Wojskowe auta z Afryki do fortu w Malechowie
Na razie wszystko przypomina cmentarzysko starych wojskowych pojazdów.W Forcie Marian w Malechowie blask odzyskuje 30 fordów amerykańskiej armii.
Równiutko poustawiane auta stoją za budynkiem firmy Mariana Laskowskiego. Na razie każdy z nich nie wygląda najllepiej, ale po kolei każdy ford brany jest na warsztat
Zardzewiałe i powyginane puszki z kierownicami, równo poustawiane w kilku rzędach. Widok jak na sporych rozmiarów cmentarzysko starych samochodów, które jak w wojsku czekają na rozkaz, co dalej. Skąd się tu wzięły? Co z nimi będzie? Fort Marian w Malechowie skrywa kolejną ciekawą historię, o której godzinami można rozprawiać z jego właścicielem Marianem Laskowskim.
- Republika Południowej Afryki. To stamtąd te auta sprowadził mój dobry znajomy z Niemiec. Latami stały na pustyni, początkowo ktoś ich używał do transportu, z czasem zamieniły się w wielkie muzeum na świeżym powietrzu - Marian Laskowski rozpoczyna niezwykłą opowieść. Gdzieś na południowych krańcach Afryki ktoś zgromadził kiedyś około 500 pojazdów marki Ford Mutt. To dość rzadkie dziś na świecie auta produkowane w latach 50 i 60, ale aż do lat 80 ubiegłego wieku, na potrzeby amerykańskiej armii. Używane były nie tylko do transportu żołnierzy, ale również jako ambulanse, czy też do przenoszenia dział czy wyrzutni. - Amerykanie używali ich na przykład podczas wojny w Wietnamie. Skąd wzięły się w RPA? Możemy tylko się domyślać. Może gdzieś w tamtych rejonach była jakaś baza wojskowa? Fakt jest taki, że dzięki specyficznym warunkom przyrodniczym zachowały się w całkiem niezłym stanie. Początkowo ktoś część z nich normalnie używał, a pozostałą część wykorzystywał jako magazyn części zamiennych. Z czasem to wszystko porzucił.
Dla zaprzyjaźnionego z Marianem Laskowskim miłośnika militariów w Niemiec odkrycie niezwykłej bazy w RPA było czymś niesamowitym. - Kupił to wszystko i postanowił przetransportować do Europy. Auta poukładał w kontenerach jak puszki jeden na drugim i drogą morską dotarły one do Europy. Może, gdyby lepiej przygotowano transport, nie byłoby teraz przy nich tyle roboty - uśmiecha się nasz rozmówca, który do tej pory głównie na własne potrzeby zajmował się odnawianiem starych pojazdów i maszyn wojskowych.
Jak puszki w kontenerze
Niemiecki kolekcjoner przyjeżdżający dość często w nasze strony początkowo dość dobrze sobie radził z wielką masą 500 „puszek”. Dość szybko wypchnął na rynek ponad 300 sztuk. Kupowali je głównie inni kolekcjonerzy i miłośnicy tego typu aut, ale rynek dość szybko się nasycił. Mijały kolejne lata, a złomowisko przestało się kurczyć, w dodatku europejskie warunki atmosferyczne niekorzystnie wpływały na zakonserwowane piaskami pustyni auta. Zapadła decyzja, że część z nich trafi do Malechowa, gdzie Marian Laskowski zajmie się ich odnawianiem.
- Jak się umawialiśmy, tak się stało i mam teraz zajęcie na najbliższych kilka lat. Rozkręcamy każde auto do ostatniej śrubki, remontujemy je i składamy z powrotem - Marian Laskowski oprowadza nas po swoim forcie.
