozkazał swoim ludziom atakować. W szczególności, według niego, ukraiński wywiad próbuje wyeliminować przywódcę wagnerowców Jewgienija Prigożyna.
Skibicki dodał również, że HUR ściśle monitoruje wszystkie ruchy, centra dowodzenia i pozycje na linii frontu.
Potwierdził, że ataki na obiekty infrastruktury krytycznej w Rosji są dziełem różnych ukraińskich agencji. Chodzi o przerwanie łańcuchów dostaw.
Co do okupowanego Krymu, według Skibickiego, nie ma tam zbyt wiele infrastruktury krytycznej, którą można by zniszczyć, aby zapobiec dostarczeniu broni. Most łączący półwysep z Rosją nie został zniszczony, by umożliwić Rosjanom ucieczkę do kraju.
Zachodni eksperci dostrzegają, że ukraiński wywiad ma możliwości i ogromne ambicje, w każdym razie „jest gotowy przekroczyć wiele czerwonych linii”. Brytyjski oficer wywiadu, który współpracował z HUR, nazwał tę agencję ukraińskim Mossadem, porównując ją do wywiadu izraelskiego w tym, że „kiedy idą za celem, naprawdę zrobią wszystko, co trzeba”.
Na jego czele stoi generał dywizji Kyryło Budanow, były oficer własnego ukraińskiego Specnazu. Budanow został trzykrotnie ranny w walkach w Donbasie. Ma opinię bezwzględnego twardziela, skutecznego i pomysłowego organizatora, świetnego szefa. Ponoć prezydent Zełenski dał mu wolną rękę. Może wzniecać zamieszki w Rosji, nękać Kreml, robić wszystko, aby Rosjanie poczuli się zagrożeni i zmęczeni wojną. Robi to skutecznie.
„Chociaż istnieją pewne dowody na aktywność antywojenną w Rosji, wydaje się, że za ostatnimi atakami dywersyjnymi w tym kraju stoi ukraiński wywiad wojskowy. Z braku rozległej sieci agentów za liniami wroga zwrócił się ku nieoczekiwanym nowym formom rekrutacji. Hakerzy plądrują konta bankowe rosyjskich emerytów, którzy są następnie szantażowani w bombardowaniu biur poborowych. Rosyjscy nastolatkowie, którzy twierdzą, że nie wiedzą, kto im płaci, są zatrudniani za pośrednictwem mediów społecznościowych do podpalania skrzynek kolejowych za pieniądze. Niektóre z najbardziej spektakularnych zamachów HUR zostały przeprowadzone przez ludzi, którzy najwyraźniej nie mieli pojęcia, że wykonują misję. Przewoźnik, który w październiku wjechał ciężarówką pełną materiałów wybuchowych na most Kerczeński, zdawał się nie wiedzieć, co przewozi (zginął w eksplozji), natomiast Rosjanka, która wręczyła ultranacjonalistycznemu blogerowi popiersie, które eksplodowało i zabiło go w Sankt Petersburgu, najwyraźniej nie wiedziała, że przekazuje bombę” - pisze brytyjski „Times”.
Coraz większą rolę w wojnie w Ukrainie odgrywają Rosjanie, lojalni wobec Kijowa albo też wściekli na Putina. Ukraiński wywiad wspiera i współpracuje tak z Legią Cudzoziemską utworzoną z ochotników z całego świata, jak z Rosyjskim Korpusem Ochotniczym i Legionem Wolnej Rosji.
„Reżim na Kremlu musi w osłupieniu obserwować działalność obywateli Federacji Rosyjskiej, czynnie angażujących się w tajne akcje po stronie ukraińskiej” - uważa ekspert ukraińskiego serwisu Defence Express Iwan Kyryczewski. Nadmienia również, że działania tego rodzaju z pewnością będą kontynuowane. Zarówno Rosyjski Korpus Ochotniczy, jak i Legion Wolnej Rosji już 23 maja ogłosiły, że wyzwalają rosyjskie miejscowości przy granicy z Ukrainą w obwodzie biełgorodzkim, czyli na terenie Federacji Rosyjskiej.
Akcjom, o których wspomina ekspert, towarzyszy zrozumiały rozgłos.
- Na razie brakuje szczegółowych informacji na ten temat, ale wiadomo już, że jest to legalna akcja, która odbyła się za wiedzą ukraińskiego wywiadu wojskowego HUR na terytorium Federacji Rosyjskiej. Jest to tajna akcja z maksymalnym rozgłosem publicznym - powiedział Kyryczewski. - Wiemy jedynie, że do Rosji wtargnęły formacje o nieznanej liczebności i sformowane z obywateli Federacji Rosyjskiej - nadmienił ekspert.
