Współczesny filantrop karmi tysiące samotnych ludzi w każdą Wielkanoc [WIDEO]
"Wolne miejsce" to akcja, którą Fundacja Park Śląski organizuje wspólnie z restauratorem Mikołajem Rykowskim. W świąteczną niedzielę, 5 kwietnia, w namiocie przy Kanale Regatowym o godzinie 9.00 rozpocznie się śniadanie wielkanocne. Przyjść może każdy, kto nie chce w tym wyjątkowym czasie zostać sam. Śniadanie rozpocznie się od błogosławieństwa duchownych kościołów rzymsko-katolickiego i ewangelicko-augsburskiego. Będzie inscenizacja ukrzyżowania i zmartwychwstania, muzyka gospel i tradycyjny, wielkanocny stół.
Zaczęło się od tego, że młoda para, Jolanta i Mikołaj Rykowscy z osiedla Tysiąclecia w Katowicach, zaprosili na święta znajomego. Poskarżył się kiedyś, że źle na niego działa atmosfera świąt. W telewizji i sklepach rodzinne obrazki, a on jest sam. W Wielkanoc nie chce mu się nawet żuru ugotować, bo po co. Dzień jak inny, tylko smutniejszy.
- Gdyby nie Darek, to nie wiem, czy by powstał pomysł świętowania tysięcy ludzi w parku - mówi dzisiaj Mikołaj Rykowski, czterdziestolatek, który kilkanaście lat temu przyjechał na Śląsk z Kołobrzegu. - Darek przyszedł do nas na święta i wszystko się udało. Zaprosiliśmy na drugi rok więcej ludzi, o których wiedzieliśmy, że są chyba samotni. Okazało się, że nic nie tracimy, tylko zyskujemy. Więzi z ludźmi, których mogliśmy nigdy nie poznać.
Mikołaj nie spodziewał się jednak, że aż tyle osób nie ma z kim spędzić Wielkanocy czy Wigilii. Ale Rykowscy dobrze rozumieli, czym jest osamotnienie w dużym mieście; rodzinę i przyjaciół zostawili daleko stąd, nie mogli doczekać się własnych dzieci. Za sobą mieli też trudne finansowo chwile; wiedzą, jak łatwo popaść w kłopoty. Słuchają swoich świątecznych gości, niczemu się nie dziwiąc.
- W mieszkaniu nie mogliśmy się już pomieścić - opowiada Mikołaj. - Wpadłem na pomysł, że urządzimy święta w restauracji, którą prowadzę w Parku Śląskim.
Jolanta była przerażona. "Wioska Rybacka" to praca, biznes, a tu domowi goście, jedzenie jako poczęstunek. Ilu przyjdzie ludzi, czy dla wszystkich wystarczy? Mikołaj machał ręką; damy na stół, co mamy, a restauracja jest przedłużeniem naszego domu. Nastąpiła wielka improwizacja, ale udało się. Szła fama o świętach u Mikołaja. Gości w końcu można było liczyć na setki. Tak jak nie mieścili się kiedyś w mieszkaniu, tak teraz w lokalu.
- Ale nie zatrudniałem wtedy moich pracowników - zaznacza Mikołaj. - Bo pojawiały się głosy, że zmuszałem ich do pracy w święta. Wykluczone. Nie pomyślał ani przez chwilę, żeby dać sobie spokój. Inni w święta odpoczywają na kanapie, a on zasuwa w kuchni, zwozi, donosi, wydaje swoje pieniądze. Zależy mu na każdym, kto przyszedł.
- Ale nie byliśmy już sami - zastrzega. - Wielu znajomych, poznanych w święta, stało się wolontariuszami. Pojawili się też darczyńcy, wymienię hojnego "Kłosa". I inni. Nikt nie chciał rezygnować z tego, co okazało się tak potrzebne. Zapytał jednego z wolontariuszy, wcześniej swojego zagubionego w życiu gościa, dlaczego teraz chce pomagać. Usłyszał: - Bo mnie nakarmiłeś w święta.
- Ludzie chcą, żeby ktoś dostrzegł w nich coś cennego - mówi Mikołaj. - A właśnie w okresie Wielkanocy czy Bożego Narodzenia mają najczarniejsze myśli; jestem sam, nikt mnie nie zaprosił, nikomu na mnie nie zależy. To jak umrę, nikt nawet tego nie zauważy. Jaki sens ma moje życie?
Na Wielkanoc do parku przychodzą nie tylko ci, których nie stać na świąteczny stół. Samotność ma różne twarze. Choroba, inne nieszczęście, strata bliskich. Ludzie wyjeżdżają za granicę, starzy rodzice zostają. Są samotni, skłóceni z bliskimi. Na świętach coraz częściej pojawiają się matki z dziećmi. Chcą im pokazać, jak powinna wyglądać prawdziwa Wielkanoc, której nie są w stanie urządzić. - Przyjeżdża aż z Krakowa taka dziewczyna z córką Amelką - wtrąca się do rozmowy wolontariusz Arek, kiedyś w roli gościa. - Dobrze nam się rozmawiało.
- Ludzie przy naszym stole zaprzyjaźniają się, zapowiada się pierwszy ślub. Serce rośnie - komentuje Mikołaj. Ale Wielkanoc to nie tylko stół. Będzie też przedstawienie, napisał je Mikołaj. Mówi o ludziach, których poznał w czasie świąt. To maltretowana w domu kobieta. Stary mężczyzna, który żałuje, że nie żył inaczej. Młoda kobieta, która popełniła błąd i została skrzywdzona. Jezusa zagra ktoś, kto wiele przeszedł, był gościem na świętach.
W życiu Rykowskich przez te lata wiele się zmieniło. Adoptowali dwoje dzieci - 11-letnią teraz Zuzannę i 5-letniego Kubę. Córka i syn czują się podczas świąt w parku naturalnie, jak w wielkiej rodzinie. Park Śląski zauważył ten fenomen; setki obcych ludzi, którzy w ten dzień nie chcą być sami. Udostępnił im halę wystaw Kapelusz. I wszyscy goście Rykowskich znaleźli się pod jednym Kapeluszem. W tym roku hala wymaga remontu, więc Wielkanoc będzie pod namiotem.
- Wciąż czekamy na pomocników, także na darczyńców. Żeby nikt nie odszedł głodny - mówi Mikołaj. - Potrawy są tradycyjne. Mamy ambitne plany, bo nie będzie to już samo krótkie śniadanie. Przez całą niedzielę wielkanocną można do nas zajrzeć. Po raz pierwszy świętujemy tak długo.
Pomysł naśladuje w tym roku Warszawa. Na placu Defilad zorganizuje wspólną Wielkanoc dla samotnych, a o wskazówki poproszono Mikołaja. Polonia w Kanadzie, Australii też go do siebie zaprasza, żeby im opowiedział, jak się wpada na pomysł świąt dla tysięcy ludzi. A on mówi, że zaczyna się od jednego człowieka. Był raz taki Darek, który nie lubił świąt.