Wybory w 1957 r. były początkiem końca „demokratyzacji” na Białostocczyźnie
W październiku 1956 r., po raz pierwszy od zakończenia wojny, mieszkańcy miasta spontanicznie wyrazili dezaprobatę dla władzy - mówi dr Marcin Markiewicz z Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku.
W szeregu wydań „Gazety Białostockiej” ze stycznia 1957 r. jest mnóstwo materiałów, zachęcających do udziału w wyborach i poparcia haseł Frontu Jedności Narodu, czyli de facto PZPR. Czy takie kampanie wyborcze to wtedy norma, czy raczej nowość - efekt jesiennej „odwilży” w 1956 r.?
Wybory do Sejmu z 20 stycznia 1957 r. odbywały się w szczególnej atmosferze zmian politycznych, trzy miesiące po pamiętnym VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR. Do władzy wrócił Władysław Gomułka, z którym społeczeństwo wiązało wielkie nadzieje na liberalizację systemu. Na fali październikowej „demokratyzacji” w całym kraju zgłoszono około 60 tys. kandydatów na posłów. Partia nie mogła jednak pozwolić na taką swobodę i - po selekcji - do kandydowania dopuszczono zaledwie 723 „bezpieczne” dla komunistów osoby. Była tylko jedna lista wyborcza, więc kampania mogłaby się wydawać niepotrzebna. Chodziło raczej o zmobilizowanie ludzi do udziału w wyborach, bo dla Gomułki i jego ekipy był to swoisty plebiscyt popularności, test poparcia i forma legitymizacji nowego układu sił we władzach PZPR. W porównaniu z wyborami w 1952 r. kampania była dosyć burzliwa, ale dla samego wyniku głosowania nie miała wielkiego znaczenia.
Wśród wspomnianych materiałów można znaleźć tytuły, mówiące o zmniejszeniu aparatu partyjnego, zwolnieniu z internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego, rozwiązaniu Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, procesie rehabilitacyjnym działaczy ruchu podziemnego z lat okupacji i komisji do spraw rehabilitacji działaczy PPS. Jak było naprawdę? Czy ta „odwilż” miała jakiekolwiek przełożenie na to, co działo się w tzw. terenie?
Historycy są zgodni, że w 1956 r. zakończył się w Polsce stalinizm i Polska z pewnością stała się krajem bardziej znośnym do życia. Okres powszechnego terroru i strachu zastąpiła szara i siermiężna „gomułkowszczyzna”. Najwięcej działo się w stolicy i dużych miastach, ale na prowincji odwilżowe prądy też były widoczne. W Białymstoku 24 października 1956 r. odbył się wiec, a po nim przemarsz ludności ulicami miasta i demonstracja pod gmachem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Po raz pierwszy od zakończenia wojny mieszkańcy miasta spontanicznie wyrazili dezaprobatę dla władzy. Do podobnych zdarzeń nie dochodziło w województwie przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Kilka dni później na stanowisko I sekretarza KW PZPR wybrano lokalnego działacza Antoniego Laskowskiego. Były to jedyne wybory do władz partyjnych w Białymstoku, które nosiły znamiona działań demokratycznych. Po raz pierwszy i ostatni w dziejach białostockiej partii jej lokalny lider nie był wyznaczony przez władze w Warszawie. Zmiany personalne nastąpiły też w niższych instancjach partyjnych i radach narodowych, z których usuwano skompromitowanych w okresie stalinowskim przedstawicieli lokalnego aparatu władzy. Dla przeważnie wiejskiego społeczeństwa województwa najważniejsze było zaniechanie kolektywizacji rolnictwa. Niezależnie od późniejszych błędów w polityce rolnej, komuniści po 1956 r. nigdy już nie powrócili do siłowych metod zakładania „kołchozów”.