Zdaniem analityka, jeśli rosyjskie wojska mogą ostrzeliwać z obwodu biełgorodzkiego między innymi Charków, to strona ukraińska ma niepodważalne prawo do odpowiedzi.
- Jeżeli raszyści [określenie Rosjan, z połączenia słów „faszyści” i „Rosjanie” - przyp. red.] ostrzeliwują z terytorium obwodu biełgorodzkiego swoimi rakietami S-300 Charków, to my też mamy prawo do obrony. To, że obywatele Rosji pod flagą ukraińską zadają straty rosyjskim okupantom, jest dobrą sytuacją - wyjaśnił.
Kyryczewski zwrócił uwagę, że w odróżnieniu od wcześniejszych akcji, gdy do Rosji wkraczały niewielkie grupy dywersyjne z Ukrainy, teraz mamy do czynienia z większymi liczebnie oddziałami.
- Informacje, które widziałem w różnych grupach, wskazują, że ci Rosjanie są w obwodzie biełgorodzkim na czołgach i transporterach opancerzonych, więc nie jest to niewielki rajd dywersyjny z udziałem dziesięciu osób jak poprzednie - powiedział.
Rozmówca PAP nadmienił, że takie akcje będą się powtarzały.
- Bo jeżeli można wykorzystać potencjał rosyjskich obywateli przeciwko reżimowi Putina bezpośrednio na terytorium Rosji, z czego postanowił skorzystać HUR, to jest realne, że będziemy mieli z tym do czynienia także w przyszłości - ocenił Kyryczewski.
Prawdziwi agenci ukraińskiego wywiadu wojskowego też nie próżnują. To im przypisuje się zamach bombowy przeprowadzony w maju, kiedy wykoleił się pociąg towarowy w obwodzie briańskim w Rosji, i wiele innych skutecznych akcji.
Kyryło Budanow wydaje się pewny swego. Kiedy Rosja przeprowadziła w ostatni poniedziałek ostrzał Kijowa, w kierunku stolicy wystrzelonych zostało 11 rakiet balistycznych i manewrujących Iskander, ostro zareagował.
„Wszyscy ci, którzy próbowali nas zastraszyć, wyobrażając sobie, że przyniesie to jakiś skutek, już wkrótce tego pożałują. Nie będziemy zwlekać z odpowiedzią” - napisał w serwisie Telegram.
Zwrócił się także do tych, którzy - jak ocenił - „wierzą, że mogą zastraszyć Ukrainę”. Zapewnił, że ich plany się nie powiodły, bo na Ukrainie „wszyscy są na swoich miejscach i nadal działają”.
Budanow rośnie w siłę, ma coraz szersze grono zwolenników. Ostatnio w Kijowie powstało graffiti - jest tam przedstawiony jako św. Jerzy zabijający smoka z głową Władimira Putina. Coraz głośniej też o ukraińskim wywiadzie.
„Rosnące ambicje ukraińskiego wywiadu wojskowego zaczynają niepokoić niektóre państwa zachodnie, mimo że szanują one jego profesjonalizm. Według ujawnionych raportów wywiadu USA CIA musiała próbować powstrzymać Budanowa przed niektórymi atakami w Rosji, a niepotwierdzone doniesienia sugerują również, że władze Mołdawii poprosiły Amerykanów o ostrzeżenie go przed próbami wywołania zamieszek w separatystycznym regionie Naddniestrza, gdzie rosyjskie „siły pokojowe” kontrolują duży arsenał broni i amunicji z czasów sowieckich. Podobną ambiwalencję zaczynają przejawiać niektórzy Ukraińcy, podziwiając ducha Budanowa, jednocześnie martwiąc się widocznym brakiem nadzoru. W obliczu narastających podejrzeń, że myśli o karierze politycznej po wojnie, europejski dyplomata zastanawiał się, czy „owinąłby się w flagę i rzucił wyzwanie Zełenskiemu”, gdyby ukraiński przywódca rozważał ustępstwa wobec Rosji w imię zakończenia wojny” - pisze brytyjski „Times”.
Na razie jednak nikt o tym nie myśli, najważniejszy jest jak najszybszy koniec wojny. Budanow i jego ludzie mogą się do tego przyczynić. Walczą z godnym, chociaż popełniającym błędy, przeciwnikiem.
