Wszystko jest polityką. Granice absurdu
Czy ktoś rozsądny i poważny może ogłosić, że wstrzyma największe rozwojowe inwestycje, w perspektywie najbliższej dekady decydujące o przyszłości Polski? Jakiego zacietrzewienia trzeba, a przy tej okazji jakiej arogancji wobec wyborców, żeby wygadywać podobne bzdury?
Kandydat opozycji zapowiada też, że zniszczy to, co zbudowali poprzednicy. Wyrzuci do kosza projekt największej polskiej budowy, czyli Centralnego Portu Lotniczego w centrum kraju, zapewniającego przepływ towarów i ludzi z całego świata. Dlaczego to zrobi? Bo straci na tym lotnisko w Berlinie. Zapowiada także zasypanie przekopu Mierzei Wiślanej. Chce zrobić przyjemność Rosjanom? Po co nam port w Elblągu, po co swobodna droga na Bałtyk, z Zalewu Wiślanego do Zatoki Gdańskiej, skoro można przepływać przez cieśninę na terytorium Rosji i płacić za każdy statek. Rozumiem, że można wysilać się, aby w każdej sprawie mieć zdanie inne niż rząd, ale chyba są jakieś granice politycznego absurdu.
Czy Via Carpatia, droga szybkiego ruchu z Kłajpedy i Kowna na Litwie, przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię do Salonik w Grecji, jest nam potrzebna? W Polsce ten szlak drogowy będzie liczyć 760 km, w tym roku zakończy się budowa 267 km. Kilka państw już myśli o odnogach, prowadzących na Ukrainę, do Czech czy Austrii, nie mówiąc już o przedłużeniu do Turcji. W Polsce droga przejdzie w pobliżu Białegostoku, Lublina i Rzeszowa, przyciągnie inwestycje w tych województwach i zapewni rozwój całej ścianie wschodniej. Nieudacznik z Warszawy uważa, że Via Carpatia nie jest nam potrzebna. Podobnie Via Baltica, prowadząca z Polski przez Litwę i Łotwę do Estonii, a dalej promem do Finlandii. Ale po co wydawać pieniądze na projekty, z których korzyści widoczne będą dopiero za kilka lat? Trudno wyobrazić sobie większy brak wyobraźni.
Amerykanie w 1947 roku zaproponowali Europie wielki plan odbudowy kontynentu, zniszczonego i pogrążonego w powojennej biedzie. Ten pomysł, zwany planem Marshalla, postawił na nogi całą Zachodnią Europę, która wkrótce stała się jednym z najbogatszych regionów świata. Amerykanie dali wielkie pieniądze, ale dokładnie określili ich przeznaczenie. Przez pięć lat w ramach tego planu budowano drogi, linie kolejowe, mosty, porty, lotniska. W rezultacie takiego wsparcia z całą resztą Europejczycy poradzili sobie sami. Jakim trzeba być dyletantem, żeby tego nie wiedzieć? Szczególnie, gdy ma się tupet ubiegać o najwyższe stanowisko w państwie. Polska ma szansę osiągnąć sukces, jakiego nie doświadczyła w całej powojennej historii. W Europie jest wielu, którzy nie chcą tego sukcesu. Na szczęście to nie oni wybierają polskiego prezydenta.