Gdy z bliska przyglądamy się fordom, okazuje się, że w ich powyginanej karoserii natknąć się można na ślady od pocisków. Dla laika wyglądają jednak niewiele lepiej niż kupa złomu. - Ale nie dla mnie! Zobaczcie, opony sprzed lat, na których stały gdzieś na pustyni. Napompowaliśmy je i trzymają! - pokazuje nasz przewodnik, który zbudował nawet specjalną obrotnicę do karoserii, żeby łatwiej było pracować. - Mam piaskarkę, wymieniam blachę tam gdzie trzeba, każdy element jest odpowiednio zabezpieczany, kadmowany. Po naszej obróbce wygląda jak nowy - z kartonów ustawionych w wielkim magazynie Marian Laskowski wyjmuje po kolei odnowione elementy, a to osłonę silnika, a to pokrywę, a to inny fragment karoserii. Jak z fabryki!
Tuż obok na ziemi leży właśnie rozebrany do ostatniego elementu ford. Kupa śrub, śrubek, kilka kabli. Jak to poskładać? - Nie ma problemu, to i tak prosta konstrukcja - zapewnia jeden z mechaników. - Rozebranie auta zajmuje jeden dzień. Osobno trzeba się zająć silnikiem, zrobić głowicę, wał. Część elementów trzeba zamówić: gaźnik, hamulce, szczęki, wydech. Co ciekawe, bez problemu można je sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych. Tam są produkowane do dziś. - Proszę, zobaczcie. W tym kartonie trzymam właśnie nowe lampy - otwiera kolejny pakunek Laskowski i zapewnia, że wraz z grupą swoich pracowników chce dojść do takiej wprawy, by jeden pojazd był gotowy w terminie 3-4 tygodni.
Trzy fordy dla siebie
- Nie ma co ukrywać, że mnie to zawsze kręciło, dlatego nie przeraża mnie liczba pojazdów, które zalegają na mojej posesji. Trzy fordy zrobiłem już kiedyś na własny użytek, więc wiem, że wszystko się uda - zaciera ręce właściciel fortu. - Zastanawiam się tylko, czy teraz nie zmienią się akcenty w mojej firmie - przypomina, że do tej pory jego głównym źródłem utrzymania było prowadzenie hurtowni przemysłowych środków czystości. Przy tak dużym zamówieniu być może zacznę teraz zawodowo zajmować się odnawianiem pojazdów. Kto wie? - zamyśla się i przypomina, że od lat organizuje wojskowe zloty. Do tej pory tę „działkę” traktował jednak jako hobby.
Wartość od 8 do 12 tysięcy
Co stanie się z tak dużym zamówieniem? Rynkowa wartość odnowionego forda kształtuje się między 8 a 12 tysiącami euro. - Ceny nie są więc jakieś wygórowane, a przyjemność z jazdy takim fordem jest niesamowita - zapewnia Marian Laskowski, który podkreśla zalety pojazdu: Pomimo podobieństwa do Willysa Mutty miały zupełnie inną konstrukcję niż ich poprzednicy. Przede wszystkim nie miały ramy. Poza tym po raz pierwszy zastosowano zawieszenie niezależne - 4 niezależne wahacze, brak mostów. Przez to komfort jazdy jest zupełnie inny - dodaje i pokazuje, że można ściągnąć górną i boczną plandekę. Specjalistyczne serwisy informują, że Ford Mutt M151 był pojazdem o dobrych właściwościach terenowych. Jego największą wadą, podobnie jak innych lekkich samochodów terenowych, była niska masa użyteczna. Z tego powodu żadna wersja M151 nie otrzymała opancerzenia, z kolei w roku 1985 do uzbrojenia amerykańskich sił zbrojnych wprowadzono średni samochód terenowy HMMWV, który do końca wieku zastąpił M151.
Dziś takie auto to nie lada gratka dla kolekcjonerów. Jak zapewnia mechanik, ford Mutt rozwija bez problemu prędkość do 100 kilometrów na godzinę, ma czterobiegową skrzynię biegów, a na sto litrów spala 10 do 12 litrów paliwa. - Można nim śmiało wyjechać na ulicę i bezpiecznie pokonywać spore odległości.