Wybory prezydenckie 2020. Szymon Hołownia: "Andrzej Duda dał się rozegrać jak dziecko". Co jeszcze mówi kandydat na prezydenta?
W naszym studiu kandydat na prezydenta Polski Szymon Hołownia mówił m.in. o epidemii koronawirusa, planach na kampanię i prezydenturę, sytuacji Kościoła czy aborcji i dostępności tabletki "dzień po". Skomentował też przekazanie 2 mld zł na media publiczne.
Zdradźmy, że przy powitaniu nie podaliśmy sobie dłoni. Zgodnie z zaleceniami ministerialnymi, które, jak rozumiem, Pan stosuje.
Szymon Hołownia: Stosuję i staram się nie podawać ręki, bo wiemy, że tak jest teraz lepiej.
Pandemia koronawirusa. Wybory w Polsce do przełożenia?
Koronawirus w Polsce przybiera na sile. To wpływa na kampanię prezydencką. Wybory powinny zostać przełożone?
Przełożenie wyborów to broń atomowa i powinniśmy jej używać w naprawdę skrajnych sytuacjach. Wciąż wierzę, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Musimy być gotowi na wszelkie ewentualności. Jeżeli jakaś część Polski zostanie objęta kwarantanną, ludzie nie będą mogli głosować. System głosowania przez internet dotyczy u nas tylko osób niepełnosprawnych (i to niektórych), a dodatkowo wciąż nie jest chętnie stosowany. Jeżeli z powodu koronawirusa będzie problem z obsadzeniem niektórych komisji wyborczych, to trzeba będzie wybory przełożyć. Na razie działajmy jednak w trybie podstawowym, bo przesuwanie wyborów, to bardzo głęboka ingerencja w cały proces demokratyczny.
Jak to się może skończyć?
Tak, że wybory będą 10 maja, albo 10 maja ich nie będzie. Jeżeli zostanie wprowadzony stan wyjątkowy na jakimś obszarze kraju, to zgodnie z konstytucją – 90 dni po jego zakończeniu nie można przeprowadzać wyborów, a kadencja organów, których te wybory dotyczą, ulega przedłużeniu. W zależności od tego, jak długo trwałby stan wyjątkowy wybory, moglibyśmy mieć np. na jesieni. Ale jeszcze raz powtórzę - póki nie ma bezwzględnej konieczności, powinniśmy grać według zasad, które mamy w tej chwili.
Rząd właściwie reaguje na epidemię?
Bardzo różnie. Teraz wyraźnie widać, że ten rząd jest niejednorodny. Jedni radzą sobie w nim lepiej, a drudzy gorzej z informowaniem ludzi i przygotowywaniem realnych rozwiązań. Moim zdaniem decyzje powinno się podejmować szybciej. Nie wahać i zastanawiać, kto pierwszy się wychyli. Jeżeli pojawiły się samorządy, które zdecydowały się zalecić dyrektorom zamykanie szkół, to natychmiast należało to zarządzić na szczeblu centralnym. Rodzice muszą mieć czas, żeby się przygotować, zorganizować opiekę dla dzieci. Potrzebujemy szybkich decyzji. Oczekuję ich także od naszych biskupów. To znaczy, że wreszcie skończą się krygować, udzielać wielkich teologicznych komentarzy na temat roli eucharystii w życiu człowieka. Każdy chrześcijanin wie, jaka ona jest, ale dzisiaj mamy epidemię.
Koronawirus w Polsce. Co powinien zrobić Kościół
Czyli kościoły powinny zostać zamknięte?
Nie, mamy jeszcze jeden krok, który należy zrobić wcześniej. Biskupi powinni wydać odezwę odczytywaną we wszystkich kościołach, że komunię przyjmujemy tylko na rękę. Jeżeli będzie mówione tak, że „usilnie zalecamy wiernym”, tym ezopowym, kościelnym językiem, to jeden przyjmie tak, a drugi tak. Ale jeżeli już jeden przyjmie do ust i palce księdza zetkną się ze śliną tego człowieka, to reszta może sobie przyjmować na rękę.
