Kontrowersje. Nie da się go wymazać z historii lotnictwa, ale nie ma powodu, żeby go honorować. Generał Jan Frey-Bielecki, Zasłużony dowódca peerelowskiego lotnictwa, wcześniej sowiecki partyzant, w latach 40. szef UB w Krakowie uhonorowany w Muzeum Lotnictwa.
W ostatnich tygodniach odwiedziłem krakowskie Muzeum Lotnictwa Polskiego. Wchodzących - jeszcze przed kasami biletowymi - gabloty z pamiątkami po dwóch, można się domyślać szczególnie zasłużonych postaciach. Na pytanie towarzyszących mi dzieci, kto to jest, odpowiadam zgodnie z prawdą: „Ten z lewej, to pierwszy Polak w kosmosie. Ten drugi, to szef Urzędu Bezpieczeństwa w Krakowie”.
W życiorysie Mirosława Hermaszewskiego są momenty, które trudno dziś ocenić pozytywnie. Nic jednak nie zmieni faktu, że zapisał się w historii jako pierwszy polski astronauta i nieprędko któryś z polskich lotników do niego dołączy. Ale Jan Frey-Bielecki? Funkcjonariusz partii komunistycznej, członek sowieckiej partyzantki, a później szef UB w Krakowie? Tak, wiem, pretekstem do wystawienia w tym honorowym miejscu pamiątek po Freyu-Bieleckim były pewnie jego zasługi dla lotnictwa w PRL. Dowodził nim w latach 1956-1962, a wcześniej, w październiku 1956 r., opowiedział się po stronie reform. Nie zmienia to faktu, że i w czasie wojny, i po niej działał na szkodę państwa polskiego, w sowieckich, a później polskich strukturach represyjnych. A wojsko, w którym zdobywał generalskie szlify, nie było wojskiem suwerennej Polski.
Droga komunisty
Jan Frey pochodził z Łodzi. W trakcie studiów na Politechnice Warszawskiej związał się z jawnymi (Organizacja Młodzieży Socjalistycznej „Życie”) i nielegalnymi (Komunistyczny Związek Młodzieży Polskiej) strukturami komunistycznymi. Wdawał się w uliczne bójki ze studentami z organizacji prawicowych. Aresztowany przez policję, musiał na pół roku przerwać studia. Wrócił do nich w 1937 r.
Po wybuchu wojny uciekał na wschód. W okupowanym przez sowietów Lwowie włączył się w działalność środowiska komunistycznego. Próbował też dostać się do lotnictwa Armii Czerwonej. Bez skutku. Pracował więc w fabryce pod Uralem, póki nie skończyła się przyjaźń Stalina z Hitlerem i nie przypomniały sobie o nim sowieckie władze - w sierpniu 1941 r. został wezwany do Moskwy i trafił do ośrodka Kominternu w miejscowości Puszkino. Włączono go do tzw. II Grupy Inicjatywnej, która miała zostać zrzucona na terenie okupacji niemieckiej - jego towarzyszami byli m.in. Jan Krasicki i Małgorzata Fornalska.
Frey nie został z resztą grupy skierowany do Polski. Trafił do Szkoły Partyjnej Międzynarodówki Komunistycznej pod Ufą, a w grudniu 1941 r. do Wojskowego Ośrodka Kadr Partyzanckich. 7 lutego 1944 r. zrzucono go na spadochronie w rejonie Jeziora Narocz na Wileńszczyźnie.
Sowiecki partyzant
Pół roku później, na łamach wychodzącego w Moskwie pisma polskich komunistów „Nowe Widnokręgi”, Frey opublikował artykuł o walkach na Wileńszczyźnie. Pisał w nim m.in.: „Największe niebezpieczeństwo walczących z Niemcami to nie sami Niemcy, białoruscy czy litewscy hitlerowcy, ale polskie »legjony«”.
Było dokładnie na odwrót. To dla Armii Krajowej, konspiracyjnego Wojska Polskiego, nazywanego tu „legionami”, największym zagrożeniem stała się na tym terenie sowiecka partyzantka. Pierwszy oddział AK, por. Andrzeja Burzyńskiego „Kmicica”, początkowo współpracował z sowiecką Brygadą im. Klimenta Woroszyłowa. W sierpniu 1943 r. Polacy zostali otoczeni i rozbrojeni przez dotychczasowych sprzymierzeńców. 60 żołnierzy, w tym „Kmicica”, zamordowano. Mordu dokonał wchodzący w skład sowieckiej brygady oddział specjalny kpt. Jonasa Vildżunas. To właśnie jego podkomendni przyjmowali zrzut, w trakcie którego skakał Frey. Jego zadanie było jasne - miał infiltrować AK, przejmować żołnierzy i stworzyć własny oddział partyzancki. Do lata 1944 r. pod ps. „Biały” będzie operować w rejonie Puszczy Nalibockiej, stale współpracując z Sowietami.
