Warto pracować nad naszymi relacjami, nieważne, w którym momencie życia właśnie się znajdujemy. O potrzebie godzenia się - mówi Paulina Krajewska, psycholog, specjalistka od komunikacji społecznej.
Wśród przesłań, jakie niosą za sobą święta Bożego Narodzenia, to, które namawia nas do godzenia się, jest chyba jednym z uniwersalnych. Jak się pogodzić, gdy o zgodę nie jest łatwo?
Nieraz bywa tak, że siadając do świątecznego stołu, nosimy w sobie zadry zadawnione, dotyczące spraw, których dokładnie często sami już nie pamiętamy. Opierają się one najczęściej na pewnych schematach komunikacyjnych. Po prostu przyzwyczailiśmy się zwracać się do kogoś w sposób obcesowy czy też ignorować go. Takie z dawna utrwalone schematy trudno jest przełamać.
Jak przełamać lody i wyciągnąć rękę, gdy do świątecznego stołu przystępujemy z ładunkiem takich zadawnionych waśni?
Nieprzepracowane konflikty potrafią, niczym cierń, tkwić w nas głęboko przez całe życie. Nie jest łatwo uzdrowić taką relację. Jednym z miejsc, gdzie pracuję, jest hospicjum, stąd widzę, jak bardzo silną potrzebę pojednania odczuwają ludzie u końca życia. Często zadawnione urazy prowadzą do ludzkich dramatów, bo albo tej drugiej, zwaśnionej osoby już nie ma, albo dotrzeć do niej nie sposób. Warto, naprawdę warto pracować nad naszymi relacjami, nieważne, w którym momencie życia właśnie się znajdujemy. Warto też sobie przy tym uświadomić, że wszelkie konflikty, jakie się rodzą między nami, rzadko kiedy spowodowane są zachowaniami innych osób.
Najczęściej konflikt wynika z tego, co czujemy i jakie potrzeby w związku z daną sytuacją zostały zaniedbane. Już samo uświadomienie sobie tego mechanizmu może stanowić pierwszy krok do tego, by nie wchodzić w konflikty
Jak to? Przecież zawsze się kłócimy „o coś”.
Rzeczywiście w swej powierzchownej formie najczęściej tak jest. Ale paradoksalnie, zazwyczaj nie jest to istotne. Najczęściej konflikt wynika z tego, co czujemy i jakie potrzeby w związku z daną sytuacją zostały zaniedbane. Już samo uświadomienie sobie tego mechanizmu może stanowić pierwszy krok do tego, by nie wchodzić w konflikty. A gdy takowe się pojawią - by w miarę szybko z nich wyjść i wyciągnąć wnioski.
Uświadomienie zakłada pewien dystans. Trudno go złapać, gdy głowy są gorące.
To „łapanie dystansu” można w sobie wyrobić. Miałam kiedyś pacjentkę, która - mimo swojego mocno zaawansowanego wieku, poważnych dolegliwości fizycznych i ciężkich doświadczeń w życiu - ilekroć do niej przychodziłam, była szczerze uśmiechnięta. Pewnego razu zapytałam ją, jak zachowuje tę pogodę i spokój ducha. Odpowiedziała, że nie było tak zawsze, że to rzecz, którą wypracowała przez lata. Wytłumaczyła, że gdy tylko czuje, że rozmowa z drugą osobą staje się niewygodna, pojawiają się tarcia, to natychmiast zaczyna postrzegać rozmówcę jako kogoś, kto potrzebuje pomocy. To niesamowite, jak ta pani potrafi w jednej chwili złapać dystans do przedmiotu rozmowy i nastawić się na potrzeby drugiego człowieka. Kiedy pojawia się współczucie między ludźmi, to wyprowadzenie z równowagi staje się niemożliwe. To tak jakbyśmy stawali się lustrem dla osób wysyłających komunikaty, które niosą zbyt duży emocjonalny ładunek.
A jednak nie jest łatwo pierwszemu wyciągnąć rękę. Jak najlepiej rozpocząć rozmowę?