Arcybiskup Gądecki proponuje, żeby msze odbywały się częściej.
Moim zdaniem to nie jest rozwiązanie. Po pierwsze, rozwiązaniem jest przyjmowanie komunii na rękę, a po drugie – zachowanie przestrzeni między sobą, jeżeli jest to możliwe. Po trzecie, naprawdę wytrzymamy kilkanaście tygodni z nieco zreformowanym kalendarzem swojej religijności. Jeżeli mamy pierwsze objawy przeziębienia, jesteśmy osłabieni, mamy choroby towarzyszące, przyjechaliśmy z obszarów zagrożonych, mamy jakiekolwiek podejrzenia – nie idziemy do kościoła. Jakkolwiek by to nie brzmiało, musimy rozrzedzić frekwencję w kościołach, bo tam także obowiązują prawa fizyki i biologii. To może być wyrazem troski o drugiego człowieka. Nie mówię, że jest konieczność zamykania kościoła, mówię, że w ciągu najbliższych kilkunastu tygodni musimy kilkukrotnie przemyśleć, w jakiej formie w tym kościele będziemy.
Sprawdź: Koronawirus w Poznaniu: Kościoły w niedzielę niemal puste. Na msze przyszli tylko nieliczni
Epidemia koronawirusa. Nie wiem czy rząd działa jak należy. Dowiemy się
W okresie epidemii prezydent Duda staje na wysokości zadania czy mógłby zrobić więcej?
Teraz trochę nie ma wyjścia, musi stanąć na wysokości zadania, bo kiedy ta sytuacja się rozkręcała, to był zajęty kwestią ustawy o dwóch miliardach na media publiczne. W końcu zdecydował tak, że sam został wykiwany. Ani nie osiągnął sukcesu, ani nie będzie miał z tego powodu realnej zmiany, bo Jacek Kurski utrzymuje kontrolę nad telewizją publiczną. W tej chwili zadaniem prezydenta jest stawanie na czele solidarnie działającego społeczeństwa. Tego się nie robi tylko orędziami i zebraniami, ale mam nadzieję, że prezydent aktywnie i ponadpartyjnie będzie budował wspólnotę. Proszę mi dać jeszcze kilka dni, żebym zobaczył, jakie są efekty tej pracy.
Rząd i prezydent są faktycznie przygotowani, czy jedynie starają się sprawiać takie wrażenie?
A tego jeszcze nie wiemy.
Ale już docierały do nas sygnały, m.in. od prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, że w szpitalach brakuje środków ochronnych dla lekarzy i jeżeli w ciągu trzech dni się nie pojawią, zawieszą oni swoje działania. [prezydent powiedział to w środę, 11 marca w Warszawie. Wtedy też rozmawialiśmy z Szymonem Hołownią – dop. red.]
W bardzo wielu miejscach pojawiają się takie braki, odwoływane są zabiegi. Szpitale, choćby te warszawskie, zgłaszają brak środków jednorazowych. Wszystkie zostały scentralizowane na potrzeby zarządzania epidemią. Nie wiem, czy rząd działa tak, jak powinien, dowiemy się tego za tydzień.
Rolą rządu jest pomoc w tym zakresie?
