W najbliższych tygodniach blisko naszych granic może dojść do nowego konfliktu zbrojnego? I czy ten konflikt może zagrozić bezpośrednio naszemu bezpieczeństwu, zwłaszcza gdyby wojna rozszerzyła się na kolejne kraje Europy Środkowej?
Ukraina wciąż alarmuje, że jeszcze w styczniu może dojść do rosyjskiej agresji w Donbasie lub na południu kraju, czyli wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Gromadzenie wokół jej granic wojsk rosyjskich może oznaczać przygotowania do nowej odsłony wojny z 2014 roku, w której Ukraina utraciła obszar przy granicy z Rosją oraz Krym, ale może też okazać się formą nacisku na Zachód, aby uznał trwałą dominację rosyjską w tzw. strefie posowieckiej, czyli na Ukrainie, Białorusi, w Mołdawii i na Kaukazie.
W przypadku agresji Zachód zareaguje protestami dyplomatów i sankcjami, na tyle ostrożnymi, aby nie naruszyć niemieckich czy francuskich interesów. Natomiast gdy eskalowane dziś napięcie okaże się rosyjskim bluffem, trzeba liczyć się z oddechem ulgi Zachodu i daleko idącymi ustępstwami na rzecz Putina. Oczywiście, rozstrzygająca będzie postawa Stanów Zjednoczonych i oby kryzys nie pogłębił się po kolejnym pojednawczym telefonie Bidena do Moskwy.
Ukraina dysponuje dziś znacznie silniejszą armią niż siedem lat temu. Trudno wyobrazić sobie rosyjski atak na Kijów i okupację Ukrainy, jednak w związku z wojskową przewagą Rosji, nawet ograniczony wariant ataku (np. na wybrzeże) zakończy się jej sukcesem. Jak wtedy zachowa się Europa? Czy tak jak poprzednio pogodzi się ze zaborem części terytorium Ukrainy? Trzeba też pamiętać, że w czasie operacji wojskowych może dojść do prowokacji lub incydentów, np. na Morzu Czarnym (gdzie znajdują się amerykańskie okręty) lub w powietrzu, a których rezultatem będzie rozszerzenie i umiędzynarodowienie konfliktu.
Tymczasem Ukraina pogrążona jest w permanentnym kryzysie politycznym, a część jej klasy politycznej myśli bardziej o własnych interesach niż o bezpieczeństwie państwa. Ponadto w elitach Kijowa utarło się przekonanie, że uczestnictwo w NATO i Unii Europejskiej tak dalece należy się Ukrainie, że można zrezygnować z dalszych reform, okiełznania korupcji, ograniczenia samowoli oligarchów itd. Słabe państwo, nawet ze stosunkowo silną armią, nie poradzi sobie ani z nową agresją, ani z presją na polityczne ustępstwa. Może się więc okazać, że w nieodległym czasie sytuacja geopolityczna w naszym regionie zmieni się na naszą niekorzyść.
Niestety, marzy o tym opozycja, która dla odzyskania władzy stara się wykorzystać każdą okazję do osłabiania Polski. Tak dzieje się w czasie kryzysu na polsko-białoruskiej granicy i powtórzy się to samo, gdyby jeszcze poważniejsze zagrożenie pojawiło się podczas nowej odsłony wojny na wschodzie.