Rozmowa z dr. Łukaszem Lubiczem-Łapińskim, pracownikiem IPN w Białymstoku, genealogiem.
Specjaliści od badań genetycznych odkrywają coraz więcej tajemnic z przeszłości. Ostatnio najgłośniej jest o przywracaniu tożsamości ofiarom stalinizmu w Polsce. Komuniści chcieli skazać bohaterów walk o prawdziwą niepodległość na wieczne zapomnienie. A tymczasem...
Nie przewidzieli takiego postępu nauki, a ściślej badań genetycznych. Dzisiaj jesteśmy w stanie stwierdzić w 99,99999 proc., czy szczątki należały do danej osoby, czy też nie. Kod DNA zachowuje się w kościach długich, w szpiku kostnym, czy w zębach nawet tysiące lat. To oczywiście zależy od warunków, w jakich te szczątki się znajdowały. Bo po niektórych żadnego śladu już nie ma. W każdym z nas są miliardy komórek genetycznych, charakterystycznych tylko dla konkretnej osoby. Jedynie bliźniacy jednojajowi mają identyczne DNA. Kod dziedziczymy, mniej więcej w połowie, po ojcu i matce. Po dziadkach już w jednej czwartej. Ważne zatem, aby do badań porównawczych pobierać materiał od możliwie najbliższych krewnych - rodziców, dzieci, rodzeństwa. I tak się w większości ofiar stalinowskich zbrodni działo. W przypadku rotmistrza Witolda Pileckiego materiał porównawczy pochodził od jego córki, a majora Zygmunta Szendzielarza - „Łupaszki” - od siostry i córki. W założonej przez Instytut Pamięci Narodowej bazie ofiar totalitaryzmu znajduje się już ponad 70 nazwisk.
A czy zdarzają się przypadki, że pobranego ze szczątków materiału genetycznego nie ma z czym porównać, bo nie żyją żadni najbliżsi krewni? Co wtedy się dzieje?
Pojawiły się problemy choćby ze szczątkami znalezionymi w jednej z jam grobowych na tzw. Łączce Cmentarza Powązkowskiego, które, jak przypuszczano, należały do Hieronima Dekutowskiego, pseudonim „Zapora”. To cichociemny, oficer AK, członek niepodległościowego podziemia. UB aresztowało go w 1949 roku. Został skazany na śmierć. Wyrok wykonano. Miał wtedy 31 lat. Nie zdążył założyć rodziny, więc potomstwa się nie doczekał. W tym przypadku materiał genetyczny pobrano od siostrzenicy. Ale żeby mieć całkowitą pewność, przeprowadzono także ekshumację szczątków jego rodziców. Dzięki temu, po kilkudziesięciu latach major Zapora mógł spocząć we własnym grobie.
Badania genetyczne mogą też wiele powiedzieć nie tylko o ofiarach zbrodni sprzed wielu lat, ale i o nas samych. Skąd pochodzimy, czy mamy wspólnych przodków itd.
Generalnie, wszyscy pochodzimy od wspólnych przodków, od mitycznych Adama i Ewy. Nasze korzenie są gdzieś w Afryce. Dzisiaj nauka poszła tak daleko, że jeśli pobierzemy DNA od dwóch dowolnych osób, to możemy ustalić stopień ich pokrewieństwa. I nie trzeba nawet grzebać w starych grobach, by zdobyć materiał porównawczy.
Pan badał między innymi to, czy tak liczni w naszym regionie Łapińscy pochodzą od wspólnego przodka. Pochodzą?
Przynajmniej niektórzy, na pewno tak. W Polsce żyje blisko dziewięć tysięcy osób o tym nazwisku. W większości są to Polacy, ale spotkałem też Łapińskich Żydów czy Ukraińców. Najczęściej na to nazwisko można natrafić oczywiście w naszym regionie. Łapy mają 17 tysięcy mieszkańców, z czego w samym mieście i najbliższych okolicach mieszka 2,5 tysiąca Łapińskich. W Białymstoku - prawie tysiąc. Ale i w Suwałkach ich nie brakuje. Pobrałem próbki DNA od wielu osób z różnych regionów i poddałem je analizie. Trudno jednoznacznie stwierdzić, że wszyscy pochodzą od tego samego przodka, który pojawił się na Podlasiu gdzieś na początku XV wieku. Nasze geny mieszają się bowiem i mutują. Pewnie najdalej do protoplasty rodu jest żydowskiemu Łapińskiemu, który w dodatku mieszka w Stanach Zjednoczonych i sam się do mnie zgłosił. Można natomiast powiedzieć, że większość Łapińskich z Łap i okolic wywodzi się od tego samego przodka. To jest statystycznie możliwe, że jeden mężczyzna zapoczątkował populację, która liczy obecnie 5-6 tysięcy osób.