Tworząc bezpiekę
Po rozformowaniu oddziału Frey wrócił do Moskwy, a w grudniu 1944 r. został wysłany do Warszawy. Posługiwał się wówczas nazwiskiem Bielecki, zapewne przyjętym od wojennego pseudonimu. Wolał uniknąć obcobrzmiącego nazwiska Frey, tym bardziej że jego ojciec podpisał w Łodzi volkslistę. Od połowy stycznia 1945 r. przewodził Grupie Operacyjnej UB w Warszawie, w kwietniu 1945 r., został mianowany szefem WUBP w Krakowie.
Małopolska była dla UB trudnym terenem. Patriotyczne środowisko mieszczańskie i studenckie, religijna wieś, silne podziemie. Opanować sytuację miał Frey-Bielecki. I opanowywał - zwłaszcza 3 maja 1946 r., kiedy miał miejsce największy masowy protest studentów przeciwko reżimowi. Osobiście jeździł wokół Plant samochodem ze sprzężonym czterolufowym karabinem maszynowym, z którego strzelano na postrach ponad manifestantami, a następnie kierował aresztowaniami studentów.
Na czas szefowania przez Freya krakowskim UB przypada największe nasilenie walki z podziemiem niepodległościowym. Od listopada 1945 do kwietnia 1946 r. zlikwidowano aż 24 oddziały podziemia. W połowie 1946 r. bywały takie okresy, że z rąk funkcjonariuszy UB ginęło kilkunastu partyzantów miesięcznie, a dalsze kilkaset osób było zatrzymywanych. To w czasie rządów Freya ubecy zastrzelili na Plantach byłego dowódcę małopolsko-śląskiego okręgu BCh Narcyza Wiatra „Zawojnę”. Frey powie w latach 90., że winny był sam „Zawojna”, bo niepotrzebnie uciekał. Podobne słowa włożył Jerzy Andrzejewski w usta funkcjonariuszy, którzy zastrzelili Maćka Chełmickiego w „Popiele i diamencie”: „Człowieku, po coś uciekał?”. No ciekawe, po co?
W końcu lotnik
Mówił potem, że praca w UB była dla niego jedynie przerywnikiem w życiorysie, po którym wrócił do zasadniczego zawodu - żołnierza lotnika - w którym „z równym przekonaniem i równą wiarą” starał się „ugruntować i umacniać humanistyczny charakter naszej socjalistycznej państwowości”. Tylko, że żołnierzem lotnikiem wcześniej nie był. Dopiero w październiku 1946 r., po kontroli w WUBP i stwierdzeniu pewnych nieprawidłowości, został przekazany do „ludowego” Wojska Polskiego. Z bezpieki wyniósł stopień podpułkownika, w lotnictwie zrobił błyskawiczną karierę. Nie minie rok, nim zostanie zastępcą dowódcy jednego z pułków myśliwskich, od listopada 1953 r. będzie dowódcą 7 Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego w Krakowie, a w sierpniu 1956 r. dowódcą 3 Korpusu Lotnictwa Mieszanego w Poznaniu.
Od 1952 do 1956 r. był inwigilowany przez Zarząd Informacji Wojskowej. Pełniąc w lotnictwie funkcje dowódcze, Frey miał starać się o ograniczanie wpływów oficerów sowieckich. Znajdował się w grupie wojskowych popierających przemiany października 1956 r. oraz podważających wówczas tezę o konieczności stacjonowania w Polsce sowieckiej armii. Stał się w ten sposób jednym z symboli częściowo zdesowietyzowanego po 1956 r. wojska. Z tego tytułu znalazł się na liście do Sejmu i został posłem.
Po październiku został dowódcą wojsk lotniczych i obrony przeciwlotniczej. Zapamiętano go dobrze - starał się unowocześnić polskie lotnictwo, przywrócił do służby niektórych lotników z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Z powodu zarzutów politycznych został w 1962 r. pozbawiony stanowiska, a rok później usunięty z wojska.
Lata 1956-1963 poprawiają ocenę publicznej aktywności Freya-Bieleckiego, nie są jednak w stanie jej całkowicie zmienić. Działalność wojenna i powojenna była wroga polskiej państwowości, suwerenności, demokracji. Czynnie brał udział w walkach z polskimi żołnierzami, w represjach wobec działaczy niepodległościowych. Nie da się go wymazać z historii lotnictwa, ale nie ma powodu, żeby go honorować. Umieszczanie indywidualnej ekspozycji poświęconej takiej osobie w centralnym punkcie Muzeum Lotnictwa Polskiego musi budzić sprzeciw.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.