Co zrobić, żeby osiągnąć dziś sukces w sztuce? Na środku galerii postawić sedes, a potem zrobić oko do recenzentów, że w ten niezwykle subtelny sposób, artysta odnosi się do świata, w którym przyszło mu żyć, biedakowi.
Jest pewne, że znajdzie się grono znawców form nowoczesnych, którzy wypocą obszerne uzasadnienie dla domniemanych zachwytów publiczności. A gdyby jeszcze sedes pomalować na biało-czerwono? To już nie tylko radość recenzentów, ale murowany entuzjazm artystycznego jury na najbliższym festiwalu czy biennale. Co jednak trzeba zrobić, żeby pokonać konkurencję, która w sąsiedniej wystawowej sali pokaże szkielet utopiony w wannie? Krytycy będą w rozterce, tym bardziej gdy szkielet będzie miał na czaszce ułańską rogatywkę. Ale i na to jest sposób: na biało-czerwonym sedesie zawiesić imitację różańca. Wystawowa publiczność udusi się ze śmiechu.
Czy galeria sztuki utrzymuje się ze sprzedaży biletów? Czy artysta zarabia na swoje „instalacje” wykonując jakąś pożyteczną pracę? Czy teatr, w którym jakieś sfrustrowane beztalencie pozuje na twórczą awangardę, żyje dzięki frekwencji publiczności? Czy artystyczne periodyki, w których zblatowani recenzenci zachwycają się produkcją życiowych nieudaczników, wydawane są za pieniądze czytelników? Nic podobnego. Prywatni sponsorzy, którzy ubzdurali sobie zniszczenie zastanego świata i zbudowanie nowego, w którym piękno zastąpi się ohydą, wolność skundleniem, rzetelność hochsztaplerką, a sztukę rynsztokiem, niech sobie płacą swoim protegowanym ile tylko zechcą. Ale galerie czy teatry, które żyją wyłącznie dzięki publicznym dotacjom powinny służyć wspólnocie, która je finansuje.
Jak słyszymy, na te wystawy i do tych teatrów prowadzi się też często szkolne klasy. Nie wymaga to wielkiego wysiłku: jakiś aktorzyna wystawi do publiczności za przeproszeniem pośladki i już dzieci będą zachwycone. A po powrocie do domu opowiedzą rodzicom, że było fajnie, bo zamiast nudzić się na lekcji, poszli z panią do teatru. Co z tego zostanie im w pamięci? A jak jeszcze aktorka krzyknie ze sceny wyp…, jak okaże się w ostatnim akcie, że główny bohater jest kobietą, albo aktor grający księdza zmieni się w hipopotama, to radosny rechot może już zawsze towarzyszyć kolejnym kontaktom z kulturą.
Gdzie dziś są wielcy aktorzy, których jeszcze nieliczni pamiętamy? Gdzie współczesne obrazy, poruszające wyobraźnię, gdzie literatura, którą czyta się po nocach? Pomniki można zburzyć, powieści Sienkiewicza spalić, literaturę zastąpić wulgarnym smsem. Co jednak zostawimy po sobie, skoro brakuje nam odwagi, żeby powiedzieć głośno, że tupet i cwaniactwo nie zastąpią braku talentu, a sława oszustów szybko i bezpowrotnie przepadnie w niepamięci.