Oczywiście, że tak. Jeżeli mamy tak scentralizowane państwo, jak mamy. Które zdecydowało, że chce na poziomie centralnym ponosić za wszystko odpowiedzialność, ograniczało rolę samorządów, nie doinwestowywało powiatowych instytucji, regionalnej administracji, kosztem tej centralnej. W tym momencie państwo bierze pełną odpowiedzialność. Jesteśmy jeszcze na takim etapie, kiedy liczba zachorowań z powodu koronawirusa nie przekroczyła setki [w chwili publikacji rozmowy jest już ponad 100 zakażeń - dop. red.]. Wszyscy epidemiolodzy i wirusolodzy mówią, że kiedy przekroczy setkę, to będziemy obserwowali gwałtowny wzrost zachorowań i największe problemy dopiero się zaczną. Jak się zaczną, to zobaczymy, jak wydolny jest nasz system. Na razie jest przez koronawirusa testowany spokojnie, ale za chwilę zacznie być testowany dużo mocniej. Wtedy zobaczymy, jak jesteśmy przygotowani i jak działa rząd. Na razie widzę próby sensownych działań podejmowanych tu i ówdzie. Mam nadzieję, że zepną się we wspólną opowieść. Ale na koniec dnia i tak nie będzie chodziło o opowieść, tylko o liczbę respiratorów i łóżek na OIOM-ach, bo koronawirus wywołuje obustronne śródmiąższowe zapalenie płuc, potrzebne jest wspomaganie oddechu i tego już się nie wyczaruje. Zawsze powtarzam, że każdy kryzys rozwiązuje się nie w momencie, gdy występuje, tylko jakiś czas przed jego wystąpieniem. Sprawność państwa na tego typu zagrożenia powinno się badać kilka lat temu. Teraz jest już za późno. Możemy tylko działać z tymi konsekwencjami, które mamy, zarządzać kryzysowo, ale po tej epidemii powinniśmy wyciągnąć z niej wnioski. Odpowiedzieć na pytania, jak to państwo jest ułożone, czy powinno być bardziej zdecentralizowane, gdzie i na co powinny być pieniądze i np. czy dwa miliardy złotych na Telewizję Polską, to naprawdę jest świetny pomysł.
2 mld dla mediów publicznych. "Prezydent dał się rozegrać jak dziecko"
Wspominał Pan o TVP, a tam zaszły zmiany. Konkretnie – Jacek Kurski zmienił się z prezesa w doradcę zarządu. Jak w tym kontekście wypadł prezydent Duda – jak niezależny polityk czy taki, który dał się rozegrać prezesowi Kaczyńskiemu?
Dał się rozegrać jak dziecko. Jarosław Kaczyński załatwił go na perłowo, bo jest politykiem takiej klasy, jakiej jest. Robił już bardzo duże polityczne deale w momencie, kiedy Andrzej Duda jeszcze był w Unii Wolności, bo pamiętajmy, że Andrzej Duda był jej członkiem przez rok w kole Kraków-Podgórze. Ale się nie cieszył, jak się później zwierzał. Ten prezydent totalnie nie jest niezależny. Musi dzwonić do swojego szefa, a jest nim prezes jego partii, który zapłaci za jego kampanię. Nawet, jeśli próbuje się wybić na niezależność, postawić jakieś ultimatum, to partia na koniec i tak go wykiwa. Kiedy podpisywał ustawę o pieniądzach dla mediów publicznych, był pewnie święcie przekonany, że usunął Jacka Kurskiego z telewizji i będą tam rządzili jego ludzie. Nie stało się ani jedno, ani drugie, a dwa miliardy złotych podpisał.
Przyjmijmy, że zostaje Pan prezydentem. Jak układają się Pana relacje z rządem i prezesem PiS? To pełna niezależność?
