Współczuję prezydentowi Andrzejowi Dudzie
Ja rozumiem, że polityka kieruje się swoimi regułami, a szczególnie polska polityka. Dlatego trzeba z dużą wyrozumiałością słuchać różnych opinii czy oskarżeń wygłaszanych przez polityków, ale jest granica, za którą zaczynają budzić one opór, bo zwyczajnie obrażają ludzką inteligencję. Politycy PiS na przykład z lubością lubią podkreślać, że wszyscy są równi wobec prawa.
Tylko przyklasnąć! Tak musi i ma być. Ewa Kopacz czy Donald Tusk mają stawiać się na wezwanie do prokuratury i ewentualnie przed niezawisłym sądem, jeśli zajdzie taka okoliczność. Ale lubość zaczyna ustępować złości, kiedy ci sami politycy prawiący morały o równości zmieniają język, kiedy chodzi o ICH ludzi. Wtedy orzeczenia i decyzje wymiaru sprawiedliwości są nieobiektywne, polityczne, a nawet „żałosne”, a sędziowie to odklejona od rzeczywistości „kasta”. To wszyscy są równi wobec prawa czy jednak nie?
Modelowym przykładem jest tutaj orzeczenie Sądu Najwyższego dotyczące tego, czy prezydent Andrzej Duda miał prawo ułaskawić Mariusza Kamińskiego. Już bez wchodzenia w szczegóły, dlaczego według sądu prezydent nie miał racji (uzasadnienie proste, suche i zrozumiałe nawet dla laika), nawet mu się nie dziwię, że ustami swoich urzędników kwestionuje postanowienie SN. Ja nawet mu współczuję, bo pije piwo, którego nie nawarzył, a jeszcze musi cmokać, że mu smakuje.
Tego prawnego sikacza nawarzył Jarosław Kaczyński. No, bo co szkodziło poczekać, aż proces Mariusza Kamińskiego skończy się prawomocnym wyrokiem? Co? Przecież mógł zostać uniewinniony, a jeśli nie, to wtedy prezydent mógł wykazać swoją wspaniałomyślność. Ale nie, prezes PiS chciał mieć Kamińskiego w rządzie już, natychmiast. I tak pojawiło się ekspresowe ułaskawienie, o którym już wtedy prawnicy mówili, że jest naciągane grubym drutem. Bo czyż uniewinnia się formalnie niewinnego? Ktoś zna taką historię? A tych, co teraz dzielą włos na czworo i prawią o równości, pytam: czy zwykły Kowalski może dostąpić u nas takiej łaski?