Wróżka z Pszczyny, instruktorka życia. O rady pytają ją celebryci i politycy
Do gabinetu w Pszczynie dzwonią i przyjeżdżają klienci z woj. śląskiego, ale i całej Polski. Także znani aktorzy i politycy. Nam Nina Portnicka-Boras mówi m.in., dlaczego odradza lanie wosku.
Trudno było pani znaleźć wolny termin dla mnie. Dużo klientów?
W okolicach andrzejek przeżywam oblężenie. Wynika to z tego, że ludzie wymyślili sobie, że to jest jakiś magiczny czas. Uważam, że to zabobon. Andrzejki nie mają żadnego wpływu na sprawdzalność przewidywań. Nie ma to nic wspólnego z tym, co ludzie sobie wyobrażają, że w tym czasie jakaś „magia się otwiera”, a magiczna kula bardziej działa. To wzmożone zainteresowanie tłumaczę też tym, że ludzie chcą sobie rozliczyć rok. Na przełomie września i października zmienia się rok numerologiczny według kalendarza księżycowego i to wpływa na naszą podświadomość, ludzie czują, że coś się kończy. Teraz skończyliśmy okres „dziewiątki”, rozpoczął się rok „jedynki” . Dla nas wszystkich szykują się duże zmiany.
Zatem co nas czeka?
„Jedynka” stawia nam nowe wyzwania. Otwiera nowe drzwi. To każdego dotknie i da nowe spojrzenie. Według chińskiego horoskopu, wchodzimy w rok czerwonego chińskiego koguta - to będzie rok agresywny. Możemy się spodziewać bardziej agresywnych zachowań. Zarówno na poziomie zwykłego człowieka, jak i wielkiej polityki. Ludzie będą mieć mniej cierpliwości. Będzie więcej konfliktów. Czekają nas punktowe kataklizmy. Będziemy mieć do czynienia z powodziami, suszami i wybuchami wulkanów.
Trudny czas przed nami?
Ogólnie do 2020 roku czeka nas coraz gorszy czas. W diagramie lat, jeśli chodzi o planetarne układy, 2017 rok stoi naprzeciwko 91. W 1991 roku, mówiąc o podobieństwie zdarzeń, oczywiście chodzi o rozpad Związku Radzieckiego. Zatem możemy sobie wyobrazić, co może się wydarzyć w nadchodzącym roku... Z kolei mijający rok jest bardzo wyjątkowy. To był rok uruchamiania potencjałów. Od marca na globie zachodziły duże zmiany energetyczne i informacyjne. Zaczęły napływać dotąd zamknięte informacje z pola galaktycznego. Także dla mnie samej, jeśli chodzi o moją pracę. Od tego roku zaczęłam jeszcze więcej widzieć, jeśli chodzi o człowieka. Przedtem tylko skupiałam się na chwilę i widziałam jedynie zarys aury. Teraz widzę człowieka, który do mnie przychodzi, jak książkę, która przy skupieniu na polu energetycznym i informacyjnym się otwiera. I płyną informacje.
I co widać?
No takie rzeczy widać, że czasem nie chciałabym ich widzieć. Jednak informacja zawsze zawiera w swojej treści to, co jest najważniejsze dla danej osoby.
Ludźmi, którzy przychodzą do pani, kieruje potrzeba poznawania przyszłości?
Wcześniej w 99 procentach tak było. W tej chwili ludzie przychodzą do mnie bez pytań. Po prostu nie wiedzą, do kogo się zwrócić, z kim rozmawiać. Nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Wiedzą, że muszą coś zmienić, ale nie wiedzą co. Coraz więcej jest ludzi, którzy nie wiedzą , czego chcą od życia i jaką drogą mają podążać.
Pani im daje taką odpowiedź?
Tak, dostaję odpowiedź, jakie człowiek ma potencjały i jak je ma rozwijać. To pomaga odkryć sens życia i odnaleźć siebie. Pomagam ludziom odnaleźć właściwą drogę.
W jaki sposób pani otrzymuje tę wiedzę?
Najpierw stosuję badanie pola aury. Dostaję też przekazy od opiekuna duchowego danej osoby. Widzę ich. Jeśli idzie przekaz, zapisuję na kartce informację od nich albo opowiadam, co pokazali. Zdarza się na samym początku zobaczyć, że człowiek jest chory. Szare punkty na ciele wskazują, gdzie był przeprowadzany jakiś zabieg, gdzie jest chory organ. Widzę też w aurze dziury. To jest związane z postępowaniem danego człowieka. Ktoś ma za duże ego, ktoś inny tłumi emocje, nie wypowiada myśli. Czasami zdarza się, że jest blokada. Mimo że jest pozwolenie na to, żeby wejść w przestrzeń energetyczną, duchową człowieka, informacje nie płyną. Później, jak otwieram przestrzeń zmarłych, okazuje się, że opiekunem takiej osoby jest właśnie osoba już nieżyjąca. I ona przekazuje mi informacje. Po zbadaniu aury „książka”, jaką jest człowiek, bardziej się otwiera. Istotna jest data urodzenia. Bo przecież dusza sama wybiera moment, kiedy zejdzie. Tego nie da się podrobić. Skupiam się na astrologii księżycowej. To pomaga poznać charakter człowieka.
