Wszyscy muszą być równi wobec prawa. Lub kajdanek
Przyjechali w czterech o szóstej rano i zakuli w kajdanki faceta, który się nie ukrywał, nie uciekał, nikogo nie okradł i nie pobił. Tak w skrócie wyglądało zatrzymanie Władysława Frasyniuka, jednej z legend Solidarności. Powód? Frasyniuk nie stawiał się do prokuratury, która zarzuca mu naruszenie nietykalności cielesnej policjantów podczas jednej z kontrmiesięcznic w ubiegłym roku.
Dlaczego musieli przyjechać o 6 rano? Możliwe, że mieli tego dnia jeszcze kupę roboty, więc chociaż Frasyniuka chcieli mieć z głowy. A może po prostu chcieli zastać go w domu, żeby później bez sensu nie jeździć i nie spalać na darmo paliwa, za które płaci podatnik. Z kajdankami sprawa też w zasadzie jest prosta, czemu dawali wyraz politycy PiS. Wszyscy są równi wobec prawa. Można dodać, że także wobec kajdanek. Czyli nie ma sprawy, bo przecież właściwie nic się nie stało, Frasyniuk nawet nie protestował, tylko nadstawił grzecznie ręce do skucia.
Coś się jednak stało. Po pierwsze, człowiekowi, który napierał ramieniem na policjanta podczas politycznej kontrmanifestacji, postawiono zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Po drugie, podobno zgodnie z procedurami, skuto go kajdankami, aby przewieźć go na przesłuchanie w tej sprawie.
Na przepisy i procedury łatwo się powołać, ale przecież to tylko narzędzie, którego można używać rozumnie lub bezrozumnie, adekwatnie do celu, do jakiego je stworzono, albo jako narzędzie represji. W stanie wojennym konfiskowano ludziom samochody, którymi przewozili bibułę. Ktoś wpadł na pomysł, że można je przecież zakwalifikować jako narzędzie przestępstwa i jeszcze mocniej dołożyć ludziom z opozycji.
Obywatele powinni oczywiście mieć respekt dla policjanta i jego munduru, ale naruszenie nietykalności cielesnej to dość pojemna kategoria. Czy rzeczywiście policjant został aż tak „naruszony”, że Frasyniukowi trzeba było postawić zarzut? Gdyby tego zarzutu nie postawiono, nikt nie zarzuciłby policji, że jest niemrawa i zbyt mało stanowcza. Po prostu błaha utarczka. Chyba że komuś zależało na tym, aby Frasyniukowi i podobnym dać nauczkę. Jeśli tak, to i sprawa zakucia w kajdanki nabiera innego znaczenia. Ale na sprawie Frasyniuka policja i prokuratura szacunku i autorytetu sobie nie zbudują. Organy ścigania budują sobie autorytet i uznanie, tropiąc bandziorów, złodziei i aferzystów.
A co buduje sobie Frasyniuk? Wizytę policji sam sprowokował, nie stawiając się na wezwania prokuratury. Zastosował obywatelskie nieposłuszeństwo, a jeśli ktoś posługuje się tą metodą, musi pamiętać, że tym samym godzi się na ponoszenie konsekwencji. Tak to działa. Nie ma darmowego męczeństwa.
Co do męczeństwa, wytykają je Frasyniukowi jego niektórzy dawni koledzy z opozycji, ale jeśli spojrzeć z drugiej strony, to przecież władza robi z niego męczennika, robiąc z igły widły i fundując sobie wizerunkową katastrofę.
Sprawa Frasyniuka skłania do jeszcze jednego wniosku. Ktoś w służbach policyjnych może odczytać zarzuty postawione Frasyniukowi i skucie go kajdankami jako zachętę do tego typu działań.