Wspomnienie: Piotr Niewiarowski był inżynierem z duszą artysty
W środę na cmentarzu przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu pożegnamy Piotra Niewiarowskiego, cenionego animatora i promotora kultury. Zmarł on w minioną środę w wieku 66 lat.
W środę o godzinie 13 na cmentarzu przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu pożegnamy Piotra Niewiarowskiego. Zmarł on w środę (21 marca) po krótkiej chorobie. Z wykształcenia był inżynierem, z zamiłowania i z zawodu promotorem i animatorem kultury.
Urodził się 13 grudnia 1951 roku. Po maturze w I Liceum Ogólnokształcącym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu ukończył Politechnikę Poznańską. Po studiach najpierw kierował klubem studenckim Od Nowa, organizując m.in. festiwal Folk Blues Meetnig.
W latach 1978-80 był zastępcą dyrektora Filharmonii Poznańskiej. Na początku lat 80. związał się z Estradą Poznańską. Przez wiele lat był menedżerem zespołu Lombard, a po rozstaniu z grupą współpracował z Małgorzatą Ostrowską. Na początku lat 90. został szefem muzycznym Radia „S”, a potem przez ponad 20 lat pełnił obowiązki szefa promocji Radia „Merkury”. Zajmował się też promocją w Polskim Radiu Poznań. Jesienią ubiegłego roku przeszedł na emeryturę, do końca jednak był aktywny. Jeszcze niedawno prowadził w poznańskiej Arenie koncert „U2 Symfonicznie”.
Piotr Niewiarowski był człowiekiem z niezwykle bogatym doświadczeniem zawodowym. Wiedział wiele o ludziach nie tylko polskiej kultury. Często można go było spotkać na meczach piłki nożnej, zwłaszcza Lecha, którego był kibicem.
Przygotowywał swoje wspomnienia. Niestety, już ich nie dokończy... Odszedł niezwykły człowiek, którego polskiej kulturze i Poznaniowi będzie bardzo brakować.
A tak Piotra Niewiarowskiego wspominają przyjaciele
Małgorzata Ostrowska, wokalistka:
- Piotr Niewiarowski był moim menedżerem, ale i przyjacielem. Znaliśmy się i współpracowaliśmy 36 lat. Zawodowo i prywatnie był profesjonalistą, który w tej niezwykle żarłocznej branży potrafił zapewnić mi bezpieczeństwo, co jest cenne i rzadkie. Piotr był człowiekiem niezwykle lojalnym i cierpliwym, choć, jak każdemu człowiekowi, zdarzały mu się czasem i bardziej nerwowe reakcje. Znosił cierpliwie wszystkie moje wątpliwości związane z odchodzeniem z zawodu. Gdy przez kilka lat nie chciałam śpiewać, on cierpliwie czekał. Wiedział, że powinnam wrócić. Zawsze we mnie wierzył.
Piotr Frydryszek długoletni prezes Radia Merkury:
- Piotra wspominam jako dobrego kolegę, niezwykle życzliwego i uczynnego wobec ludzi, którzy zwracali się do niego z prośbą o jakąkolwiek pomoc. Pomagał w ramach swoich kompetencji. Zawsze, co mógł zrobić, to zrobił. Był człowiekiem bezkonfliktowym. Niezwykle cenne było to, że potrafił oddzielić czas pracy w radiu od czasu pracy menedżera Małgorzaty Ostrowskiej. Z utęsknieniem czekał na emeryturę. Wiele czasu poświęcał swojej wnuczce. Mówił, że przy niej się relaksuje. W swoim pokoju w radiu miał mnóstwo rodzinnych zdjęć.
Andrzej Kosmala, długoletni menedżer Krzysztofa Krawczyka:
- Piotra Niewiarowskiego pamiętam jeszcze z czasów Od Nowy, tej w Zamku przy Świętym Marcinie, ulicy, która wtedy nazywała się Armii Czerwonej. Był twarzą Od Nowy. Na początku lat 80. okazał się jednym z najlepszych menedżerów czasów wybuchu rocka w Polsce, czasu największych przebojów - „Przeżyj to sam” Lombardu i „Autobiografii” Perfectu. Kiedy pracował w Estradzie Poznańskiej, Lombard stał się jego oczkiem w głowie, a co ciekawe, był to zespół stworzony z absolwentów Studia Sztuki Estradowej, którzy przez pewien czas stanowili chórek Krzysztofa Krawczyka.
Piotr był menedżerem z krwi i kości, żył Lombardem od rana do wieczora. A jak intensywnie żył, świadczy fakt, że stracił wtedy zdrowie i gdy zespół odbierał w Opolu nagrodę za „Szklaną pogodę”, on leżał na łóżku szpitalnym. W 1989 roku, gdy w Poznaniu zakładałem ZPR Records, przyszedł do mnie mówiąc "Słyszałem, że zakładasz wytwórnię płytową. Przyjmij mnie do pracy". Ucieszyłem się, bo wiedziałem, że jest wysoko notowany na polskiej scenie rockowej. Powiedziałem mu "Będziesz moim zastępcą, bierzesz działkę rockową". Doskonale rozumieliśmy się. On był w ciągłym ruchu. Wydaliśmy Kobranockę, Lady Pank, i najlepszą płytę Lombardu. Rozmawialiśmy z Republiką i Bajmem. Niestety, prywatyzacja ZPR-ów sprawiła, że w nowej sytuacji nie było pola do działania i solidarnie razem odeszliśmy.
Reżyser Krzysztof Deszczyński:
- To był serdeczny facet. Znaliśmy się dobrze. igdy o nikim źle nie mówił. Wiele zrobił dla kultury, ale i dla Lecha Poznań. Pracując w Radiu „Merkury”, doprowadził do wydania płyty z kolędami śpiewanymi przez piłkarzy, w tym przez Roberta Lewandowskiego. Wiedziałem, że gdy pomógł w czymś, to już pomógł. Byłem blisko niego w ostatnich godzinach jego życia. W dniu, kiedy pojawił się w szpitalu, zadzwoniłem do Piotra. Chciałem umówić się na mecz. Mówił, że jak wszystko będzie dobrze, to w środę wyjdzie...