Wszystko jest polityką: Polityka ustępstw wraca do Europy
Amerykańsko-rosyjskie rozmowy dotyczące tzw. strategicznej stabilności, zapowiedziane podczas spotkania Bidena z Putinem, dotyczyć mają zapobieganiu międzynarodowym kryzysom, grożącym eskalacją, aż do wybuchu konfliktu nuklearnego włącznie. Czy takie rozmowy mają sens, skoro oba mocarstwa muszą brać pod uwagę napięcia w relacjach z Chinami?
Amerykanie gotowi są na ostrą konkurencję, Rosja przeciwnie, traktuje Chiny jako potencjalnego sojusznika. Ameryka chciałaby mieć Rosję po swojej stronie i dlatego gotowa jest wiele poświęcić. Zgoda na Nord Stream 2, podpisana w zeszłym tygodniu, jest gestem wobec Niemiec i ich aspiracji do przewodzenia w Europie, równocześnie jednak pozwala Rosji liczyć na ogromne wpływy do budżetu, które wzmocnią rosyjskie wydatki na zbrojenia. Umowa w sprawie gazociągu przechodzi do porządku nad sprawą agresji Rosji na Ukrainie i okupacji Krymu, przewiduje jedynie konsultacje w razie pojawienia się kolejnych kryzysów. Czy to oznacza, że prezydent Biden jest gotów poświęcić Ukrainę za cenę neutralności Rosji w konflikcie z Chinami?
Prezent, jaki dostał Putin przed wrześniowymi wyborami, obciąża całą Europę. Czy Niemcy, znów marząc o dominacji na kontynencie, nie za dużo ryzykują? Co zrobią, gdy Putin sięgnie po kolejną część Ukrainy albo np. po rosyjskojęzyczną część Łotwy? Wstrzymają dostawy rosyjskiego gazu? Czy pozwoli im na to dekadencka demokracja, której wydaje się, że wojny nigdy już nie będzie? A może raczej rozpoczną długotrwałe negocjacje jak zażegnać kryzys, oczywiście kosztem napadniętego państwa? W 1938 roku przywiązanie do pokoju za wszelką cenę okazało się bardzo kosztowne.
Amerykanie skapitulowali wobec niemiecko-rosyjskiej presji, co oznacza, że zamierzają słabiej angażować się w Europie. Czy to spowoduje, że również słabiej będą wspierać Trójmorze? Dla Niemiec to jedna z najpoważniejszych przeszkód na drodze do zdominowania Europy. Kiedyś wyśmiewali ten projekt, dziś gorączkowo chcą się do niego przyłączyć. W Polsce mają oddanych sojuszników, którzy uparcie, chociaż nieudolnie, pracują nad obaleniem rządu. Ponieważ Berlin i Bruksela nie wierzą już w zmiany w rezultacie wyborów, będą do osłabienia polskiego rządu używać instytucji unijnych, licząc na ciche przyzwolenie Ameryki. Teraz widać jak śmieszne były oskarżenia pod adresem prezydenta Trumpa o jego sympatie dla Rosji. Pod prezydenturą Bidena, Rosja dostaje wolną rękę na Ukrainie, a może i w części Europy Środkowej, musi tylko dogadywać się z Niemcami. Pomyśleć tylko co by było, gdyby w Polsce rządził Tusk i jego kompania. Na szczęście Polska nie jest już uzależniona od rosyjskiego gazu, amerykańscy żołnierze stacjonują na naszym terytorium, a plan dozbrojenia armii uczyni nas bezpieczniejszymi niż dotąd.