"Wolność witaliśmy sowieckim szampanem!" Jubileusz 50-lecia Uniwersytetu Gdańskiego
- Stanu wojennego broniła grupa profesorów należących do PZPR, którzy, notabene, w wolnej Polsce radykalnie zmienili poglądy - mówi prof. Anna Zielińska-Głębocka.
„Czerwona twierdza” - tak nazywano Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Sopocie.
(śmiech) Gdy przyjechałam na studia, nie wiedziałam, że ta uczelnia jest bardziej czerwona niż inne. Czerwony kolor kojarzył mi się z „Czerwoną różą”, którą zostałam odznaczona jako prymuska. W peerelowskiej uczelni nie otrzymaliśmy oczywiście tak dobrego wykształcenia, jak nasi rówieśnicy ze szkół na Zachodzie. Nie mieliśmy dostępu do literatury światowej, do nowych prądów myślowych, ale dzięki ciekawości świata, ambicji i samokształceniu na tej „czerwonej” uczelni wyrosło pokolenie adiunktów i doktorantów, które stworzyło jedno z ciekawszych środowisk intelektualnych w Polsce.
Liberałów, którzy pokochali związek zawodowy.
Niezwykłe, prawda? A jednak się zdarzyło. Pracowałam w Instytucie Ekonomii Politycznej. Profesor Bronisław Rudowicz nie był partyjnym doktrynerem, nikogo nie zmuszał do wstępowania do PZPR, nie tępił też osób zainteresowanych liberalną myślą w ekonomii. Instytut miał dwa zakłady: ekonomii politycznej socjalizmu i kapitalizmu. W „kapitalizmie” pracowałam razem z grupą fajnych osób: Jankiem Kuligowskim, Andrzejem Friedrychem, Krysią Gawlikowską-Hückel, Andrzejem Stępniakiem, Darkiem Filarem... Nikt nas nie kontrolował, na wykładach mówiliśmy o tym, co przeczytaliśmy w przemycanych z Zachodu podręcznikach ekonomii. Internetu jeszcze wtedy oczywiście nie było, więc szukaliśmy materiałów gdzie się dało. Zajęłam się wtedy historią myśli ekonomicznej, wykładałam ją przez dwanaście lat i uważam, że był to dobry okres w moim życiu zawodowym.
[polecane]19732681;1[/polecane]
Choć wokół smutek i szarzyzna lat siedemdziesiątych.
Tym bardziej kapitalizm wydawał się atrakcyjny.
A potem wybuchła Solidarność.
Festiwal wolności i zbiorowych uniesień. Wielkie emocje budzą wybory rektora. We wrześniu 1981 roku, po raz pierwszy według demokratycznych procedur, wybrany został na to stanowisko profesor Robert Głębocki.
Wybitny astrofizyk, zaangażowany w Solidarność od Sierpnia’80. Był w stoczni na strajku, zakładał Solidarność na UG. Był pani mężem.
Robert był niebywale inteligentnym, empatycznym, a jednocześnie wymagającym człowiekiem. Do tego dobrym naukowcem i znakomitym organizatorem. Miał na uczelni wielki autorytet. Ale wtedy jeszcze nie był moim mężem. Poznaliśmy się właśnie dzięki Solidarności, podczas tych ciągnących się w nieskończoność narad i zebrań. Janusz Lewandowski żartuje, że jedynym trwałym efektem powstania Solidarności było małżeństwo Głębockich.
Naukowcy garnęli się do Solidarności?
Wśród ekonomistów tylko dwoje profesorów było w pełni oddanych idei Solidarności: Jan Majewski i Aurelia Polańska. Inni przyjęli postawę wyczekującą. Wydaje mi się, że więcej sympatyków panny S. było na kierunkach ścisłych, na matematyce i fizyce.
A młodsi?
Można powiedzieć, że Solidarność na UG była ruchem adiunktów. Spotkaliśmy się na pierwszym spotkaniu założycielskim Solidarności, policzyliśmy się i okazało się, że jest nas wielu. W Solidarność zaangażowali się oczywiście także studenci: co najmniej kilkudziesięciu przebywało w Stoczni podczas strajku.
Po wprowadzeniu stanu wojennego działacze Solidarności zorganizowali strajk okupacyjny w gmachu humanistyki.