Chętnie poznałbym Jarosława Kaczyńskiego, bo bardzo mnie intryguje. Chciałbym poznać kogoś, kto mówił o sobie, że jego snem jest być emerytowanym zbawcą Polski. Generalnie mam taką tendencję, że lubię zbawcę, więc i tego chętnie bym poznał. Jeśli wygrałbym wybory, PiS musiałoby przejść w fazę pragmatyki. Będą mieli wielką pokusę, żeby zbudować nienawiść wokół niezależnego prezydenta i uznać, że to scementuje ich obóz i pozwoli wygrać wybory w 2023. Ten obóz bardzo lubi mieć wroga. Rzadko prowadzi ludzi ku czemuś w świadomy sposób. Zawsze jest jakiś wróg – raz to ideologia gender, innym razem uchodźcy, kolejnym – sędziowie, za chwilę być może samorządowcy. Gdyby jednak Jarosław Kaczyński skalkulował, to mogłoby mu wyjść, że potrzebuje prezydenta. Ja nie mam alergii na to, że przyjdzie do mnie np. minister zdrowia z PiS, pan Szumowski, przejdziemy na „ty” i zapytam „słuchaj, w czym ja Ci mogę pomóc, żebyśmy załatwili np. kwestię psychiatrii dziecięcej?”. Żebyśmy zaczęli wreszcie sensownie myśleć o systemowej reformie ochrony zdrowia, a nie o ciągłym przeciąganiu kołdry.
Czyli nie byłaby to, jak zapowiada część opozycji, prezydentura samych wet?
Nie, to byłaby prezydentura czysto pragmatyczna. Jeżeli oni mają dobry pomysł, to ich wesprę i będą mogli odtrąbić to jako swój sukces. Nie mam z tym problemu. Polityka jest od załatwiania spraw, a nie od wojen plemiennych. Jeżeli będą robili złe rzeczy (a robią ich mnóstwo), będzie bezwzględne weto. Trzy już zapowiedziałem: zielone, samorządowe i ds. jakości legislacji. U mnie nie będzie myślenia plemiennego. Mieliśmy ten spektakl przez wiele lat i jestem nim naprawdę znużony. To jest XXI w., a proszę zobaczyć, co tu się dzieje. Dalej mamy lata 90. i dwie frakcje wyrosłe z Solidarności, które biorą się za łby. Ile jeszcze będziemy na to patrzeć?
Prezydent Duda pięć lat temu nie był politykiem do końca rozpoznawalnym, ale to, co za nim stało, to zaplecze partyjne i spójny program, a przynajmniej kilka jego punktów, choćby pomoc frankowiczom czy obniżenie wieku emerytalnego. W Pana programie znalazły się podobne punkty?
I co wyszło z tej pomocy frankowiczom?
Co wyszło?
No właśnie nic nie wyszło. Były inne zapowiedzi, proszę sobie poczytać, choć chyba ostatnio zostały skasowane z profilu Andrzeja Dudy. Chodzi mi o pakt programowy, który podpisywał ze społeczeństwem. Proszę sobie zobaczyć, ile punktów zostało zrealizowanych.
Program Hołowni. Cztery filary: bezpieczeństwo, solidarność, środowisko, samorządność
A Pan ile punktów ze swojego programu zrealizuje?
Przede wszystkim nie będę obiecywał rzeczy, które może zrobić premier, bo kandyduję na prezydenta. Nie będę jeździł i obiecywał: tu zbudujemy szpital, tu będzie obwodnica, a tu Wam dam po tysiąc złotych, bo nie prezydent załatwia te sprawy. Jeżeli ktoś tak obiecuje, to kłamie. I to trzeba sobie jasno powiedzieć. Pierwszego dnia kampanii przedstawiłem swoją wizję prezydentury, bo uważam, że tak powinno się ją zaczynać. A nie fajerwerkami. Przedstawiłem swoją wizję Polski do 2050 roku opartą o cztery filary, które powinny ją budować: bezpieczeństwo, solidarność, środowisko i samorządność.
Jakieś konkrety w tych dziedzinach?
Są, proszę sobie przeczytać…
A gdyby miał się Pan zareklamować czytelnikom. Wskazać coś najważniejszego.
