Awantura jaka wybuchła w Sejmie w zeszły piątek (28.05) jeszcze raz pokazała prawdziwą twarz politycznej opozycji oraz jej pragnienie, aby uwolnić się od naszej przeszłości i tradycji.
Otóż przy okazji wyboru na prezesa IPN dr Karola Nawrockiego, dotychczasowego dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, wicepremier Gliński przypomniał spór sądowy jaki wokół tego muzeum wszczęła poprzednia dyrekcja, powołana jeszcze za czasów rządów Platformy i PSL.
Po utracie stanowisk jej odwołani dyrektorzy zaskarżyli zmiany, które nowy dyrektor wprowadził do muzealnej wystawy. Zażądali m.in. usunięcia postaci o. Maksymiliana Kolbego i dotyczącej go multimedialnej prezentacji; portretu rotmistrza Witolda Pileckiego; zdjęcia przedstawiającego powstańców warszawskich, składających wojskową przysięgę; zdjęcia rodziny Ulmów z Markowej, zamordowanych przez Niemców za ukrywanie Żydów (zastrzeleni zostali Józef i Wiktoria Ulmowie oraz sześcioro ich małych dzieci, a także ośmioro ukrywanych Żydów); upamiętnienia polskich ofiar niemieckich zbrodni (w tym spisu ofiar obozu koncentracyjnego Dachau); polskiej flagi ocalonej we Lwowie, okupowanym przez Sowietów; a także eksponatów ilustrujących bohaterstwo majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala” czy zasługi Mariana Rejewskiego dla złamania szyfrów Enigmy.
Fakt, że autorzy poprzednio funkcjonującej wystawy zaskarżyli dokonane w niej zmiany nikogo specjalnie nie dziwi. Od początku nie ukrywali, że w historii II wojny światowej zamierzają przedstawić „europejski” punkt widzenia i adresować ją raczej dla niemieckich turystów (tak, aby wyszli zadowoleni), niż np. do uczniów polskich szkół, odwiedzających muzeum w ramach lekcji historii (jeżeli w Gdańsku, wiadomo jak rządzonym, lekcje polskiej historii jeszcze się uchowają).
Myślę, że oglądających wieczorną sesję Sejmu zaskoczyło coś innego. Mianowicie furia, z jaką posłowie Platformy zareagowali na suchy zestaw kwestionowanych w sądowym pozwie eksponatów. Krzyk jaki podniósł się w ławach tej partii, ba, wręcz wycie, wydawało się nieadekwatne do omawianego tematu. Do tego, że są posłowie, którzy nie cenią rotmistrza Pileckiego, nienawidzą o. Kolbego, kochają Niemców albo Sowietów, a generalnie brzydzą się Polską, jesteśmy już przyzwyczajeni.
Eksplozja agresji z jaką tego wieczoru mieliśmy do czynienia, spazmy posła, który usiłował przerwać wypowiedź wicepremiera, nieprzytomne twarze posłów i posłanek – to wszystko musiało zrobić wrażenie nawet na tych, którzy co do patriotyzmu tej części sali nie mają żadnych złudzeń. Ci, którzy krzyczeli nie tylko nienawidzą własnego państwa i własnego narodu, ale jak mi się wydaje nienawidzą także samych siebie, za to, że przyszło im się tu urodzić.