Jak żołnierze amerykańscy przygotowywali się do przyjazdu do Polski.
Kilkanaście dni temu na poligon drawski przyjechali żołnierze amerykańscy. Ich zadaniem jest wzmocnienie wschodniej flanki NATO. O tym jak wyglądały kulisy przygotowań Amerykanów do misji w egzotycznym dla nich kraju napisał Zdzisław Kazimierczak, rodowity mieszkaniec Drawska Pomorskiego, który od ponad 30 lat mieszka w USA. Pan Zdzisław przesłał list e-mail do drawskiego ratusza, a my otrzymaliśmy zgodę na opublikowanie go.
***Na naszych oczach dzieje się historia. Do Polski przybywają wojska amerykańskie. Wprawdzie były tu już wcześniej i nawet ćwiczyły na drawskim poligonie, to jednak teraz lądują z zamiarem stacjonowania na stałe. Po raz pierwszy w historii Polski żołnierze z dalekiej Ameryki znajdą się w Kraju nad Wisłą na dłużej.Czego ci młodzi ludzie w mundurach US Army się spodziewają? Czego się obawiają? Na co liczą?
Co ich czeka, bo przecież polska kultura wciąż jednak rożni się od amerykańskiej.Ja, drawszczanin z krwi i kości, mieszkający w Stanach od ponad 30 lat miałem szczęście dowiedzieć się tych rzeczy uczestnicząc w szkoleniu tych młodych ludzi, którzy, jak się już w trakcie kursu okazało, również będą rozlokowani w moim rodzinnym mieście.Do Fort Carson w Kolorado zjechali po zakończeniu dwumiesięcznego wojskowego szkolenia w Kalifornii. W Kolorado przez dwa tygodnie mieli się uczyć zarówno współpracy z wojskiem polskim, ale i poznawać, przynajmniej w zarysie aspekty naszej kultury i tradycji polskiej tak, by pewne rzeczy nie były zaskoczeniem po wylądowaniu na polskiej ziemi.Poznawanie takie odbywa się w sposób praktyczny.
Program nazwijmy go “odgrywaniem roli polskiego wojska” polegał z grubsza na tym, że armia USA zebrała grupę 20 Polaków z całych Stanów. Ubrała w mundury i kazała pełnić rolę ludzi, którzy nic, a nic o Ameryce nie wiedzą. Nawet nie mówią po angielsku. Więc nie mówiliśmy, choć to nie było łatwe.Dialog z amerykańskimi żołnierzami odbywał się tylko za pośrednictwem tłumacza, choć wszyscy z nas świetnie mówią po angielsku. Trzeba tylko było pilnie uważać, by nie wymsknęło się słówko w tym języku.
To niezwykłe utrudnienie dla ludzi, którzy biegle władają oboma językami. Zwłaszcza że było to trwające kilka dni przygotowanie akcji typowo wojskowej. Wspólnej z polskim pododdziałem operacji likwidacji terrorystów.Przygotowanie wprawdzie tylko teoretyczne, ale prowadzone z wszelkimi zasadami sztuki wojskowej. Omawianie szczegółów operacji musiało trwać nawet trzy razy dłużej niż normalnie, bo trzeba było korzystać z pośrednictwa tłumacza.
Uczestniczący w szkoleniu żołnierze w większości byli już przynajmniej raz na misji w Iraku lub Afganistanie. Niektórzy nawet trzykrotnie. A tu raptem całkiem nowy język, nowa kultura, która dla wielu z nich może być równie egzotyczna jak iracka czy afgańska.W szkolonej grupie znalazł się tylko jeden dowódca plutonu polskiego pochodzenia. Może będzie stacjonował w Drawsku? Większość miała o Polsce bardzo mgliste pojęcie.
Ćwiczenia nie mogły pominąć polskiej kuchni. Kucharze z wojskowego Instytutu Sztuki Kulinarnej przygotowali polskie potrawy, które żołnierze smakowali z zadowoleniem. Mogę zdradzić, że największym powodzeniem cieszyły się gołąbki.
W ramach przygotowań do wyjazdu do Polski żołnierze USA poznawali podstawy języka polskiego, a także otrzymali broszurki zawierające zwięzłą historię Polski i wyjaśniające jej obecny ustrój polityczny.Choć to może niewiele, ale przynajmniej wiadomo, że lądując w Polsce posiadają podstawową wiedzę o kraju, który przyszło im bronić.To nie wystarczało. Ci młodzi ludzie w amerykańskich mundurach chcieli wiedzieć o Polsce niemal wszystko. Większość z nich pochodzi z południowych stanów USA, gdzie śnieg trafia się niezwykle rzadko lub prawie nigdy.
Trudno się dziwić, że pytali, czy w Polsce zima jest sroga, bo przecież mieli przybyć w styczniu. Mogłem ich pocieszyć, ze w Drawsku raczej mocno nie zmarzną, ale w Orzyszu już takich gwarancji nie ma.Mnie osobiście najbardziej intrygowała kwestia, czy tych młodych ludzi nie ogarnia poczucie, że znów muszą rozwiązywać odlegle problemy Europejczyków tak, jak ich dziadowie i ojcowie podczas obu wojen światowych. Nie, takich skojarzeń nie mają. Mają za to inne. Jeden z nich stwierdził: „Polska będzie nareszcie tym krajem, w którym nie będziemy przyjmowani z obojętnością czy nawet wrogością, jak to nierzadko ma miejsce w Iraku czy Afganistanie.
Do Polski możemy zabrać paszporty, by w weekendy móc zwiedzać atrakcyjne regiony kraju czy zrobić krótki wypad do Niemiec lub na Litwę”. Na tę wypowiedź wszyscy jednogłośnie potakująco skinęli głowami.
Żołnierze z dalekiej Ameryki, z których większość nie wiedziała, że Chopin, Skłodowska-Curie czy św. Jan Paweł II byli Polakami przyjeżdżają, by strzec naszych granic. Przyjmijmy ich szeroko otwartymi ramionami. Najszerzej jak to tylko możliwe.