Wszystko jest polityką. Unia ignoruje własne prawa
„Unia Europejska nie jest państwem. Państwami jest 27 krajów członkowskich Unii! Te państwa pozostają europejskim suwerenem, są „panami traktatów” – i to państwa określają zakres kompetencji powierzonych Unii Europejskiej” – mówił premier Mateusz Morawiecki podczas wtorkowej debaty w Parlamencie Europejskim. Mówił to przy niemal pustej sali, bo kogo z tego tłumu europosłów, wędrujących z Brukseli do Strasburga i z powrotem, żyjących w luksusie oraz w świecie swoich politycznych imaginacji, mogła interesować debata o jakichś problemach między Unią a Polską.
Stawili się (dla wypełniania statystk w ilości wystąpień) jedynie ci, którym przyznano jednominutowe oświadczenia, ponadto paru brukselskich urzędników, a także większość polskich europosłów (słowo „polskich” jest wobec części z nich nieporozumieniem) oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Debatę zorganizowano po wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że przepisy europejskie przyjmowane przez organy Unii Europejskiej, które wykraczają poza granice kompetencji przekazanych przez podpisane przez Polskę traktaty, są niezgodne z Konstytucją Rzeczypospolitej.
Gdyby dziś szereg decyzji, podejmowanych przez Komisję Europejską, a sugerowanych przez Parlament Europejski, poddać pod głosowanie w krajach członkowskich, z zasiedziałego w Brukseli politycznego towarzystwa nie zostałoby nawet śladu. Dopóki jednak komisja działa na zasadzie kooptacji coraz bardziej bezbarwnych postaci, a w wyborach do Parlamentu Europejskiego w wielu krajach frekwencja jest mizerna (we Włoszech najniższa od 40 lat, w Portugalii tylko 30 procent, w Czechach i Słowenii 28 procent, w Słowacji 22 procent), taki stan może trwać jeszcze przez lata.
Manfred Weber, szef zarządzanej przez Niemców frakcji w parlamencie, dziękował Tuskowi za wyprowadzenie demonstrantów na ulice (swoją drogą coś się biedakowi pomieszało, bo mówił o setkach tysięcy), co samo w sobie jest skandalem, ale równocześnie potwierdza najgorsze podejrzenia co do roli Tuska po powrocie do Polski. Niemieckim politykom wciąż się marzy, że do władzy w Polsce powróci posłuszna im ekipa Platformy.
Parlament debatę odbębnił, grupka różnojęzycznych posłów poprawiła statystykę wystąpień, deputowani z Platformy jeszcze raz popisali się pogardą wobec własnego kraju. Teraz w gabinetach kilku europejskich polityków (głównie niemieckich) rozstrzygną się dalsze losy sporu o granice łamania unijnych traktatów.
Można jednak przypuszczać, że wystąpienie polskiego premiera (a także jego list do przywódców państw europejskich) pozwoli wielu politykom odważniej podnieść głowę i stanąć w obroni suwerenności własnych państw.