Wszystko jest polityką. Europa patrzy na Chemnitz
Chemnitz to trzecie co do wielkości, po Lipsku i Dreźnie, miasto w Saksonii. W komunistycznych czasach nazywało się Karl-Marx-Stadt i należało do sowieckiego protektoratu pod nazwą Niemiecka Republika Demokratyczna. Dziś liczy 250 tysięcy mieszkańców i od paru tygodni jest powodem niepokoju polityków w Berlinie. Pod koniec sierpnia wybuchły tam zamieszki, spowodowane śmiercią niemieckiego obywatela, zabitego przez dwóch imigrantów: Irakijczyka i Syryjczyka.
Jeden z zabójców był kilkakrotnie karany i planowano jego deportację. Już pierwszego września prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), która w zeszłym roku zdobyła prawie 13 procent głosów i 94 mandaty w Bundestagu, zorganizowała protestacyjną demonstrację. Wzięło w niej udział około 10 tysięcy osób, w tym m.in. kibice lokalnego klubu piłkarskiego. Kontrmanifestację natychmiast zorganizowała radykalna lewica, wspierana przez polityków SDP (socjaldemokraci) i Zielonych. Od tego czasu odbyło się szereg kolejnych demonstracji, zwoływanych przez obie strony politycznego sporu.
Doszło także do zamieszek, starć z policją, około 40 osób zostało rannych. Media, które początkowo bagatelizowały przyczynę demonstracji, bardzo ostro zareagowały na udział grup neonazistów oraz na hasła skierowane przeciwko imigrantom. Pomimo tego coraz liczniejsi Niemcy opowiadają się za wstrzymaniem napływu przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Z kolei lewicowe partie i organizacje nadal nawołują do kontynuowania polityki „otwartych drzwi”. Następuje coraz ostrzejsza polaryzacja stanowisk i narasta przekonanie, że rząd nie panuje nad sytuacją. AfD, trzecia siła polityczna w zeszłorocznych wyborach, wzmocniła się w sondażach do 17 procent i wyszła na drugą pozycję, wyprzedzając SPD. W przyszłym roku odbędą się lokalne wybory i w parlamentach Saksonii, Brandenburgii i Turyngii prawica może okazać się najsilniejsza. Zarówno wyniki wyborów w landach, jak i wyborów do Europarlamentu, mogą poważnie zachwiać sceną polityczną Niemiec i koalicją chadecji (CDU/CSU) z socjaldemokratami.
Prasa tzw. głównego nurtu oskarża protestujących oraz tych, którzy ich popierają, o rasizm i ksenofobię. Równocześnie ukrywa się przed opinią publiczną przestępstwa, dokonywane przez imigrantów. Powoduje to irytację, szczególnie mieszkańców tych miast, w których najliczniej osiedlili się i nadal osiedlają muzułmanie. Komentatorzy polityczni ostrzegają, że w wielu z tych miast wystarczy niewielki incydent, aby doszło do krwawych rozruchów. W związku z tym, szczególnie w mediach społecznościowych, nasila się krytyka rządu Angeli Merkel. Jeżeli rząd nie poradzi sobie z zagrożeniem ze strony imigrantów, Niemcy czeka kryzys polityczny, największy od czasu zakończenia II wojny światowej.