Wspominamy elitę polskich jednostek specjalnych. To było „żądło” polskiej armii
Korzeni powstania jednostki komandosów należy szukać 16 lipca 1951 roku, kiedy sformowano 5 Samodzielny Pluton Rozpoznawczy.
W 1954 roku w Oleś-nicy powstała kolejna jednostka o podobnym charakterze 19. Samodzielny Batalion Rozpoznawczy, który podlegał 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. W 1961 roku w ramach 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej sformowano 26. Batalion Rozpoznawczy.
W 1964 roku wydzielono go ze struktur 6. PDPD i przeniesiono z Krakowa do Dziwnowa na wyspę Wolin. 8 maja 1964 roku przyjęto oficjalną nazwę 1 Batalion Szturmowy. Udało nam się dotrzeć do jednego z weteranów jednostki.
- Charakter zadań jednostki oraz przeprowadzane szkolenia odcisnęły piętno na ludziach służących w tej jednostce, którym nie brakowało inwencji, wyobraźni, odwagi i waleczności - wspomina kapitan Michał Jarzyński, oficer kontrwywiadu w 1 bsz. - Dowódcy stali murem za żołnierzami. Jak trzeba było dla ratowania ich życia, narażali własne.
Nie zawsze było pięknie i zabawnie, niektórych ponosiło, lecz okazywało się, iż los sprzyja zuchwałym. Tak było z sierżantem Tadeuszem Szpiecem, którego za rozróby w knajpach dowódca chciał zwolnić. Na jednych z pokazowych ćwiczeń sierżant Szpiec po wyskoczeniu ze śmigłowca do jeziora i rozminowaniu pola minowego z pękniętymi okularami i zakrwawionymi oczami zamiast zwolnienia otrzymał od uczestniczącego w ćwiczeniach ministra wyższy stopień na chorążego.
Niektórym żołnierzom nawet w czasie ćwiczeń nie brakowało fantazji.
- Podczas ćwiczeń w okolicach Solca Kujawskiego w 1976 roku, w miejscowości Kabat przyszedł do mnie sierżant Jerzy Pawlak z kompanii płetwonurków i stwierdził, że należałoby „zdobyć języka” u miejscowej ludności -relacjonuje weteran. - Pojechaliśmy motorem w mundurach polowych do najlepszego wówczas hotelu „Helios” w Toruniu, gdzie na dole w piekiełku bawiliśmy się do rana. Na początku doszło do zgrzytu, bo ówcześni portierzy nie chcieli wpuścić zwykłych żołnierzy w mundurach polowych na salę, gdzie bawiło się wykwintne towarzystwo, lecz to udało się przełamać Okazało się, że jednym z kelnerów jest były żołnierz sierżanta Pawlaka, który z najwyższymi honorami kazał nas wpuścić. O świcie przedzierając się przez siły przeciwnika (od Torunia do Bydgoszczy były wojska dla których my jako komandosi byliśmy wrogiem) dotarliśmy do własnego zgrupowania wiedząc co się dzieje w dużym mieście obok i śledząc po drodze ruchy wojsk. Jak opowiada nasz rozmówca komandosi z Dziwnowa mieli wysokie notowania w polskim wojsku.