Wybory parlamentarne 2019. Wojciech Jankowiak: Nie śpiewam i nie tańczę. Jestem samorządowcem
- Cztery lata temu zaistniało też takie modne zjawisko jak partia Nowoczesna, która zebrała bardzo dużo głosów. Sam wtedy kandydowałem i nawet w mojej gminie, gdzie w wyborach samorządowych uzyskuję wysokie poparcie, zdystansowała mnie Joanna Schmidt. Nie przypominam sobie jednak, by tę gminę kiedykolwiek odwiedziła, ale ludzie musieli się chyba jej billboardem zachwycić. Z ładnym zdjęciem nie mogłem niestety konkurować - mówi Wojciech Jankowiak, lider poznańskiej listy PSL-Koalicja Polska i wicemarszałek województwa wielkopolskiego.
Błażej Dąbkowski: Jak się panu układa współpraca z marszałkiem Markiem Woźniakiem z Platformy Obywatelskiej?
Wojciech Jankowiak: Współpracujemy ze sobą od kilkunastu lat, znamy się przecież jeszcze wcześniej, z czasów pracy w starym urzędzie wojewódzkim. Można więc powiedzieć, że jest ona oparta na bliskiej znajomości, a nawet koleżeństwie i przyjaźni. Nie ukrywam, że z takiej formy współdziałania jestem bardzo zadowolony.
A z Wiesławem Szczepańskim, który jest przewodniczącym Sejmiku i zarazem szefem SLD w Wielkopolsce?
Znamy się również wiele lat, choć nie jest to znajomość tak zażyła jak w przypadku Marka Woźniaka. Nigdy między nami nie dochodziło do nieporozumień.
To jak to jest, że na szczeblu lokalnym PSL świetnie dogaduje się z PO i lewicą, a centralnie zapadła decyzja, by nie powtarzać scenariusza z wyborów do Parlamentu Europejskiego i stworzyć swój blok – Koalicję Polską?
Kilka przesłanek o tym zdecydowało. Pierwszą jest wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego. Kiedy szliśmy do nich jako szeroka koalicja, osiągnęliśmy średni wynik, około 38 procent, tymczasem PiS znacznie przekroczyło 40 procent. Zastanawialiśmy się co zrobić, by ten wynik odwrócić w wyborach do parlamentu krajowego, w końcu zdecydowaliśmy, że powielanie europejskiego scenariusza nie ma sensu, bo poniesiemy klęskę. Oczywiście na to nałożyły się także ideologiczne hasła lewicy, które dla nas nie stanowiły kanwy do poważnej dyskusji. Niestety za to oberwaliśmy nieuzasadnione cięgi od części wyborców.
Nie oberwiecie teraz za współpracę z Kukiz’15, którego działacze nazywali PSL grupą przestępczą?
Struktury nadal o tych słowach pamiętają (śmiech). To jednak tylko słowne utarczki, a między nami i Kukizem nigdy nie było bariery ideologicznej. Skoro już ogłosiliśmy, że chcemy budować szerszą płaszczyznę, właśnie tego efektem są wspólne listy. Proszę jednak pamiętać, że pierwszą ofertę współpracy złożyliśmy Platformie Obywatelskiej, która jest naturalnym sojusznikiem mojej partii. Ubolewam, że PO do nas nie dołączyła.
Jak chcecie odzyskać zaufanie wyborców w Wielkopolsce? Wybory, które odbyły się w 2015 roku były dla was najgorsze od lat. Zdobyliście tylko dwa mandaty w całym województwie.
Rzeczywiście, cztery lata temu zanotowaliśmy najniższy wynik w historii PSL, ledwo przekraczając próg wyborczy. Przyczyn było wiele, między innymi odpływ naszego wiejskiego elektoratu, który zachłysnął się obietnicami PiS. Ale nie tylko partia rządząca "podkradła" nam wyborców. Cztery lata temu zaistniało też takie modne zjawisko jak partia Nowoczesna, która zebrała bardzo dużo głosów. Sam wtedy kandydowałem i nawet w mojej gminie, gdzie w wyborach samorządowych uzyskuję wysokie poparcie, zdystansowała mnie Joanna Schmidt. Nie przypominam sobie jednak, by tę gminę kiedykolwiek odwiedziła, ale ludzie musieli się chyba jej billboardem zachwycić. A gdzie dziś jest posłanka?
Kończy z polityką.
No właśnie. Z ładnym zdjęciem nie mogłem niestety konkurować (śmiech).
Dziś też liczycie głównie na głosy mieszkańców wsi?
To zbyt proste uogólnienie. Elektorat wiejski przestał dominować już jakiś czas temu. Moi wyborcy, jako lidera listy, w dużej mierze lokują się w małych miastach takich jak Buk, Stęszew, Śrem, czy Środa Wielkopolska.
Ale nadal nie potraficie przebić się do elektoratu wielkomiejskiego.
On rzeczywiście nas nie dostrzega, skupiając się na politycznej dwubiegunowości. Mam wielu przyjaciół żyjących w Poznaniu, którzy mówią, że zagłosowaliby na mnie, "ale ty jesteś z PSL". Być może dlatego w okręgu poznańskim nigdy nie zdobyliśmy mandatu.
Jak sam pan wspomniał, nie jest to pierwszy pana start. Wojciech Jankowiak na poważnie myśli o zdobyciu mandatu posła?