W każdym z tych obszarów coś jest. W ramach bezpieczeństwa narodowego mówimy o reformie Biura Bezpieczeństwa Narodowego tak, by odpowiadało i edukowało w zakresie realnych zagrożeń – cyberzagrożeń, zagrożeń epidemiologicznych i naszej reakcji na problemy demograficzne czy migracyjne. W ramach samorządności mamy zapowiedź samorządowego weta. Wszystkie ustawy, które będą szły w kierunku ograniczania kompetencji samorządów, albo dodawania im zadań bez pieniędzy będą wetowane. Powstanie Rada Samorządowa przy prezydencie, która będzie konsultowała te wszystkie regulacje. Prezydent zamieniłby się trochę w Senat, a sam Senat powinien być izbą samorządową, więc będzie samorządności pilnował. W obszarze środowiska wyraźnie mówię o reakcji na kryzys gabinetowy. Pierwsza rada gabinetowa powinna być poświęcona kryzysowi wodnemu, który w Polsce narasta i dotyka rolnictwa. Coraz więcej obszarów, także w Wielkopolsce, jest objętych suszą. Za chwilę będzie to oznaczało upadek gospodarstw, wzrost cen żywności. Trzeba natychmiast działać – promować mikroretencję, inne myślenie o transporcie śródlądowym oraz Polskiej neutralności klimatycznej. Do 2050 roku Polska powinna się zdekarbonizować i doprowadzić do 75 proc. OZE i 25 proc. biogazu. Z kolei solidarność to działanie na rzecz osób wykluczonych i promowanie zupełnie innego modelu przedsiębiorczości – opartego na kryterium społecznej odpowiedzialności, małych i średnich przedsiębiorstwach. Zamierzam wspierać regulacje, które ułatwią im życie, odformalizują proces prowadzenia działalności gospodarczej. Doprowadzą do sytuacji, w której państwo stanie po stronie przedsiębiorcy, a nie przeciwko niemu.
I w jaki sposób prezydent dokona tego wszystkiego?
Przy użyciu wielu narzędzi. Przede wszystkim przez budowanie partnerstwa z rządem i opozycją. Dodatkowo przy użyciu narzędzi konsultacyjnych i wywierania przy ich pomocy presji. Zamierzam rozbudować system konsultacji społecznych, a więc wysłuchania obywatelskiego, platform komunikacji i konsultowania regulacji. Nie podpiszę żadnej ustawy, która nie przejdzie konsultacji społecznych i nie będzie miała oceny skutków regulacji. Ludzie muszą być włączeni w proces stanowienia prawa, które ich dotyczy. Ponadto prezydent może wetować i ma inicjatywę ustawodawczą (ale do niej musi zbudować parlamentarną większość, bo inaczej to propaganda). Prezydent może powoływać swoje rady i w polityce zagranicznej budować stosunki bilateralne. To niezwykle ważne, bo w układach dwójkowych, czwórkowych świat dyplomacji bardzo się dzisiaj wspiera. Wreszcie prezydent ma ogromną przestrzeń działania symbolicznego. Dysponując swoim mandatem, może wytyczać kierunki i bezpośrednio z narodem, który jest jego szefem, mówić partiom politycznym: „wracajcie na swoje miejsce”. Mam wrażenie, że w Polsce jest bardzo dużo agresji. A skąd się ona bierze? Z lęku. A lęk? Z chaosu.
Aborcja, pigułka "dzień po", rozdział państwa od Kościoła
Jest kilka kontrowersyjnych kwestii, które cyklicznie powracają w dyskursie społecznym i politycznym. Załóżmy, że Pan, jako prezydent musi podjąć decyzję. Zaostrzamy czy liberalizujemy ustawę aborcyjną?
Zostawiamy tak, jak jest. Wyraźnie powiedziałem, że w moim odczuciu powinno zostać tak, jak jest obecnie. To nie ma związku z moimi poglądami. Nie znam osoby w Polsce, której poglądom ta ustawa odpowiadałaby w stu procentach.
Pigułka „dzień po” dostępna czy nie?