Dlaczego I sekretarzowi KC PZPR, Władysławowi Gomułce bardzo zależało na tym, żeby głosować na kandydatów na pierwszych miejscach na listach, a przy tym oddawać je bez skreśleń? Miało to jakiekolwiek znaczenie?
Należy pamiętać, że żadne wybory w PRL nie były wolne, ponieważ ówczesne społeczeństwo de facto nie miało żadnej alternatywy politycznej. O ile jeszcze w 1947 r. można było poprzeć listy wyborcze opozycyjnego wobec komunistów Polskiego Stronnictwa Ludowego (wyniki tych wyborów i wcześniejszego referendum ludowego zostały sfałszowane), to w kolejnych latach rejestrowano tylko jedną listę wyborczą. Na początku Gomułka namawiał do głosowania na najlepszych kandydatów. Widząc jednak, że sytuacja może wymknąć się spod kontroli, zaapelował o „głosowanie bez skreśleń”. Karta wyborcza bez skreśleń preferowała osoby umieszczone na pierwszych, mandatowych miejscach, a były to zawsze kandydatury faworyzowane przez PZPR. Powodowało to, że kandydaci zajmujący dalsze miejsca nie mieli szans na wejście do Sejmu.
Jak wyglądało samo głosowanie? Czy dochodziło do fałszerstw? Jakie były wyniki na Białostocczyźnie?
W województwie białostockim zgłoszono ponad 400 kandydatów na posłów, jednak na zatwierdzonych przez Państwową Komisję Wyborczą listach wyborczych znalazło się tylko 27, w tym 17 startujących z miejsc mandatowych. W terenie widoczna była konkurencja między działaczami PZPR i ZSL. Pojawiły się też napięcia narodowościowe na wschodzie województwa. Frekwencja podczas wyborów była wysoka i - według oficjalnych danych - wyniosła w województwie 95,6 proc. Zgodnie z apelem Gomułki, karty bez skreśleń oddało 85,86 proc. wyborców - ponad 3 proc. mniej niż średnio w kraju. Niewątpliwie wystąpiły różne formy nacisku na wyborców, jednak w świetle dostępnych materiałów wyniki wyborów nie zostały sfałszowane.
Posłami z województwa białostockiego zostali w 1957 r. m.in. dr Jerzy Sztachelski i dr Irena Białówna - oboje reprezentujący PZPR, Bolesław Podedworny z ZSL, Eugenia Krassowska ze Stronnictwa Demokratycznego. Teoretycznie wyborcy mieli więc wybór, czy praktycznie byli to sami zaufani „towarzysze”? Niektórzy z nich pełnili przecież odpowiedzialne, państwowe funkcje.
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza była politycznym hegemonem, a ZSL i SD funkcjonowały za jej przyzwoleniem, by tworzyć pozory pluralizmu. Niemniej jednak starano się tak dobierać kandydatów, aby gwarantowali lojalność wobec programu Frontu Jedności Narodu (w praktyce programu PZPR) i jednocześnie byli znani, a najlepiej - lubiani, w swoim środowisku. Dawało to większą pewność, że właśnie na nich wyborcy oddadzą swój głos.
Czy wybory w 1957 r. coś zmieniły w naszym regionie, czy odwilż była jedynie pozorna?
Po sześciu tygodniach od wspomnianego wyboru Laskowskiego na stanowisko I sekretarza KW PZPR, do Białegostoku przywieziono „w teczce” Arkadiusza Łaszewicza, który zastąpił go „z namaszczenia” KC PZPR i sprawował tę funkcję przez następnych 14 lat. Na płaszczyźnie politycznej właśnie wtedy skończył się białostocki Październik. Społeczeństwo regionu początek końca „demokratyzacji” dostrzegło właśnie podczas wyborów do Sejmu w styczniu 1957 r. Po zmianie ordynacji wyborczej wielu łudziło się, że władza będzie konsekwentna w reformowaniu systemu, jednak przebieg kampanii wyborczej i sam wynik wyborów pokazały, że byli w błędzie.