Grażyna Ostropolska

Wrobiono niewinnego? Tylko hipoteza czy może zadziałał układ zamknięty?

Bronisław Jankowski zapowiada, że póki sił mu wystarczy, będzie walczył o przywrócenie synowi dobrego imienia i godności Fot. Tomasz Czachorowski Bronisław Jankowski zapowiada, że póki sił mu wystarczy, będzie walczył o przywrócenie synowi dobrego imienia i godności
Grażyna Ostropolska

Poczucie ogromnej krzywdy nie pozwala mu normalnie żyć. - Zniszczono życie mojego syna i tego nikt mu nie zwróci. Walczę już tylko o to, by przywrócono Markowi dobre imię i godność. Tak, jak Tomaszowi Komendzie, niewinnemu człowiekowi, wrobionemu w morderstwo, który spędził w więzieniu 18 lat. Mojego syna też wrobiono w przestępstwo i są na to dowody. Problem w tym, że nikt nie chce się im przyjrzeć, bo podważają z góry założoną tezę o winie mojego syna, obnażają kłamstwa i manipulacje - twierdzi Bronisław Jankowski.

Tomasz Komenda nigdy nie doczekałby się rehabilitacji, gdyby nie pewien uparty policjant, który zrobił wszystko, by dociec prawdy, zainteresować sprawą prokuraturę i znaleźć faktycznych sprawców. Mówił o tym niedawno prof. Zbigniew Ćwiąkalski, pełnomocnik Komendy.

Lokalny "Układ zamknięty"

- Nam wsparcia zabrakło, bo lokalny „Układ zamknięty”, przypominający ten z filmu Bugajskiego, zadbał o to, by sprawca uniknął kary. Ignorowano dowody i opinie biegłych, naginano fakty do tezy, że to mój syn, a nie brat miejscowego policjanta, spowodował wypadek, w którym zginęły dwie pasażerki - sugeruje Bronisław Jankowski.

Nadzieją napawa go proces w sprawie morderstwa Iwony Cygan, gdzie na ławie oskarżonych zasiada 14 policjantów, którzy chronili zabójców. - Rodzina ofiary czekała na ten proces 20 lat. Ja czekam na sprawiedliwość ponad ćwierć wieku. Walę głową o mur i wierzę, że go w końcu przebiję - mówi Bronisław Jankowski.

W tej sprawie popełniono świadomie lub nieświadomie szereg formalnych niedopatrzeń, zaniedbań lub celowych manipulacji, mających na celu zmianę zaistniałych faktów.

Wypadek, który odbił się piętnem na jego rodzinie, wydarzył się w październiku 1992 r. Marek, 19-letni wówczas syn pana Bronisława, dostał się na studia i świętował to z kolegami. Przy kieliszku, w domku letniskowym. Po wypiciu sporej dawki alkoholu „film mu się urwał”. Zasnął i obudził się dopiero w szpitalu, gdzie go poinformowano, że spowodował wypadek; fiat 126 p, którym podobno kierował, nie wyrobił na zakręcie i uderzył w drzewo. Zginęły dwie pasażerki, a kolega, który siedział obok niego został ranny.

Winny! - taki wyrok Marek Jankowski usłyszał po 14 latach. Sąd wymierzył mu karę 4 lat więzienia i 6-letni zakaz prowadzania auta.

Przeczytaj dalszą część artykułu.

Pozostało jeszcze 73% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Grażyna Ostropolska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.