Jeżeli Sejm uchwaliłby regulację, w której spełnione byłyby dwa warunki. Po pierwsze: do 18. roku życia pigułka antykoncepcji awaryjnej jest na receptę. Po drugie: pełnoletnie kobiety podejmują decyzję same, ale są w pełni poinformowane o działaniu tego produktu i przeciwwskazaniach. Taką ustawę bym podpisał.
Rozdział państwa od Kościoła?
Kościół musi wrócić na swoje miejsce. Sprawy zaszły zdecydowanie za daleko. Kościół stał się w wielu miejscach elementem władzy państwowej. Niejasne są przepływy finansowe pomiędzy państwem a różnymi instytucjami kościelnymi i okołokościelnymi tak, jak jest to w przypadku różnych toruńskich instytucji. To wszystko trzeba pokazać i organy władzy państwowej nie powinny sprawiać wrażenia, że nie wiadomo gdzie jest ministrant, a gdzie minister. Czasami jak patrzę na niektóre nasze obchody, to mam takie wrażenie. Sprawy muszą wrócić na swoje miejsce. Wśród moich haseł mam np. „Prezydent różnych Polaków”, „Dość partyjniactwa”, „Kościół i władza na swoje miejsce”, „Pokolenie, nie kadencja”. Polityka też musi wrócić na swoje miejsce. Zacząć wreszcie myśleć o sprawach w perspektywie pokolenia, a nie kadencji. Co obchodzi moją córkę, która ma 2,5 roku, kto wygra wybory w 2023 r.? Muszę już dzisiaj myśleć o tym jak ułożyć jej świat na 2050 rok.
To wszystko sprawi, że w wyborach od Polaków Szymon Hołownia otrzyma „trzy razy tak”?
Tam będzie tylko jedno pytanie. Mam nadzieję, że nie będzie trzech krzyżyków, bo wtedy głos będzie nieważny. Niech będzie jeden, przy nazwisku Hołownia.
I Hołownia zasiądzie w pałacu?
To już Polacy zadecydują. Ani Pan dzisiaj, ani ja, tylko 30 milionów Polaków z prawem wyborczym, którzy 10 maja pójdą zagłosować. Wierzę, że tak, bo tworzy się ruch społeczny. W całej Polsce mamy 16 bardzo prężnie działających ośrodków wolontariatów. Ten nowy ruch społeczny jest absolutnie ponadpartyjny i ponadpolityczny w tym wydaniu, które dzisiaj mamy. Jest polityczny, ale są w nim ludzie, którzy głosowali na Dudę, Komorowskiego, Kukiza, albo nie głosowali. Myślą o innym państwie i o tym, że trzeba zacząć inaczej myśleć. Wierzę, że uda nam się to zrobić, bo bardzo tego potrzebujemy. Ale to nie jest opowieść o „Hołowni-monarsze”, który teraz idzie do polityki na 30 lat. Mam zrobić robotę i wyjść.
Szymon Hołownia: Powiem na kogo zagłosuję w drugiej turze
Sondaże pokazują, że dojdzie do drugiej tury. Jeśliby się Pan w niej nie znalazł, to komu przekaże swoje poparcie?
Nie uwierzę w to, że wyborcy są jak meble, które można przesuwać, jeżeli samemu się nie dostanie.
Na pewno nie na wszystkich, ale na wielu może mieć Pan wpływ.