Strajk to chyba za dużo powiedziane, choć oczywiście mogły nas spotkać represje, z wyrzuceniem z pracy i ze studiów włącznie. Przynieśliśmy śpiwory, pogadaliśmy trochę, pospieraliśmy się, czy i jak należy wspierać strajk w stoczni. Nastroje studzili Maciek Żylicz, szef uczelnianej Solidarności, i rektor Głębocki. Pamiętam, że w nocy graliśmy w brydża, a nazajutrz opuściliśmy budynek. Dowiedzieliśmy się, że niektórych pracowników UG, między innymi Lecha Kaczyńskiego, internowano. Inni się ukrywali. Zapadły wysokie wyroki dla działaczy Solidarności ze Szkoły Morskiej…
W kwietniu 1982 roku profesora Głębockiego pozbawiono stanowiska rektora.
Rektorem mianowano mojego szefa, profesora Rudowicza. Dziwiłam się, że się na to zgodził, ale na jego korzyść przemawia fakt, że nikt nie został wtedy wyrzucony z pracy.
Mieliście poczucie przegranej?
Jako przedstawicielka adiunktów brałam udział w posiedzeniach Senatu. Większość jego członków była prowolnościowa, więc toczyły się tam gorące dyskusje polityczne. Stanu wojennego broniła grupa profesorów należących do PZPR, którzy, notabene, w wolnej Polsce radykalnie zmienili poglądy. Kilka uchwał Senatu dotyczyło ludzi wyrzucanych z pracy, w tej liczbie oczywiście rektora Głębockiego. Pamiętam, że potępiliśmy też szykany wobec profesora Geremka. Pisałam szczegółowe sprawozdania z obrad i wywieszałam je na tablicy ogłoszeń. Wszyscy je czytali i wiele osób gratulowało mi odwagi.
Przez kilka miesięcy utrzymywaliście Janusza Lewandowskiego…
Przyjęliśmy zasadę, że przez trzy miesiące utrzymujemy z koleżeńskich składek wszystkich wyrzuconych z pracy. Lewandowski pisał pracę doktorską na temat liberalizacji żeglugi światowej u profesora Tadeusza Łodykowskiego, ideowego komunisty. Nie podobała mu się praca Janusza, szukał pretekstu, by się go pozbyć. Wreszcie jakiś znalazł. W roku 1983 zbieraliśmy więc pieniądze na jego utrzymanie.
W duchu liberalizmu zaczęliście kształcić robotników…
Uznaliśmy to za inteligencką powinność. Członkowie naszego kółka samokształceniowego, Lewandowski, Szomburg, Filar, Majewski, Bielecki, Krysia Gwalikowska-Hückel i ja oraz - last but not least - Krzysztof Dowgiałło i Jacek Merkel, organizator całej tej akcji, opowiadaliśmy im w salkach parafialnych o gospodarce rynkowej. O dziwo, cieszyło się to sporym zainteresowaniem. W tym czasie Bielecki z Majewskim i Lewandowskim wymyślili Spółdzielnię Doradca. Była to, według dzisiejszej terminologii, firma konsultingowa. I tam zaczęli zarabiać.
Jan Krzysztof Bielecki opowiadał mi, że pracował jako kierowca ciężarówki.
Ale także doradzał w sprawach przedsiębiorczości. Środowisko liberalne się konsolidowało. W roku 1987 w lokalu Gdańskiego Towarzystwa Naukowego odbyło się słynne spotkanie założycielskie Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Rok wcześniej wyszła pani za mąż.
Robert był już wtedy kilka lat po rozwodzie. Zamieszkaliśmy w starej kamienicy przy ulicy Tuwima. Często graliśmy w brydża, bo Robert był zapalonym brydżystą. Stałym uczestnikiem tych spotkań był profesor Janusz Sokołowski, pierwszy rektor UG.
Jak profesor Sokołowski podchodził do Solidarności ?
Popierał. Znałam profesora wcześniej, bo na studiach byłam działaczką ZSP i spotykałam się z nim niejednokrotnie, a poza tym w 1972, gdy zostałam laureatką Czerwonej Róży, to właśnie profesor Sokołowski wręczał mi dyplom. Pamiętam, że na tej uroczystości obecny był też Tadeusz Fiszbach i przyjaciółka do dziś mi wypomina, że tańczyłam z pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR!
W roku 1985 policja w Olsztynie skatowała studenta Wydziału Chemii UG Marcina Antonowicza. Chłopiec zmarł wskutek obrażeń.
To był wstrząs dla całej naszej społeczności akademickiej. Rektorem był wtedy znakomity uczony, pro-fesor Karol Taylor. Pojechał do Olsztyna na pogrzeb, wygłosił poruszające przemówienie i niemal natychmiast przestał być rektorem. Studenci się burzą, spiskują, tworzą się podziemne struktury Solidarności, ale ogólnie panuje marazm, brak nadziei na zmiany…
Ale nie wśród liberałów.
