Lewica i liberałowie na Zachodzie mają dwa cele: ograniczenie wpływu chrześcijaństwa, najlepiej przez wpuszczenie do Europy wystarczająco dużej liczby wyznawców islamu, tak aby zrównoważyć oddziaływanie katolicyzmu i kościołów protestanckich, a także osłabienie rodziny przez promowanie mniejszości seksualnych i przeprowadzenie kolejnej, ale tym razem dalej idącej obyczajowej rewolucji.
Lewica liczy na nową „klasę dyskryminowaną”, która zastąpi anachroniczny już proletariat i pozwoli odkurzonej lewicy wygrywać wybory; z kolei liberałowie chcieliby ukształtować społeczeństwo bezwolnych konsumentów, którym zarządzałaby postawiona ponad prawem i ponad wszelką kontrolą elita finansowa świata.
W gruncie rzeczy zarówno lewica, jak i liberałowie chcą tego samego, czyli przeorania tradycyjnego porządku i zastąpienia go skutecznie zarządzanym chaosem. Obsadzenie uniwersytetów przez zastraszonych oportunistów, gotowych uzasadniać i upowszechniać każdą nakazaną im bzdurę, pozwala produkować liczne zastępy niedouczonych zwolenników nowej rewolucji kulturalnej.
Kibicuje temu większość mediów, już dawno uwolnionych od obowiązku stosowania się do standardów rzetelności i uczciwości.
Pokolenie, które na Zachodzie realizuje te cele, wychowywało się na idealizowanej historii bolszewizmu, bezmyślnym uwielbieniu dla chińskiej rewolucji kulturalnej, gdzie studentom pozwolono mordować profesorów, a uczniom ich nauczycieli, a także na sprytnie reklamowanych legendach południowoamerykańskiego komunizmu. Na to nałożyła się rewolucja seksualna, zrodzona w amerykańskich i europejskich kampusach, przyzwolenie, a nawet zachęta dla rozmaitych dewiacji, kult młodości, odrzucanie zastane autorytety, moda na kwestionowanie dorobku kultury Zachodu, pogarda dla cywilizacji opartej na wolności i godności każdego człowieka.
Powstała toksyczna mieszanka poglądów, według których rodzina jest opresyjna, silne państwo niepotrzebne, tożsamość narodowa tworzy szkodliwe podziały, a chrześcijaństwo kwestionuje naczelną zasadę nowych czasów, czyli „róbta co chceta”. Zachód, pod rządami lewicy i liberałów, stawia na samozniszczenie, na dekadencję, na polityczne i kulturowe samobójstwo, na szerzenie poglądu, że przyszłość jest nieważna, a liczą się wyłącznie teraźniejsze przyjemności.
Rewolucje przychodziły i upadały albo przepoczwarzały się w pozorujące ludowładztwo hybrydy. Czy Europa poradzi sobie z rewolucją, której największym marzeniem jest jej zniszczenie? I czy demokracja jest w stanie poskromić rewolucyjny zamęt, ubrany w demokratyczne pozory? Komiwojażerowie rewolucji już dobijają się do naszych drzwi i od nas zależy, czy pozwolimy im wtargnąć do naszego domu.