Czuję się przede wszystkim samorządowcem, to co robię tutaj, w urzędzie marszałkowskim, wydaje mi się szalenie ważne. To także wypełnia moje aspiracje polityczne i zawodowe. Kandydowanie do Sejmu traktuje jako pracę na rzecz całej formacji. Nie jest bez znaczenia, czy w okręgu poznańskim zdobędziemy 5, czy 25 tysięcy głosów. To będzie bowiem rzutowało na wynik całej formacji w skali kraju. W poprzednich wyborach, kiedy ledwo przekroczyliśmy próg, te kilkanaście tysięcy głosów okazało się szalenie ważne, by wejść do Sejmu.
Jeszcze kilka tygodni temu mówiło się, że lista PSL będzie okręgu poznańskim zaskakiwać, miał się na niej pojawić m.in. Jarosław Pucek, którego namawialiście do startu.
Z panem Jarosławem Puckiem nie było prowadzonych rozmów, to on wysyłał sygnały, że jest zainteresowany startem z listy PSL. Kiedy jeden z naszych członków podjął z nim rozmowy, dowiedział się, że Pucek jest zbyt zajęty pracą, dlatego pewnym zdziwieniem jest dla mnie informacja o jego starcie z listy PiS do Senatu. Zaskakujący zbieg okoliczności.
To kto pojawi się na poznańskiej liście?
Jako "dwójka" pojawi przedstawiciel rzemiosła i biznesu Włodzimierz Zydorczak. To ukłon w stronę środowisk gospodarczych. Poza nim listę zdominują członkowie PSL i sympatycy, między innymi były poznański radny Wojciech Wośkowiak, czy Michał Tomczak z Kukiz’15.
Nadal wielką niewiadomą pozostaje przyszłość posła Jacka Tomczaka, który miał startować do Senatu z okręgu poznańskiego.
Jacek Tomczak miał propozycję, by zostać jedynką listy do Sejmu, po zastanowieniu stwierdził jednak, że widzi siebie jako kandydata do Senatu. Liczył pewnie na rozmowy koalicyjne, ale na dzień dzisiejszy paktu senackiego nie ma. Z Jackiem Tomczakiem rozmawiałem w ubiegłym tygodniu, wszystko wskazuje na to, że nie będzie kandydował do Senatu, a wystartuje do Sejmu w innym okręgu.
Wasi konkurenci już na serio zabrali się za kampanię. Jadwiga Emilewicz biega, wrzuca zdjęcia z dożynek, Joanna Jaśkowiak bierze z kolei udział w demonstracjach. Gdzie jest PSL?
To kwestia indywidualnego temperamentu poszczególnych polityków. Ja należę do ludzi, którzy nie pchają się na scenę, nie tańczą i nie śpiewają. Nie umiem tego po prostu robić. Z drugiej strony uważam, że takie zachowania są nie do końca uczciwe, myślę głównie o kandydatach, którzy pojawiają się z zewnątrz. Przyjeżdżają do Poznania, obiecują różne rzeczy, które do tej pory nie były załatwiane, jak np. most w Czapurach. To temat sprzed wielu miesięcy, inwestycja znajdowała się na liście rezerwowej i nikt jej nie dawał szans na realizację. Nagle się okazuje, że można, tylko ciekaw jestem, kto przebuduje cały układ komunikacyjny wokół mostu, bo zahacza to o naszą drogę wojewódzką, której modernizacji nie mamy w planach. Jak więc widać, to obietnice stricte na potrzeby wyborcze. Potem bywa tak, że nie ma kto się z nich rozliczyć.
To z czym pan idzie do wyborów?
Chcę zaoferować wyborcom moje kompetencje i doświadczenie, zdobyte przez lata pracy w samorządzie. Jak wiadomo specjalizuję się w infrastrukturze czy gospodarowaniu środkami unijnymi. To tematy, które można przenieść do Sejmu z korzyścią dla tej izby. W aspekcie politycznym chciałbym z kolei uczestniczyć w przywracaniu normalności.
To znaczy?
To, co się wydarzyło przez ostatnie 4 lata w sferze sądownictwa, kompetencji samorządu, gospodarki, wymaga powrotu do status quo ante. Nie może być tak, że premier Morawiecki mówi, że przeznaczy miliard, dwa, a może pięć miliardów złotych na przykład na rolnictwo. Tak nie wolno postępować, mówimy przecież o środkach publicznych. Rolnikom trzeba pomóc, ale systemowo. Jeśli dojdzie w końcu do kryzysu gospodarczego, a mamy już jego pierwsze symptomy, wtedy wszyscy się zaczną zastanawiać, czy na przykład trzynaste emerytury rzeczywiście były możliwe do wypłaty.
Ale PSL też idzie do wyborów z pewnymi obietnicami socjalnymi, między innymi z emeryturą bez podatku.
To nasz postulat sprzed wielu lat. Zebraliśmy nawet w tej sprawie odpowiednią ilość podpisów pod społecznym projektem stosownej ustawy. W tym przypadku to jednak realna pomoc dla emerytów. Oczywiście niesie ona za sobą ekonomiczne konsekwencje, ponieważ wpłynie m.in. na budżety gmin, bo mamy do czynienia z PIT-em. Ale PSL chce ten ubytek rekompensować, w odróżnieniu od populistycznych rozwiązań PiS, takich jak zwolnienie młodych ludzi od podatku. W mojej gminie z tego tytułu zniknie nawet kilkadziesiąt milionów złotych, za taką mniej więcej kwotę buduje się w niej obecnie dwie nowe szkoły.
Na ile mandatów liczycie w województwie po październikowych wyborach?
Byłbym zadowolony gdybyśmy powtórzyli wynik wyborów z 2011 r. i zdobyli cztery mandaty.