Wszystko było? O nie!
W sobotę, 5 marca o 18.00 prezentacja ekantor.pl Falubazu. Musicie pamiętać, że uczestniczycie w niej na własne ryzyko i tworzycie wspaniałą historię.
To już 13 lat. Tradycja prezentacji zielonogórskich żużlowców zaczęła się w 2003 roku. Wyjście do kibiców miało być nowym otwarciem po słabych sezonach i dołku zielonogórskiego żużla. Kto by pomyślał, że przez lata formuła imprezy aż tak się rozwinie.
Salka, sala, amfiteatr
W pierwszym „komitecie” organizacyjnym znaleźli się sami kibice. Maciej „Jabol” Jabłoński czy Marcin „Fazi” Grygier stali za tamtymi pionierskimi spektaklami. Początkowo, dość nieśmiało, w styczniu 2003 zielonogórski klub zaprosił kibiców do Sali Kolumnowej Urzędu Marszałkowskiego. Na wynajęcie „Estrady” po prostu nie było kasy. I co? Frekwencja zaskoczyła organizatorów, bo tłumy zablokowały wejście. W grudniu tego samego roku impreza została przeniesiona do hali WSI przy Szafrana. Znów było ciasno i bardzo gorąco.
Sukces dwóch poprzednich spotkań sprowokował organizatorów do sięgnięcia po największy kaliber i w 2004 ZKŻ zrobił show w amfiteatrze.
„Młodzi panowie, ostatnio to ja takie tłumy tu widziałem na Kajagoogoo w 1984 i na Wałęsie w 1989” - miał wtedy powiedzieć szef RCAK-u Gerard Nowak na widok przeszło sześciu tysięcy kibiców. Później już nigdy nie było słabiej, ciszej czy skromniej.
Plenerowe spotkania obywały się także przed Palmiarnią, by w 2011 przenieść się do hali Centrum Rekreacyjno-Sportowego. Z jednej strony oznaczało to ograniczoną liczbę miejsc, ale z drugiej znacznie podniosło komfort uczestniczenia w imprezie. Znak czasów!
Gwóźdź programu
Mocnym akcentem pierwszej prezentacji było przedstawienie sprowadzonych do Zielonej Góry Rafała Okoniewskiego i Piotra Śwista. Mieliśmy solidne nazwiska i ten gorzowski rodowód... W grudniu 2003 przez telefon w obecności fanów prezes Robert Smoleń „podpisał” kontrakt z Nickim Pedersenem, a Andrzej Huszcza spalił gumę na parkiecie hali. To wyznaczyło kierunek. W 2004 w amfiteatrze zrobiło się tak gorąco, że „Twisty” krzyknął słynne: „Sto procent Falubaz!” i wydawało się, że nikt go nie przebije. A jednak.
Kolejne prezentacje stały się areną doniosłych wydarzeń.
Było dramatycznie smutno, jak po śmierci Rafała Kurmańskiego i wyjątkowo wesoło, kiedy Falubaz wspierany przez kabareciarzy sam budował sobie stadion na deskach amfiteatru. Ale każdy kibic na bank zapamięta dwie historyczne daty. W grudniu 2007 to właśnie ze sceny pożegnał się legendarny Andrzej Huszcza, który skończył trwającą przeszło 30 lat karierę. Za to podczas prezentacji w marcu 2009 do nazwy klubu wrócił „falubaz” i tym sposobem część wspaniałej przeszłości odeszła, a część wróciła. Jak to w życiu.
Znani i lubiani
Gwiazdami wieczoru zawsze byli żużlowcy, ale ktoś musiał bawić fanów od początku imprezy, która czasem trwała godzinami przy temperaturze tylko delikatnie przekraczającej zero stopni. Jednym z pierwszych prowadzących był Tomasz Lorek, prezenter, spiker i komentator sportów motorowych. Później mieliśmy desant warszawski, ale z lokalnym akcentem, bo Rafałowi Darżynkiewiczowi towarzyszyli Przemysław Babiarz czy obecny szef sportu w TVP Włodzimierz Szaranowicz. Najcelniejszym strzałem było jednak zaproszenie Tomasza Lisa, który poprowadził prezentację w formule swego programu publicystycznego „Co z tą Polską?”.
Prezentacja to już integralna część sezonu jak trening, sparing, mecz czy dekoracja
Tak wysoko zawieszonej poprzeczki nie pokonała później ani sympatyczna i pełna wdzięku Daria Kabała-Malarz, ani towarzyszący jej Rafał Bryndal. Może dlatego prezentację w marcu 2012w CRS-ie poprowadził osobiście trener Rafał Dobrucki.
Dla porządku trzeba dodać, że na scenie pojawiały się także dziewczyny, od najładniejszych w kraju przez najlepiej tańczące po ubrane tylko w futra. Zaśpiewała też „dziewczyna” absolutnie światowego formatu - Urszula Dudziak. Czy można wymyślić coś jeszcze?
Na Falubaz i dla Marcina
Tegoroczna prezentacja ma być kulminacyjnym punktem „60 godzin z Falubazem”. Nigdy wcześniej wszyscy zawodnicy nie pojawiali się w mieście na trzy dni. To nowość. Samo widowisko ma być tym razem bardziej skondensowane, sportowe, żużlowe i bez „tłuszczyku” w postaci rozbudowanych pokazów różnej maści artystów. Impreza jest biletowana, ale to sprawdzona metoda na zrobienie przy okazji czegoś szlachetnego. Każdy uczestnik widowiska dołoży coś do akcji pomocy Marcinowi Mulawie. Uczeń IV LO i dobrze zapowiadający się sportowiec walczy z chorobą - guzem szyszynki. Obecnie przechodzi kosztowne leczenie w Warszawie i każda złotówka jest mu niezmiernie potrzebna.
Do zobaczenia w sobotę!