Ukraiński i rosyjski wywiad mają te same korzenie, są potomkami sowieckiego GRU, pierwotnie znanego jako Razvedupr, utworzonego podczas wojny domowej po rewolucji z 1917 roku. Bolszewicy potrzebowali agencji, która zbierałaby dane wywiadowcze i czynnie zaangażowała w działania wojenne. I tak właściwie zostało do dziś.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego te jednostki wywiadu wojskowego, które stacjonowały na ziemi ukraińskiej, automatycznie przeszły pod kontrolę Kijowa, Rosja przejęła centralę GRU i wszystkie oddziały na swoim terytorium. Oba wywiady wykonują podobną robotę: mają w swoich szeregach szpiegów i analityków, kontrolują komandosów Specnazu (Special Designation).
„Rosyjski wywiad wojskowy przeżywał triumfy i klęski pod rządami Putina. Był w niełasce z powodu słabych wyników podczas inwazji na Gruzję w 2008 roku, a w 2010 roku został przemianowany na GU, Główny Zarząd, co było oczywistym wstępem do redukcji. Jednak wszyscy wciąż nazywają ją GRU, a uratował ją generał pułkownik Igor Sergun, który objął władzę w 2011 roku. Okazał się zdolnym i energicznym szefem. W szczególności zdał sobie sprawę, że Putinowi chodziło nie tyle o bezstronne informacje wywiadowcze, co o potwierdzenie swoich uprzedzeń” - pisze brytyjski „Times”.
Sergun upolitycznił wywiad, Putinowi mówił dokładnie to, co ten chciał usłyszeć. GRU odegrał kluczową rolę w aneksji Krymu w 2014 roku, od początku był wykorzystywany podczas konfliktu w ukraińskim regionie Donbasu. Tworzył tam zastępcze milicje, wydawał dyspozycje lokalnym prorosyjskim politykom, jeśli było trzeba, eliminował tych, którzy odmawiali współpracy z Kremlem.
Podczas inwazji w Ukrainie rosyjski wywiad wojskowy zaczął jednak popełniać podobne błędy jak cała rosyjska armia. GRU miało swoich agentów po stronie wroga, ale spora ich część została zdekonspirowana. Podobnie zresztą jak w wielu innych krajach świata. Rosyjski wywiad na świecie także znajduje się pod coraz większą presją. Szpiedzy Moskwy wpadają coraz częściej. Od początku wojny na Ukrainie niemal co tydzień pojawiają się informacje o zdemaskowaniu rosyjskich szpiegów lub informatorów.
W kwietniu tego roku Norwegia uznała piętnastu pracowników ambasady Rosji w Oslo za osoby niepożądane. Informację podało norweskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Norweski nadawca publiczny NRK ujawnił tożsamość i wizerunek czterech rosyjskich szpiegów pracujących pod przykryciem w ambasadzie Rosji w Oslo. Według NRK aktywnymi oficerami rosyjskiego wywiadu wojskowego w Norwegii są: attache wojskowy 39-letni Władisław Chlestow, radca ambasady 53-letni Maksim Kołos, attache 35-letni Maksim Toropcew oraz 35-letni attache Siemion Seliwierstow. Trzy miesiące wcześniej kontrwywiad Słowenii zatrzymał w Lublanie dwie osoby legitymujące się paszportami państw południowoamerykańskich. Są podejrzane o szpiegostwo na rzecz Rosji. Prowadząca sprawę prokuratura okręgowa nie precyzuje, dla których rosyjskich służb mieli pracować zatrzymani. Według nieoficjalnych informacji zdemaskowana komórka szpiegowska miała prowadzić operacje zarówno w Słowenii, jak i za granicą.
W 2021 roku, jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie, swoją aferą szpiegowską żyły Włochy, kiedy to tamtejsze MSZ wydaliło dwóch rosyjskich dyplomatów.
„To najpoważniejszy taki incydent od czasów zimnej wojny” - podkreślił rzymski dziennik „La Repubblica” na swojej stronie internetowej.
Media za służbami wywiadu poinformowały, że oficer włoskiej marynarki wojennej - kapitan fregaty został aresztowany przez karabinierów pod zarzutem szpiegostwa. Aresztowania dokonano w chwili, gdy przekazywał tajne dokumenty rosyjskiemu wojskowemu dyplomacie. Rosjanin również został zatrzymany.
Tego samego roku bułgarskie służby specjalne rozbiły sześcioosobową siatkę rosyjskich szpiegów, składającą się w większości z oficerów wywiadu wojskowego.
- Znów chciałbym się zwrócić do rosyjskich przywódców z prośbą, żeby przestali szpiegować w Bułgarii - oświadczył premier Bojko Borisow. - Przyjaźń przyjaźnią, ale nie wolno szpiegować naszych możliwości w NATO - dodał. W ciągu ostatniego półtora roku Sofia sześć razy usuwała ze swego terytorium dyplomatów z Moskwy, w tym rosyjskiego attache wojskowego - wszystkich pod zarzutem szpiegostwa.
