- Jestem najstarszym woodstockowiczem - zapewnia 70-letni Andrzej Majsak z Gorzowa. W tym roku jedzie na festiwal do Kostrzyna już 12. raz. - Nie ostatni! - zaznacza.
Ile ma pan lat?
70.
Sam siebie tytułuje pan najstarszym woodstockowiczem. Każdy zapytałby o to, co ja: A skąd pan wie, że jest najstarszy?
Bo za każdym razem, podczas całego pobytu na festiwalowym polu, szukam starszych! Udało mi się trafić raz na panią po 70., jednak była to kostrzynianka, która wpadła na chwilę popatrzeć, jak się ludzie bawią. Jeśli nawet widuję kogoś na oko starszego, to jest na polu dzień, kilka godzin. Ja przyjeżdżam na długo. Rok temu byłem 11 dni, w tym roku spędzę tydzień.
Który to pana raz?
Za mną 11 Woodstocków, ten będzie dwunasty. Dlatego nie mówię, że tam jadę, tylko że wracam (śmiech). Bo jak się posmakuje tego klimatu, tej atmosfery, to człowiek czuje się tam jak w domu. A do domu się wraca!
Czy przez te lata spotkało pana coś złego? Niebezpieczna sytuacja? Nieprzyjemny spór?
Nic i nigdy. To najlepsze miejsce na świecie. Mili ludzie. Pomocni. Czy się kogoś zna, czy nie, jest „piątka”, graba, rozmowa, śmiech. Zero jakiejkolwiek przemocy i agresji.
A jednak impreza w tym roku ma status podwyższonego ryzyka. Co pan na to?
Rozumiem złość Jurka Owsiaka, bo taki status to dodatkowe koszty ochrony i organizacji. Ale staram się też wierzyć w dobrą wolę służb, które taki status imprezie nadały. Czasy mamy nieciekawe. A setki tysięcy ludzi - pokojowo nastawionych i wspaniałych! - to jednak dla szaleńców wygodny cel. Choć wierzę, że jak zawsze będzie wspaniale i bezpiecznie.
Jakieś szczególne przygotowania w tym roku pan planuje?
Nie. Jak zawsze spakuję ubrania, pół apteczki, jedzenie na pierwsze dni, podczas których nie ma na polu gastronomii, namiot, śpiwór i idę na pociąg! Odwiedzę też jeszcze przed festiwalem kamień pamiątkowy poświęcony Dziadkowi (chodzi o Stanisława Kuleszyńskiego - zmarłego w 2013 r. legendarnego woodstockowicza - dop. red.) i położę kwiatka. Który, tak w ogóle, był ode mnie dwa miesiące młodszy.
Czemu pojechał pan pierwszy raz na festiwal do Kostrzyna?
Jestem emerytowanym budowlańcem. Woodstock znałem głównie z gazet i telewizji. To, co widziałem, co słyszałem i czytałem sprawiło, że zechciałem osobiście przekonać się, co to za impreza. Pojechałem i się zakochałem w tym klimacie. Kto tam był, wie, o czym mówię. Kto nie był, nie zrozumie.
A jak ktoś mówi: „Andrzej, kochanieńki, ty masz 70 lat na karku. Po co ci te łudstoki?”.
To odpowiadam ze śmiechem: pojedź, poczuj to, co ja. Zobacz to, co ja. I wtedy nie będziesz pytać!