Mieszkający pod Sławnem Piotr Borowiec zdobył tytuł mistrza Europy.
- Najważniejszy szczegół jest taki, że zwycięska passa została podtrzymana - śmieje się jak zawsze skromny 51-letni Piotr Borowiec, który ma na swoim koncie tytuł mistrza świata. A tym razem wrócił z Francji z mianem najlepszego zawodnika Europy w crossmintonie.
Niewtajemniczonym trzeba przypomnieć, że to dyscyplina, która powstała z połączenia tenisa, badmintona i squasha. Czerpie z tych trzech, to co najlepsze. Ktoś, kto choć przez chwilę przyjrzy się rywalizacji, w której lotka leci z prędkością nawet 300 kilometrów na godzinę, nie będzie już miał wątpliwości, że to poważna rywalizacja.Podróż trwała dwa dniO przygotowaniach do wyjazdu i problemach ze zdobyciem sponsorów również pisaliśmy niedawno na naszych łamach.
Ostatecznie decyzja o wyjeździe zapadła cztery tygodnie przed Mistrzostwami Europy, ale nie obyło się bez kłopotów, bo w czasie intensywnych przygotowań trafiła się kontuzja kolana. Sama podróż trwała dwa dni w jedną stronę, do przejechania było ponad 2 tysiące kilometrów. - Zmęczenie było więc spore, ale ostatecznie udało się odnieść sukces i ponownie można było wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego - podkreśla nasz rozmówca.
Rywalizacja toczyła się na trzech salach w miejscowości Gouesnou. Organizacja była bardzo dobra, a mecze rozgrywano przez dwa dni od godziny 8 do 22. Poza pierwszym meczem z Niemcem - Nielsem Mesterem (16-6 i 16-3) pozostałe były bardzo zacięte i wyrównane. W kolejnym meczu z Francuzem, aktualnym jeszcze mistrzem Europy - Vincentem Krigerem Piotr Borowiec wygrał 16-13 i 17-15, a jego kolejnym rywalem był również Francuz - Denis Peltier (16-13 i 16-14). W ćwierćfinale na naszego zawodnika czekał były mistrz świata z 2013 roku w kategorii +40 , obecnie trzeci na świecie w kat. +40 Niemiec Ulrich Burkhardt. Był to najcięższy pojedynek, który trwał ponad godzinę.
Pierwszy set zakończył się wynikiem 16-14 dla Niemca, ale drugi 16-10 dla naszego zawodnika. W trzecim secie w pewnym momencie było już 10-5 dla Niemca, ale po bardzo dobrej grze udało się odrobić straty i wygrać. - Nie brakowało kilku nerwowych sprzeczek i powtórek, ale ostatecznie udało się - opowiada Ewa Borowiec, żona naszego gracza. W półfinale na Piotra Borowca czekał kolejny francuski zawodnik - Patric Bois. Wynik 16-11 w obu setach nie oddaje jednak w pełni przebiegu tego wyjątkowo zaciętego pojedynku.
Finał z Polakiem
W finale doszło do polskiego starcia. Nasz zawodnik spotkał się z pochodzącym ze Szczecina - Bogdanem Mieżyńskim, obecnie numerem 1 w rankingu światowym w kat +50. Mecz był bardzo wyrównany - obydwaj zawodnicy nie przegrali w tym turnieju wcześniej żadnego meczu - ale ostatecznie to Piotr Borowiec wygrał 16-12 i 16-13 i zdobył upragniony tytuł.O tym, że kolejny wielki sukces nie przewróci w głowie naszego zawodnika, możemy być całkowicie spokojni.
- Tak jak nie zmieniłem się po mistrzostwie świata, tak samo i teraz woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Sukces przyjąłem bardzo spokojnie, bo sport to jedynie moje hobby - śmieje się Piotr Borowiec. 51-latek, który przez całe życie był bardzo blisko sportu, ale nigdy nie zajął się nim zawodowo, pracuje w firmie budowlanej syna. Był dobry w siatkówce, świetny w rzucie oszczepem, grał w piłkę między innymi w Sławie Sławno, Czarnych Słupsk czy Pogoni Lębork.
Ponieważ zawsze lubił grać też w tenisa, pięć lat temu poszedł na pierwsze w życiu zawody w speed badmintonie (bo tak wcześniej nazywała się ta dyscyplina sportu). Wygrał. Po kolejnych dwóch latach kolega namówił go na trening. I po trzech miesiącach grania został wicemistrzem kraju!
Za naszym pośrednictwem zawodnik przesyła serdeczne podziękowanie dla kolegi, z którym trenuje - dla Jerzego Majchrzaka. Dziękuje też sponsorom - firmie M&S okna i drzwi, klubowi radnych Nasza Gmina Kobylnica, Piotrowi Świdzińskiemu, Stanisławowi Popielowi, Alicji Poddębniak. - Dziękuję także wszystkim kibicom i znajomym, którzy trzymali za mnie kciuki - dodaje.