Jedna ze strategii wskazuje, by w sytuacji rozgorzałego konfliktu zacząć od przedstawienia własnych uczuć. Stopniowo tłumaczmy, co czujemy i co wzbudza w nas zachowanie drugiej osoby. Nie bójmy się przyznać do słabości, a nawet do bezsilności, jeśli takową odczuwamy. Mówmy prosto i szczerze o swoich potrzebach, o tym, jakie braki odczuwamy w związku z postępowaniem drugiej osoby, na przykład zamiast powiedzieć „jesteś egoistą, przestań mnie krytykować”, lepiej powiedzieć „jestem smutna i coraz bardziej przytłoczona, kiedy mnie krytykujesz”, zamiast „jesteś ciągle poza domem, nie mogę na ciebie liczyć” - „twój brak uwagi powoduje, że czuję się niekochana”. Przedstawienie naszej perspektywy daje szansę na wyhamowanie destrukcyjnych emocji, a przede wszystkim umożliwia bliskiej osobie odniesienie się do naszych stanów. Warto się przy tym wykazać cierpliwością. Kiedy pierwsze próby nie dają efektu, należy chwilę odczekać i spróbować ponownie. Ważne, by rozmawiając z drugą osobą, powstrzymać własne oceny.
Papież Franciszek radził niedawno, by nie zasypiać niepogodzonym z bliskimi. Psychologia potwierdza tę naukę?
Na pewno ważne jest, by nie odwlekać pogodzenia przez dłuższy czas. Odwlekane konflikty, a co za tym idzie - uczucia dają później znać o sobie, często w nieoczekiwanych momentach. Wybuchają ponownie w zdeformowanej postaci. Obojętność bowiem w długiej perspektywie czasu dewastuje nasze relacje. Buduje mur, przez który trudno później dotrzeć do danej osoby, dotrzeć do tych potrzeb, których brak zaspokojenia realnie legł u podłoża konfliktu.
Warto pamiętać, że konflikt jest czymś naturalnym. Mało tego, może wręcz stać się czymś budującym. Każdy konflikt odsłania pewną prawdę o nas
Warto przepraszać za wszelką cenę? Nawet wtedy gdy nie czujemy się winni, ale robimy to dla świętego spokoju?
To nie jest dobra strategia na dłuższą metę. Jeśli nie do końca szczerze informujemy o tym, co jest w nas, to fałszujemy swój obraz, obraz własnych potrzeb u drugiej osoby. Pokazujemy nie siebie, ale naszą maskę. Druga osoba otrzymuje wówczas informację, że tak może dalej postępować, a realizacja naszych potrzeb schodzi na dalszy plan. Życie w niezgodzie z własnym sobą nie prowadzi do niczego dobrego. Do tego wszelka nieszczerość, jeśli zostanie ujawniona, podważa wzajemne zaufanie. Jednocześnie warto pamiętać, że konflikt jest czymś naturalnym. Mało tego, może wręcz stać się czymś budującym.
W jakim sensie?
Każdy konflikt odsłania pewną prawdę o nas. Jeśli jest przepracowany, może wzmocnić nasze relacje i nas samych. Dużym sukcesem jest, gdy potrafimy wyciągać lekcje z kolejnych sporów, gdy uczymy się, jak je rozładowywać. Dzięki temu nasze relacje stają się głębsze i bardziej trwałe.
A jak działać, gdy drugą stroną konfliktu jest dziecko?
Mali ludzie prezentują najróżniejsze zachowania. Wobec najmłodszych szczególnie ważne jest to, by nie narzucać swojej woli, nie nadużywać naturalnej przewagi wieku, doświadczeń i sprawności komunikowania się. I wreszcie by nie osądzać ich. Wychowanie dziecka wymaga klarownych zasad i dzieci powinny się uczyć je respektować, ale w codziennej rozmowie warto szukać wyważonej perspektywy, wspólnego mianownika.
Jak właściwie rozumieć to, by „nie osądzać dziecka”?
Chodzi o to, by wychodzić poza eksponowane przez nie nastroje i docierać do właściwej motywacji jego zachowania. To jest istotne, bo młody człowiek nie potrafi tak zidentyfikować swoich potrzeb jak dorosły, a tym bardziej ich zakomunikować. „Wyciągając” z niego prawdziwe motywy jego działań, uczymy go identyfikowania własnych emocji. Dajemy mu w istocie taką wewnętrzną instrukcję obsługi.