Pewnie powiedziałbym, na kogo ja bym zagłosował. Zobaczymy, jaki będzie skład drugiej tury. Ale nie powiem: „A teraz moi wyborcy, przesuwamy swoje poparcie...”, bo to są ludzie, którzy głosowali na bardzo różne osoby. Poza tym myślę, że koronawirus bardzo zmieni ton tej kampanii. Ludzie już dzisiaj nie chcą słuchać o niczym innym. Dlatego też wprowadziliśmy zmiany w mojej kampanii. Jako pierwszy zrezygnowałem z dużych spotkań. Teraz będziemy mieli trzy kolejne zmiany. Od poniedziałku [dziś – dop. red.] Przemek Staroń „Nauczyciel Roku 2018” będzie na moim Facebooku robił zajęcia dla rodziców, podpowiadając, co mogą robić z dziećmi w domu przez dwa tygodnie. Dodatkowo odpaliliśmy czaty na żywo z ekspertami: internistami, pediatrami, wirusologami, prawnikami, psychologami dziecięcymi. Wreszcie wszystkie biura Ekipy Szymona zamieniają się w centra pomocy. Na tyle, na ile wystarczy sił wolontariuszom, będą robili zakupy i załatwiali w mieście sprawy tym, którzy zgłoszą, że tego potrzebują. Całe swoje świadome życie działałem w organizacjach pozarządowych. Bardzo się cieszę, że wracamy do tego, czym polityka powinna być. Nie będziemy sobie bić piany do kawy, ale robić robotę.
Rozumiem, ale wróćmy do drugiej tury. Czyli powie Pan na kogo zagłosuje?
Tak, powiem. Uważam, że to się należy moim wyborcom.
Andrzej Duda czy opozycja?
Zobaczymy, jak druga tura będzie wyglądać. Po tym, jak pojawił się koronawirus, wszystko może się wydarzyć. To czynnik zmieniający bardzo dużo. Powiem szczerze, że teraz nie wiem, czy w pierwszej turze nie wygra Krzysztof Bosak albo ja. Wszystko się może zdarzyć. Pojawiło się tyle nieprzewidywalnych czynników, że musimy dzień po dniu starać się okazywać jak najbardziej solidarnymi, uczciwymi, normalnymi, fajnymi ludźmi i obywatelami. A gdzie nas to doprowadzi, dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć. Ale oczywiście do wyborów idę po to, żeby je wygrać.
Nie wiem, czy byłbym w stanie wrócić do dziennikarstwa
Kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz zaprezentował na konwencji wyborczej swoją żonę, zyskał kilka punktów. Pana żona także będzie aktywna w kampanii wyborczej?
Już jest aktywna. Powstał spot według jej pomysłu, co więcej ma zasięg sięgający kilku milionów odbiorców. Oczywiście, że moja żona będzie obecna w kampanii, ale nie może też w niej zrobić wszystkiego. Jest żołnierzem, a wojsko jest apolityczne. Może występować jako moja żona, a nie jako oficer. Ma bardzo precyzyjny pomysł na to, w jaki sposób chce uczestniczyć w kampanii, czym się chce zająć. Bardzo bliskim tematem jest dla niej wsparcie dla rodzin żołnierzy i funkcjonariuszy. Jest w tym olbrzymi potencjał do wsparcia. Często jest tak, co sami widzimy po naszych znajomych, że żołnierz ginie na służbie, zostawia dwójkę dzieci, żonę. Na pogrzebie wszyscy obiecują, jak to będą się troszczyć, leją krokodyle łzy, a później przez kilka lat nie można załatwić odszkodowania, rodzina zastanawia się, jak związać koniec z końcem. Ula będzie miała dużo pracy i już się z tego powodu cieszy.
Gdyby się nie udało, to jakie ma Pan plany po wyborach? Powrót do dziennikarstwa, własna partia?
Po tym, co zobaczyłem z tej strony przez tych kilka miesięcy, to powiem uczciwie – nie wiem, czy byłbym w stanie wrócić do dziennikarstwa. Nie jest łatwa ocena dziennikarskiego świata po tym, jak dziennikarz przeszedł na drugą stronę i zobaczył, jak to wygląda. To nie są optymistyczne wnioski.
Jakie to wnioski?
