Wszystko jest polityką. Pożegnanie Gowina
Podobno plan był taki: w odpowiednim momencie Jarosław Gowin ze swoją grupą posłów (miało ich być jedenastu, potem już tylko dziewięciu) opuszcza Zjednoczoną Prawicę, przyłącza się do opozycji i przesądza o pozbawieniu Prawa i Sprawiedliwości większości w Sejmie. Wówczas opozycyjna nowa większość odwołuje Elżbietę Witek, marszałek Sejmu, a równocześnie (tzw. konstruktywne wotum nieufności) wybiera swojego kandydata.
Gowin widział siebie na tym stanowisku, chociaż jeszcze bardziej podobał mu się pomysł objęcia funkcji szefa rządu po odwołaniu – w następnym kroku – premiera Mateusza Morawieckiego. Podobne rojenia prezentował już rok temu, przed wyborami prezydenckimi, jednak wówczas część opozycji odmówiła mu swojego poparcia.
Dziś politycy opozycji nie chcą potwierdzać, czy taki plan szykowano na jesień. W każdym razie jest on już nieaktualny, bo na początku sierpnia Gowin został wyrzucony z rządu, a w konsekwencji także z Klubu Parlamentarnego PiS. Bezpośrednim powodem była demagogiczna krytyka Polskiego Ładu, którego zresztą założenia programowe sam wcześniej podpisał. Pozostało mu zaledwie czworo posłów, co znacznie osłabiło jego notowania w totalnej opozycji. Tym bardziej, że na gruzach Porozumienia, czyli partii Gowina, powstało nowe ugrupowanie, które w krótkim czasie przejęło znaczną część jego działaczy w terenie.
Najciekawsze jednak jest to, co stało się w ciągu następnych tygodni. Sondażowe notowania PiS wyraźnie poszły w górę, na co złożyło się kilka przyczyn, ale pozbycie się szkodnika wewnątrz rządu z pewnością do nich należało. A przypomnijmy, że to Gowin, jeszcze w poprzedniej roli ministra nauki i szkolnictwa wyższego, wysmażył skrajnie nieudaną reformę, którą jak na ironię nazwał „konstytucją dla nauki”. To, że PiS zyskał na odejściu rozłamowców, to oczywiste. Gowin zaczął jednak zalecać się do PSL, sugerując możliwy przyszły sojusz, czyli wspólne listy w wyborach parlamentarnych za dwa lata.
I co się stało? PSL, balansujące w sondażach na granicy 5 procent, czyli progu wyborczego, gwałtownie obsunęło się w dół. Najwyraźniej coraz mniej liczni wyborcy PSL stali się jeszcze mniej liczni, gdy wiadomość o politycznym flircie Gowina z Kosiniakiem-Kamyszem przeniknęła do mediów. Natychmiast zareagowali na to Hołownia i Tusk, w obawie przed spadkiem notowań stanowczo dystansując się od ewentualnego koalicjanta. Gowin uzyskał to na co zasłużył: zniknął z mediów, bo skoro przestał być znaczącym politykiem pozostaje mu rola politycznego zrzędy, zapraszanego dla rozbawiania widzów, a w grze, która toczyć się będzie już wysoko ponad jego partyjką, przyjdzie mu zabiegać o miejsce na jakiejś liście wyborczej z nadzieją, że wyborcy przez dwa lata zapomną o jego permanentnej nielojalności.