Wszystko jest polityką. Felieton Ryszarda Terleckiego: Ostatnia prosta na Ukrainie
Za dwa miesiące na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie. Wobec bliskiego terminu wyborów parlamentarnych, planowanych na 27 października, kandydatów na prezydenta może być nawet około trzydziestu. Tylko nieliczni z nich składają deklaracje bliższej niż obecnie współpracy z Polską. Większość, w tym dysponująca obecnie największym poparciem trójka kandydatów, jako najważniejszych partnerów Ukrainy wymienia USA, Niemcy, Chiny, Francję ewentualnie Unię Europejską jako całość.
Najlepsze wyniki w sondażach na poziomie 20 procent osiąga Julia Tymoszenko, przewodnicząca partii Batkiwszczyna (Ojczyzna), ekonomistka z wykształcenia, dwukrotna premier rządu, która też dwukrotnie, w latach 2010 i 2014, bez powodzenia walczyła o fotel prezydencki. Jej elektorat tworzą niezadowoleni z obecnej władzy, a jej partia posiada najlepiej rozbudowane struktury.
Na drugim miejscu w sondażach występuje Wołodymyr Zełenski z poparciem 13 procent ankietowanych. Jest to komik i aktor bez politycznego doświadczenia, odwołujący się do osób dystansujących się od polityki, posługujących się głównie językiem rosyjskim, krytykujących okupację Krymu, ale opowiadających się za porozumieniem z Rosją.
Zełenski wydaje się naśladować polskiego Kukiza, a kampanię prowadzi przede wszystkim w mediach społecznościowych. Nieznacznie mniejsze poparcie, blisko 12 procent, ma w sondażach obecny prezydent Petro Poroszenko, który wciąż jeszcze nie ogłosił zamiaru kandydowania (termin mija 4 lutego).
Jego notowania umocnił incydent na Morzu Azowskim, a obecnie wraz z patriarchą Filaretem objeżdża Ukrainę, przedstawiając się jako autor oderwania od Moskwy prawosławnej cerkwi na Ukrainie.
Pozostali kandydaci walczą raczej o wzmocnienie swoich ugrupowań przed wyborami parlamentarnymi. Należą do nich Anatolij Hrycenko, były minister obrony i lider Partii Obywatelskiej, startujący pod hasłem „Uczciwych jest więcej”; Andriej Sadowy, mer Lwowa i szef partii Samopomoc; Swiatosław Wakarczuk, wokalista rockowy, rywalizujący o popularność z Zełenskim.
Są też oczywiście kandydaci otwarcie prorosyjscy czyli Jurij Bojko, były wicepremier, lider partii Blok Opozycyjny oraz Ołeksandr Wiłkuł, wspierany przez najbogatszego oligarchę Achmetowa. Nacjonaliści, czyli Partia Swoboda i Prawy Sektor, a także dziś znacznie bardziej popularny Korpus Narodowy, nie mają żadnych szans na znaczący wynik, a poparcie dla wszystkich tych ugrupowań razem nie przekracza 4 procent.
W tej chwili prezydenccy pretendenci walczą głównie o wejście do drugiej tury, która - według zgodnych analiz - jest jeszcze całkowicie nieprzewidywalna. Czy jest możliwe stopniowe odchodzenie Ukrainy od kultu Bandery i zakłamywania historii UPA, to okaże się dopiero po wyborach.