Wspominała Pani kilkakrotnie, że szukaniu porozumienia nie służy formułowanie osądów. Ale właściwie dlaczego?
Jako ludzie mamy tendencję do szybkiego oceniania. Mało tego, łatwiej zapamiętujemy własne oceny niż fakty, których one dotyczą. W ten sposób nasz wewnętrzny obraz świata staje się spójny, ale co istotne - także hermetyczny. Zamykamy się w bańce własnych osądów. Zobaczmy, co się dzieje dokoła. Jak niezwykle ciężko jest dziś wyciągnąć pierwszemu rękę, spokojnie porozmawiać. Ludzie nieustannie przerzucają się ocenami - w mediach, na portalach społecznościowych, w codziennych relacjach - jedni drugich osądzają, tyle że w innym języku. W rozmowach tych, w istocie będących często monologami, nie ma faktów, nie ma rzetelnej analizy. Jest goły osąd. Zbyt łatwo odrzucamy wysiłek zrozumienia drugiej osoby na rzecz nieustannego epatowania własną opinią. Ludzie tak bardzo już posunęli się w osądzaniu, tak kategorycznie określają siebie jako przynależnych do tej czy innej opcji bądź grupy, że nie potrafią spojrzeć na siebie nawzajem jak na człowieka, jak na kogoś, kto również odczuwa.
Przydałaby się jakaś grupowa psychoterapia?
Nie zaprzeczę. Ale ten ogólny klimat społeczny bierze swój początek z indywidualnych relacji każdego z nas. Siadając do wigilijnego stołu - może naprzeciw wuja, z którym nie potrafimy się dogadać, albo kuzynki zachowującej się dla nas dziwnie - zadajmy sobie sami pytania: dlaczego oni tak mówią, dlaczego oni tak robią, co nimi kieruje? Być może dostrzeżemy pewne potrzeby, które u nich - a może właśnie w nas samych - są niezaspokojone. Podejmując rozmowę, odwołajmy się do tych potrzeb.
Jak?
Nie musimy się zgadzać z drugą osobą. Ale odnalezienie wspólnego mianownika ułatwi nam porozumienie. Odwołujmy się do tego, co faktycznie czujemy, czego nam brakuje. Zastanówmy się, co możemy zrobić, żeby naszym bliskim było lepiej, i co oni mogą zrobić, żebyśmy my poczuli się dobrze. O tym rozmawiajmy. Szukajmy tych elementów rzeczywistości, które są dla nas wspólne, i na nich się skoncentrujmy. Wróćmy do łagodności w naszych relacjach. Świat nie jest czarno-biały. Między bielą a czernią rozpościera się cała paleta kolorów naszego życia. Czerpmy radość z tej wielobarwności.
Jeśli mamy w sobie wewnętrzny spokój, dążymy do utrzymania harmonii pomiędzy wszystkimi rolami, jakie w życiu pełnimy, zwyczajnie czujemy się dobrze i pewnie ze sobą samym, łatwiej jest nam wyciągnąć rękę
Co możemy zrobić, by jednak unikać konfliktów, by budować zgodne relacje? Jest jakiś przepis?
Kluczem do życia w zgodzie z innymi jest przede wszystkim życie w zgodzie z sobą samym. Jeśli mamy w sobie wewnętrzny spokój, dążymy do utrzymania harmonii pomiędzy wszystkimi rolami, jakie w życiu pełnimy, zwyczajnie czujemy się dobrze i pewnie ze sobą samym, łatwiej jest nam wyciągnąć rękę. Zgoda jest uwarunkowana zdolnością do zaakceptowania kogoś takim, jakim jest, jest otwartością na emocje - zarówno swoje, jak i drugiej osoby. Zgoda będzie łatwiejsza do osiągnięcia, jeśli zrozumiemy, że mamy wpływ na to, co myślimy. Pracujmy więc nad sobą, doceńmy samego siebie, wyrabiajmy swoje zdanie i uwrażliwiajmy się na innych. Wtedy będzie nam łatwiej tworzyć głębokie i zgodne relacje.