Jak pisze „Rzeczpospolita”, w Sofii na czele grupy stał jeden z wyższych rangą oficerów bułgarskiego wojskowego wywiadu (obecnie w rezerwie), który przeszedł szkolenie w rosyjskim wywiadzie wojskowym GRU. Chodzi prawdopodobnie o pułkownika Iwana Ilijewa, który do pomocy zwerbował dwóch obecnych oficerów wywiadu wojskowego, oficera odpowiadającego za finanse Ministerstwa Obrony, a także byłego wojskowego, który był szefem tajnej kancelarii bułgarskiego parlamentu. Aresztowano także kobietę, żonę pułkownika Ilijewa, która była łączniczką z rosyjską ambasadą. Rosjanie domagali się od szpiegów informacji o centrum koordynacyjnym NATO w Warnie, ale też o polityce NATO oraz Unii Europejskiej wobec Rosji, Białorusi, Ukrainy czy wojnie między Azerbejdżanem a Armenią. No i rzecz jasna o przedstawicielach CIA w Bułgarii. Prokuratorzy poinformowali, że siatkę rozbito „przy współpracy USA i Unii Europejskiej”. Po ujawnieniu skandalu Stany Zjednoczone, Wielka Brytania oraz Macedonia Północna poparły Sofię.
Ale wracając do GRU, jego Specnaz poniósł ciężkie straty we wczesnych stadiach wojny, wojskowi nie byli odpowiednio wyposażeni do walki, do której ich skierowano, możliwości cybernetyczne, z których GRU słynęło, Ukraińcy skutecznie ograniczyli, także dzięki zachodniej pomocy.
„Wreszcie, chociaż GRU zyskało reputację dzięki śmiałym i ryzykownym operacjom, a jego niesławna Jednostka 29155 była zamieszana we wszystko, od próby otrucia dezertera Siergieja Skripala w Salisbury w 2018 r. po próbę zamachu stanu w Czarnogórze w 2016 r., zawsze działało w ścisłej kontroli politycznej. Kreml nalegał na zatwierdzenie wszystkich znaczących planów. Jednak w tej płynnej i nieprzewidywalnej wojnie często pozostawia to rosyjski wywiad wojskowy w tyle. Ukraiński oficer kontrwywiadu opisał ich jako agresywnych taktycznie, ale ograniczonych przez powolny, uciążliwy łańcuch dowodzenia” - pisze brytyjski „Times”. Rosyjscy agenci zostali też zaskoczeni przez wroga, nie spodziewali się takiego profesjonalizmu ukraińskich służb.
Z czasem zaczęli też popełniać coraz więcej błędów, a niektóre ich poczynania były wręcz nieporadne. Jak chociażby słynny atak na Kreml. Rosjanie twierdzą, że nocą z 2 na 3 maja miał miejsce „atak terrorystyczny na Putina”, jak donosiły służby prasowe Putina, w Kreml uderzyły dwa drony (UAV). Od razu jednak podniosły się głosy, że to rosyjska prowokacja.
- Tak, to była mistyfikacja, rosyjski teatru dla ubogich. To było tak nieprofesjonalne, tak groteskowe, że nikt z nas nie uwierzył, że Rosja została zaatakowana. Adresatem tego, co się wydarzyło, nie byliśmy my i świat, to było społeczeństwo rosyjskie. Rosjanie dowiedzieli się, że ktoś chce ich zniszczyć - mówił mi gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. - Kreml jest dla nich tym, czym na przykład dla islamu jest Mekka czy dla nas Ziemia Święta. Miejmy tego świadomość - dla Rosjan zamach na Kreml jest dokładnie tym samym. W związku z tym te niby wybuchy na Kremlu miały służyć zmobilizowaniu Rosjan, szczególnie tych młodych, którzy wahają się przed pójściem do wojska. Nie jesteśmy adresatem tego wydarzenia, byli nim Rosjanie. Putin pokazał, że dokonano zamachu nie tyle na niego, co na rosyjskie święte miejsce, Kreml - dodał.
Cóż, wydaje się, że w tym starciu wywiadów, póki co, Ukraińcy świetnie sobie radzą. Są skuteczni i zdeterminowani. „Zabijaliśmy Rosjan i będziemy zabijać Rosjan gdzie się da, aż do całkowitego zwycięstwa Ukrainy” - stwierdził niedawno Kyryło Budanow pytany o udział ukraińskiego wywiadu w zamachu na znanego rosyjskiego pisarza, publicystę, a swego czasu bojownika donbaskich separatystów Zachara Prilepina. Budanow nie rzuca słów na wiatr.