Wszystko jest polityką: Tradycja czy różowe baloniki
Trwają obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, które po Wieluniu, Westerplatte i placu Piłsudskiego w Warszawie przeniosły się na poziom lokalny. Za parę dni uroczystości upamiętniające wojnę z Niemcami rozszerzą się także o rocznicę obrony przed sowieckim najazdem. Historyczne rocznice to trochę polska specjalność, w tym roku warto podkreślić ich specjalny charakter. Po pierwsze, tym razem w o wiele większym stopniu niż zazwyczaj miały zasięg międzynarodowy, po drugie, wpisały się w przedwyborcze starcie dwóch obozów politycznych, całkowicie odmiennie traktujących historyczną pamięć i tradycję.
To różne podejście do traktowania polskiej przeszłości można przedstawiać na podstawie wieloletnich doświadczeń, choćby przypominając kampanię na rzecz poważnego traktowania przedmiotu historii w szkołach, gdy obecny obóz władzy, wówczas jeszcze w opozycji, domagał się gruntownej zmiany rozkładu zajęć i programów nauczania.
Po zwycięskich wyborach w 2015 roku przywrócono należne miejsce historii w systemie edukacji, na co lewicowo-liberalna opozycja odpowiedziała postulatem likwidacji IPN - najważniejszej instytucji polskiej polityki historycznej. Zniknęły wtedy różowe baloniki i orły z czekolady, lansowane przez Platformę jako lekarstwo na narodową dumę, i niebezpieczny, bo budujący narodową wspólnotę patriotyzm. Z zeszłego roku pamiętamy absurdalny bojkot obchodów 550-lecia polskiego parlamentaryzmu przez opozycję, równocześnie lamentującą nad rzekomym ograniczaniem demokracji.
Z kolei w tym roku obserwowaliśmy cierpkie miny polityków opozycji podczas rocznicy Unii Lubelskiej, obchodzonej szczególnie uroczyście wspólnie z Litwinami, ale także z udziałem delegacji z państw niegdyś leżących na terenach I Rzeczypospolitej.
Opozycyjni malkontenci nie pojawili się także na katowickiej defiladzie w rocznicę zwycięskiej bitwy warszawskiej. Przez wiele tygodni trwał gorszący spór o teren Westerplatte, gdzie platformiane władze Gdańska broniły kompromitującej rupieciarni, sprzeciwiając się traktowaniu z szacunkiem tego miejsca i budowie muzeum godnie upamiętniającego jeden z symboli wybuchu wojny.
Rocznicę września planowano zresztą obchodzić w Gdańsku polsko-niemiecką uliczną zabawą, a władze miasta dały się poznać jako kultywujące pamięć o Wolnym Mieście Gdańsku, w latach trzydziestych stanowiącym jedną z kolebek hitleryzmu. Podobny charakter, chociaż odnoszący się już do innej tradycji, miało przywracanie w Warszawie nazw ulic sławiących ludzi i organizacje związane z narzuconym Polsce komunistycznym zniewoleniem.
Walka o polską tożsamość historyczną trwa i nic nie wskazuje na to, by została zakończona, ale z pewnością na najbliższe lata rozstrzygnie ją wynik październikowych wyborów.