Co jeśli pani widzi, że ktoś jest chory?
To mówię, co ma leczyć lub zbadać, co ma zmienić w sobie i w swoich emocjach. Przyczyna zawsze leży w emocjach, naszych myślach i braku wiary. Efekt cielesny jest wtórny.
Widzi pani, że kogoś czeka szybka śmierć?
Tak. Nie mówię o tym, jeżeli widzę, że to jest nieodwracalne. Czasem jest tak, że dusza już zdecydowała się na odejście. Takich ludzi spotykam bardzo rzadko, ale zdarzają się. Także młodzi... Jeżeli kogoś czeka śmierć tragiczna i nie ma decyzji duszy na odejście, to da się jej uniknąć. Widać to już na dłoni. Wtedy trzeba ostrzec.
Miała pani taki przypadek?
Tak. Zdarzyło mi się kogoś ostrzec, ale ten ktoś mnie nie posłuchał. To był młody, dwudziestokilkuletni chłopak. Wyśmiał mnie, gdy mu powiedziałam, ze nałóg go zabije. Powiedział, że tylko pali i zanim wypali tyle papierosów, żeby go zabiły, to kupa lat minie. Po roku od jego ciotki dowiedziałam się, że zaczadził się od niedopałka. Gdyby posłuchał, to by żył.
A o co klienci pytają?
Generalnie jak ktoś do mnie przychodzi, to pytań nie zadaje. Co prawda przychodzą z całym spisem, ale w ogóle nie dotykają tych kartek. Ja tylko pytam o datę urodzenia. A potem już wszystko samo płynie. Otwiera się cała książka. Patrzę na człowieka i czytam. Nie wszystko widać. Nie wszystkie rzeczy są widoczne. Raz usłyszałam pretensje od klientki o to, że nie powiedziałam prawdy i jej mąż nadal ma kochankę, chociaż zobaczyłam, że zerwał z nią kontakt. On wrócił do tej kobiety, bo klientka po otrzymaniu informacji uznała, że jej samej nie jest potrzebna żadna przemiana i niczego w swojej postawie nie zmieniła. Nadal była nieczuła i zamknięta, a mąż pragnął ciepła, rozmowy, przytulenia. To było jej zadanie, żeby uratować związek. Ona natomiast stwierdziła, że skoro rywalki już nie ma, jest po sprawie. Czekało ją gorzkie rozczarowanie.
Czyli człowiek wychodzi od pani z receptą na życie?
To jest swoista recepta na życie, ale czy ją wykupi, to już jego sprawa. Ja na to nie mam już żadnego wpływu. W większości sytuacji problem leży w naszym nieładzie wewnętrznym. Jeśli w sobie nie przeprowadzimy zmian, to nic się nie zmieni.
Oprócz tarota i wiedzy astrologicznej, wróży pani też z ręki.
Moja przygoda z wróżeniem rozpoczęła się właśnie od chiromancji. To jest moja pasja. Jakbym miała powiedzieć, że polecam jakąś książkę o chiromancji, to powiem, że nie ma takiej książki, która dałaby odzwierciedlenie tego, co jest na dłoniach ludzi. Nasza własna historia to pisze i rozmaite życiowe doświadczenia.
Nie lubi pani określenia wróżka?
Nie jestem wróżką. Określiłabym się raczej jako instruktor życia.
Wróćmy do andrzejek. Wierzy pani we wróżby andrzejkowe, jak lanie wosku?
To zależy, jak do tego podejdziesz. Zależy, co ci dane będzie z góry. Są czasami takie oczywiste przekazy. Para tańcząca z welonem, dziecko w kołysce. Wylewają ludzie takie rzeczy i to się potem dzieje. Ale rzadko. Zazwyczaj to są bzdury.
Wróżyć sobie samemu lejąc wosk czy nie?
Nie można żadnego rytuału traktować jako zabawy. Lepiej tego unikać. Nieświadomie można otworzyć do siebie dostęp i dopuścić różne byty. To jest magia. Otwieramy się na przekaz z pola informacyjnego. Zdarza się, że w grupie niewinnie bawiących się ludzi jest osoba bardziej empatyczna - kontakter, przez którego może uruchomić się działanie negatywnego pola - demonicznego. Kiedy ktoś robi to nieświadomie i bez zabezpieczenia, może ściągnąć na siebie duże kłopoty. Taki rytuał otwiera drogę zagubionym duchom, astralnym wampirom, które podczepiają się do słabszych jednostek. Ja wosku nie leję.
Nina Portnicka-Boras
Ukrainka, która od 25 lat mieszka w Pszczynie. Parapsychologią zajmuje się od ponad 20 lat. Specjalizuje się w czytaniu z dłoni. Doradza ludziom z całej Polski. Wśród jej klientów są znani aktorzy i politycy. Mieszka w Pszczynie.