Wszystko jest polityką. Czy grozi nam nowa Jałta?
Operacja białoruska z jesieni tego roku ani Łukaszence, ani Putinowi nie przyniosła sukcesu. Nie udało się zalać polskich miast, a później także unijnych, falą bliskowschodnich i afrykańskich uchodźców, nie udało się zdestabilizować politycznie Polski na tyle, aby parę miesięcy później nie była zdolna do udzielenia realnej pomocy Ukrainie.
Można się spodziewać, że gdyby powstały koczowiska przybyszów z innych kontynentów, Polacy z większą rezerwą przyjmowaliby uchodźców z Ukrainy. Polska jednak obroniła swoją granicę, chociaż wszyscy polscy sojusznicy Putina, a także niestety klienci Niemiec, gorliwie wykonywali swoje zobowiązania, atakując nasze służby i żądając otwarcia granicy. Dziś starają się, aby o ich postawie szybko zapomniano.
Ci sami, którzy stawali przeciwko Polsce w czasie kryzysu na białoruskiej granicy, usiłują teraz zaprezentować się opinii publicznej jako wielcy przyjaciele Ukrainy. Równocześnie wykorzystują napływ uchodźców do kłamliwego atakowania rządu za rzekome zaniedbania w udzielaniu pomocy. Dostali też przyzwolenie od swoich niemieckich protektorów, aby domagać się sankcji na zakupy ropy i gazu, których Niemcy najwyraźniej wprowadzić nie zamierzają. Po rychłym zakończeniu wojny, na co liczą Niemcy, ich interesy z Rosją wrócą do przedwojennego poziomu, a wtedy wszyscy, którzy dostawy z Rosji wstrzymali, będą kupować rosyjskie surowce za pośrednictwem Niemiec. Koncepcja zdominowania Europy w rezultacie niemiecko-rosyjskiego sojuszu stanie się jeszcze bardziej realna.
Za chwilę zacznie się wyścig już nie tylko o liczbę czołobitnych telefonów do Putina, ale także o terminy wizyt w Moskwie. Za austriackim kanclerzem, który przetarł wstydliwy szlak, pojadą następni. Może Macron przed drugą turą prezydenckich wyborów popędzi pokłonić się zbrodniarzom? A może kanclerz Niemiec uzna, że nie wolno dać się wyprzedzić? Pewnie chętnych znajdzie się jeszcze kilku. Nasza opozycja dyskretnie umilknie udając, że o niczym nie wie. O tym co naprawdę myśli przynajmniej część opozycyjnych środowisk świadczy malowanie znaku Z (używanego przez rosyjskie czołgi) jako firmowego symbolu oporu przeciwko „państwu PiS”. Można pogratulować pomysłu.
Niemiecka partia w Polsce, która dziś pozuje na sojuszników Ukrainy, w rzeczywistości chciałaby objąć w zarząd unijny (w domyśle: niemiecki) protektorat nad Wisłą, skwapliwie godząc się na umieszczenie Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów. Czy obejmie ona tylko Ukrainę, czy może również państwa bałtyckie, Gruzję, Mołdawię? Widmo nowej Jałty wisi nad Europą, tym razem z udziałem Niemiec zamiast Anglosasów. Czy na ten pomysł zgodzi się większość państw Unii Europejskiej? Tylko zwycięstwo Ukrainy może uchronić Europę przed nowym podziałem.