Często bardzo krytyczne. To nie dotyczy wszystkich, ale nie wiem, czy bym się w tym znowu odnalazł. Natomiast będę dalej działał. Będzie działał ruch społeczny, który będziemy rozbudowywać i zmieniać Polskę. Trochę głupio się czuję, bo w 2015 roku Andrzej Duda też obiecywał różne rzeczy. Pamiętam, jak stał przed kamerą i mówił: „Ja będę prezydentem aktywnym”, „Mnie nie można zamknąć w pałacu”, „Będę działał”. No i co z tego wyszło? Więc jak mówię panu podobne rzeczy z tym samym ogniem w oczach, to pan może myśleć, że ja pana też okłamię. Ale ja raczej pana nie okłamię, bo wyrosłem z działania i będę je miał w swoim DNA. Do dziennikarstwa więc pewnie nie wrócę, ale do pisania na pewno. Bo grafomana nic nie jest w stanie zatrzymać.
Przed wyborami parlamentarnymi powstanie partia Hołowni?
Dopóki się da, nie będzie partii politycznej. Po tym, co z tym pojęciem zrobiły PO, PiS i inne obecne partie, mam zmiany skórne jak słyszę słowo „partia”. Jak uzdrowi się pojęcie partii politycznej i będą wybory, które można nią wygrać, wtedy będziemy się zastanawiać. Na razie jak myślę, przed zaśnięciem, że to może się tak skończyć, to budzę się w nocy i mam koszmary. W tym momencie nie chcę partii.
Co z finansowaniem kampanii? Na początku pojawiały się m.in. informacje, że „za Hołownią stoją pieniądze Kulczyka”.
Tak, również Opus Dei, Ordo Iuris, około sześciu innych osób z listy najbogatszych Forbesa. Nie, za naszą kampanią stoją pieniądze obywatelskie. Nie mamy pieniędzy partyjnych. Musimy wszystko zebrać sami. Lubię zbiórki obywatelskie, bo przywracają ludziom sprawczość. Znowu czują, że mają na coś wpływ. W ciągu trzech tygodni zdobyliśmy prawie 1,2 mln zł. To głównie małe wpłaty, poniżej 100 zł. Gorąco do tej formy wsparcia zachęcam, bo to naprawdę obywatelskie robienie polityki. Niech mi pan pokaże ludzi wpłacających pieniądze na politykę. W sondażu powiesz, na kogo zagłosujesz, ale wyciągnąć swoje własne pieniądze? A nam się to udało.
Na koniec wjedźmy do Pana rodzinnego Białegostoku. Cały czas zapadają wyroki w sprawie zamieszek na Marszu Równości. Takie wydarzenia powinny się w miastach odbywać?
Marsze Równości?
Tak.
Jeżeli są legalne, to dlaczego nie?
Pan jako prezydent pójdzie w Marszu Równości?
Nie, bo uważam, że maszerowanie nie jest zadaniem prezydenta. Chyba, że w naprawdę skrajnych sytuacjach.
Czyli w Marszu Niepodległości też nie?
Nie, mam inny pomysł na 3 maja i 11 listopada. Spotkania w Belwederze z osobami, które są w Polsce wykluczone. To powinien być dzień, który będę spędzał z nimi, żeby przypomnieć o podstawowej zasadzie: wspólnota jest tak silna, jak najsłabszy we wspólnocie. Musimy sobie to przypomnieć, a ktoś musi to na obrazku pokazać. W tym jest nasza siła: w działaniu solidarnym na rzecz wykluczonych. Nie mam natury uczestnika manifestacji. Byłem na niej raz, nawet przemawiałem. To było kiedy Andrzej Duda hamletyzował czy podpisać ustawę o sądach, czy nie. Uważam, że prezydent ma do wykonania inne zadania. A jeśli chodzi o Marsze Równości – jeżeli są legalne, niech się odbywają, nie ma najmniejszych przeciwwskazań. To wolny kraj – ma prawo iść i procesja, i Marsz Równości. To Rzeczpospolita różnych obywateli. Nie musimy się pozabijać, dlatego, że się różnimy. To normalne. Ważne żebyśmy umieli budować, mając nadal różne zdania na temat aborcji, historii i tysiąca innych spraw. I to właśnie chcę zrobić.