Byliśmy przekonani, że tamten system musi się załamać. Problem polega tylko na tym: kiedy? Jak się do tego przygotować? I czy obędzie się bez tragedii?
Nadchodzi rok 1988. Strajki w Stoczni Gdańskiej organizuje wasz kolega Jacek Merkel, też liberał, choć nie z Uniwersytetu Gdańskiego.
Działa już młodsze pokolenie: studenci z NZS, Maciek Płażyński, Donald Tusk, Paweł Adamowicz i inni. Także grupa Biereckiego, która po latach poszła do SKOK-ów. Wreszcie kończy się komunizm!
50 lat Uniwersytetu Gdańskiego
Jak witaliście wolność?
Sowieckim szampanem (śmiech). Wydaje mi się, że odbyło się to dość łagodnie, bo, po pierwsze, dotychczasowi działacze partyjni zmieniali front, więc nie trzeba ich było do niczego przymuszać. Nie było czystki kadrowej, ale na kierunkach humanistycznych i ekonomicznych ideologizacja była daleko posunięta i teraz musiało się to skończyć. Przyspieszano awanse młodej kadry, a starsi odchodzili na emerytury. Moim zdaniem postąpiono właściwie, choć nie wszyscy są tego zdania. Przywołują przykład byłej NRD, gdzie przeprowadzono totalną czystkę.
Politykom PiS pewnie by się ten enerdowski model podobał.
(śmiech) Ale mnie nie. Nawet jeśli ktoś pobłądził, trzeba dać mu szansę na poprawę.
W wolnej Polsce okazało się, że UG stał się „kuźnią kadr” dla kolejnych rządów.
W roku 1991 Jan Krzysztof Bielecki zostaje premierem, dr Janusz Lewandowski ministrem przekształceń własnościowych, a prof. Robert Głębocki ministrem edukacji.
A pani?
Mąż na rok pojechał do Warszawy, bo tyle prze-trwał rząd Bieleckiego, a ja na rok do Włoch. Od połowy lat 80. interesowałam się integracją europejską i akurat w 1991 roku dostałam stypendium Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji. Przed wyjazdem złożyłam habilitację, po powrocie obroniłam pracę…
Po latach też przeszła pani do polityki.
Nigdy jednak nie zrezygnowałam z pracy na UG. Wykładam do tej pory. Ale rzeczywiście, po wejściu Polski do Unii zaproponowano mi kandydowanie do Parlamentu Europejskiego. Nie przyjęłam tej propozycji ze względu na postępującą chorobę męża. Robert zmarł w 2005 roku. Wtedy zdecydowałam się wejść do polityki i przez dwie kadencje byłam posłem na Sejm z list Platformy Obywatelskiej.
Przez sześć lat, od 2010 roku, zasiadała pani w Radzie Polityki Pieniężnej.
Cóż to była za Rada! Belka, Hausner, Gilowska, Winiecki, Osiatyński, Glapiński… Dyskusje ekonomiczne na niezwykle wysokim poziomie. Uważano wtedy, że członkostwo w tym gremium to ukoronowanie kariery dla profesora ekonomii, tak jak dla profesora prawa w Trybunale Konstytucyjnym. Niestety, PiS zniszczył Trybunał Konstytucyjny i zmienił też Radę Polityki Pieniężnej.
50 lat Uniwersytetu Gdańskiego
UG jest największą uczelnią w regionie pomorskim. Na jedenastu wydziałach uczy się około 26 tysięcy studentów, doktorantów i słuchaczy studiów podyplomowych.
Kadrę naukową tworzy ponad 1,7 tysiąca pracowników. Uczelnia oferuje naukę na 79 kierunkach studiów. W planach jest uruchomienie dziewięciu nowych kierunków. Jest wśród nich informatyka o profilu praktycznym, zarządzanie instytucjami służby zdrowia, produkcja form audiowizualnych, telemedycyna i projekty w ochronie zdrowia moraz criminology and criminal justice (studia w języku angielskim).
Z okazji jubileuszu przewidziano konferencje, debaty, koncerty i publikacje dotyczące historii i dnia dzisiejszego UG. Główne uroczystości zaplanowano na 20 marca 2020 roku - w pięćdziesiątą rocznicę powołania uczelni.
Trzech pierwszych rektorów wybranych w wolnej Polsce w trzech gdańskich uczelniach, czyli profesor Zbigniew Grzonka z UG, prof. Stefan Angielski z GUM i prof. Edmund Wittbrodt z PG zostaną uhonorowani doktoratami honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego. Uroczystość odbędzie się w Dworze Artusa.