Wszystko jest polityką. Przedpokój do salonu?
Wybory w Niemczech zakończyły się remisem między socjaldemokratami z SPD, a centrową CDU, z minimalną przewagą tych pierwszych. W tej sytuacji możliwe są trzy warianty :koalicyjny rząd SPD z zielonymi (trzeci wynik) i liberałami; CDU z zielonymi i liberałami; tzw. wielka koalicja, czyli SPD z CDU (raczej mało prawdopodobna).
Z pewnością przez najbliższe miesiące obserwować będziemy żmudne negocjacje nad powołaniem rządu. Dziś trudno powiedzieć, jak nowy gabinet zechce ułożyć swoje relacje z Polską. Bez względu na wynik negocjacji, Niemcy nie zrezygnują z ambicji odgrywania decydującej roli w Europie.
Dlatego głównie od Niemiec zależeć będzie rozstrzygnięcie sporu o dalsze rozszerzanie Unii Europejskiej. Na zeszłotygodniowym szczycie parlamentarnym państw Grupy Wyszehradzkiej i państw Zachodnich Bałkanów, który odbył się w Budapeszcie, mówiono o perspektywach wstąpienia do Unii państw, które spełniły lub spełniają warunki stawiane przed ich akcesją. Albania, Czarnogóra i Macedonia Północna należą już do NATO, Serbia nie należy, ale członkostwo w pakcie nie jest warunkiem koniecznym (Austria, Szwecja i Finlandia są w Unii, a do NATO nie należą).
Państwa Zachodnich Bałkanów mają status kandydatów do Unii Europejskiej (np. Czarnogóra od 11 lat), przeprowadziły wiele wymaganych reform, a Macedonia Północna, po sporze z Grecją, zmieniła nawet nazwę państwa (wcześniej Macedonia). Na szczycie wszystkie państwa V4 deklarowały poparcie dla starań o ich przyjęcie do Unii, a przewodniczący parlamentów sześciu państw (także Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa) wyrażali nadzieję, że zgoda na ich przystąpienie, a przynajmniej jasne określenie harmonogramu prac i terminów, wreszcie nastąpi.
Niestety, Unia nie kwapi się, żeby przyjmować nowych członków, co dotyczy także Ukrainy, Gruzji i Mołdawii, które niedawno zawarły nawet porozumienie, dotyczące wspólnych starań o unijne członkostwo.
Jeszcze kilkanaście lat temu w Unii dominowała idea integracji wszystkich państw europejskich, które tego zechcą. Dziś takiego przekonania już nie ma. Zachodnia Europa obawia się ich konserwatyzmu, mocnego przywiązania do suwerenności, wspólnych doświadczeń z drugiej połowy XX wieku. Tymczasem w tych krajach narasta zniecierpliwienie i urażona duma: skoro nas nie chcą, to po co o to zabiegamy? Jeżeli Unia nie skorzysta z dzisiejszych pro unijnych sympatii, to jutro niepowtarzalna okazja minie i pojawią się tam inni, którzy zaproponują swoją opiekę, wśród nich Rosja, może także Chiny.
Dziś, gdy w Unii toczy się oficjalna dyskusja o jej przyszłości, postulat jak najpilniejszego przyjęcia państw, oczekujących w przedpokoju integracji, powinien zostać uznany za jedno z najważniejszych zadań.