Wszystko jest polityką. Frustracja nie popłaca
Co opozycja ma do zaoferowania swoim zwolennikom wiosną 2022 roku, na 18 miesięcy przed parlamentarnymi wyborami, oczywiście o ile odbędą się w konstytucyjnym terminie? Powoli (a może tylko chwilowo?) mija groza pandemii, za to pojawiło się niebezpieczeństwo rozszerzenia wojny, toczącej się na Ukrainie. Nad całą Europą, a nawet światem, zawisła groźba załamania gospodarczej koniunktury, którą wiele państw, żyjących w dostatku, przyzwyczaiło się traktować jako coś stałego i odpornego na kryzysy. Jak w takiej sytuacji zachowuje się opozycja?
Jak zwykle nie licząc się z rzeczywistością popada w nieodpowiedzialny populizm albo ucieka w utopię radykalnej ekologii. Platforma konsekwentnie, bez pomysłów na przyszłość, usiłuje przelicytować rządowe zapowiedzi przeciwdziałania inflacji, miotając się między krytyką „rozdawnictwa”, a fantazjami Tuska o natychmiastowej, wysokiej podwyżce dla budżetówki, co oczywiście spowodowałoby destabilizację finansów państwa. Przypomina się Wałęsa, który kiedyś obiecywał milion dla każdego. Z kolei najbardziej lewicowa część Lewicy chciałaby tu i teraz gwałtownych zakazów „niszczenia natury”, w tym zamknięcia kopalń czy drastycznego ograniczenia liczby ludności, najlepiej poprzez powszechną aborcję. Programowa słabość opozycji wydaje się nieuleczalna, a kolejne „kongresy” i „konwencje” programowe sprowadzają się do wybuchów frustracji i bezsilności. Nawet ubogiemu naśladowcy Platformy, czyli Hołowni, nie udaje się wycisnąć czegoś dla siebie z opozycyjnej ideowej próżni.
Opozycja przez lata atakowała pomysł wzmacniania polskiej armii, tak jak przez lata krytykowała projekty uniezależnienia się od rosyjskich dostaw ropy i gazu. Nie chciała strategicznych inwestycji, wybrzydzała nad przekopem Mierzei Wiślanej, rozbudową gazoportu czy budową centralnego portu lotniczego. Działania prospołeczne i prorodzinne uważała za wyrzucanie pieniędzy i demoralizację obywateli. W polityce międzynarodowej brnęła od prorosyjskiej kompromitacji do ubezwłasnowolnienia od zagranicznych protektorów. Wystarczy przypomnieć niekończące się chichoty nad koncepcją Międzymorza, czy wykonywane na zewnętrzne polecenie zachwyty nad perspektywą budowy „europejskiego państwa”.
Dziś chciałaby politycznej amnezji, wyrozumiałej dla wyrządzonych szkód. Gwałtownie wypiera się swoich ekonomicznych mentorów, ale jest oczywiste, że pod jej rządami wróciłby wydłużony wiek emerytalny, a zniknęło 500 plus czy trzynasta emerytura. Specjalna kasta mogłaby spać spokojnie, łapówkarze nie musieliby bronić swoich immunitetów, a rząd w każdej sprawie miałby takie zdanie jak biurokracja w Brukseli i lewica w Berlinie. Dla spełnienia tych marzeń brakuje tylko jednego: szansy na wygrane wybory.