Wybuch na Dębcu: Zeznawali przyjaciele zamordowanej Beaty J. "Beata czasami pisała, że boi się, że Tomasz ją zabije"
Trwa proces Tomasza J., który jest oskarżony o zabójstwo swojej żony Beaty i spowodowanie wybuchu w kamienicy na Dębcu w Poznaniu. W wyniku eksplozji zginęły kolejne cztery osoby. We wtorek w poznańskim sądzie zeznawali przyjaciele zamordowanej Beaty oraz córka przyjaciół, którzy mieli zająć się psami kobiety, gdy ta miała przebywać w Anglii.
– Beata pisała mi czasami, że boi się, że Tomasz ją zabije, ale wszyscy odbieraliśmy to żartobliwie i nie spodziewaliśmy się, że Tomasz jest do tego zdolny
– zeznawała we wtorek w poznańskim sądzie Karolina K., przyjaciółka zamordowanej. Obie kobiety znały się od prawie 20 lat.
– Z polecenia trafiłam do jej zakładu kosmetycznego. W niedługim czasie po rozwodzie z Markiem, Beata wyszła za mąż za Tomasza, zaszła w ciążę i urodziła Kacpra. Już wtedy mówiła, że przejrzała na oczy, a Tomasz nadużywa alkoholu. Psuł jej wyjazdy na wakacje przez picie i wszczynanie bezsensownych awantur np. o temperatury. Kiedy mówiła o rozstaniu, Tomasz za każdym razem obiecywał, że przestanie pić. Na chwilę się poprawiał, a potem znowu pił - zeznawała w sądzie Karolina K.
I wspominała: - Tomasz był osobą, która żerowała na pieniądzach Beaty, co jej nie odpowiadało. To było też kolejnym powodem, dla którego chciała się z nim rozstać. W mojej ocenie Tomasz to gburowaty i aspołeczny człowiek. W maju 2017 roku Tomasz pojechał do Anglii. Po jego wyjeździe Beata i Kacper odżyli. Od Beaty wiem, że Kacper jej powiedział, że po wyjeździe Tomasza dom stał się spokojniejszy.
W podobnym tonie zeznawał także Karol K., kolejny z przyjaciół Beaty J.
- Bała się Tomasza. Nieraz mówiła o nim "psychol"
- zeznawał Karol K.
Na wtorkowej rozprawie zeznawała także Paulina B., która pracowała w salonie kosmetycznym Beaty od lat. - Poznałyśmy się w 1998 roku. Beata miała problemy małżeńskie, które trwały już dłuższy czas. Próbowała ratować to małżeństwo. Proponowała nawet mężowi terapię, na którą nie chciał się zgodzić. Powiedział, że jeżeli ona ma problem, to ona ma iść na terapię. To mogło być dwa lata przed wybuchem - opowiadała Paulina B.
- Beata narzekała, że Tomasz lubi wypić alkohol i, dosłownie tak mi powiedziała, nawet po wypiciu jednego piwa staje się agresywny. Mówiła, że po wypiciu alkoholu nawet przysłowiowy krzywy włos na głowie mu przeszkadzał. Głównie były to zaczepki słowne. Zapytałam się kiedyś wprost czy ją uderzył, ale odpowiedziała że nie, bo stara mu się wtedy zejść z drogi - dodawała Paulina B.
Paulina B. zeznawała także, iż Beata J. chciała się rozwieść z Tomaszem. Miała mu o tym powiedzieć w grudniu 2017 roku. - Beata bała się rozwodu. Powiedziała mi, że on sam dobrowolnie się nie wyprowadzi, tylko będzie musiało się to odbywać z asystą policji, bo zna go na tyle - mówiła w sądzie Paulina B.
Przypomnijmy, że niedługo po tym jak Beata miała powiedzieć mężowi o rozwodzie, doszło do wypadku samochodowego w Plewiskach, który miał miejsce 1 stycznia 2018 roku. W samochodzie podróżował Tomasz z synem Kacprem, który został ciężko ranny i do dziś przechodzi rehabilitację. Auto prowadzone przez Tomasza zjechało z drogi i uderzyło w drzewo. Na jezdni nie było widać żadnych śladów hamowania.
- Beata od początku była przekonana, że Tomasz spowodował ten wypadek specjalnie. Kiedy poinformowała go, że chce się rozwieść, to słyszała, że życzy jej wszystkiego, co najgorsze i zabierze jej wszystko, co kocha - opowiadała Paulina B.
Zaledwie dwa miesiące później, w niedzielę, 4 marca, nad ranem doszło do wybuchu w kamienicy na Dębcu, w której mieszkała Beata J. Chociaż początkowo wszystko wskazywało na nieszczęśliwy wypadek i wybuch gazu, szybko okazało się, że Beata została przed wybuchem zamordowana. Odpowiedzialny za to ma być jej mąż Tomasz, który następnie celowo miał doprowadzić do wybuchu, by zatrzeć ślady zabójstwa.
Podczas wtorkowej rozprawy przesłuchiwana była także Joanna J. Jej matka była przyjaciółką Beaty i zginęła w wyniku wybuchu. Na czas nieobecności Beaty w Poznaniu, która 4 marca planowała wylecieć do swojego nowego partnera do Anglii, miała zajmować się jej psami.
Zobacz też: Obrzucił radiowóz koktajlami Mołotowa. 44-latek usłyszał zarzuty i trafił do aresztu.
– Moja mama bardzo dobrze znała Beatę. Parę dni wcześniej pani Beata zadzwoniła do mamy i poprosiła, by podczas jej nieobecności, od 4 do 9 marca, zajmowała się jej psami. Mama proponowała, żebym zamieszkała u pani Beaty podczas jej wyjazdu i zajmowała się psami. W sobotę, 3 marca, byłam u pani Beaty. Dała mi klucze i pokazała, gdzie się co zajmuje w domu. Była bardzo zadowolona, że jedzie do Anglii i bardzo się cieszyła na ten wyjazd - opowiadała Joanna J.
I dodawała: - Jeszcze w sobotę rodzice powiedzieli, żebym pojechała do mieszkania pani Beaty w niedzielę wieczorem. Nie chcieli żebym rano wstawała. Rodzice pojechali tam rano w niedzielę wyprowadzić psy. Potem dowiedziałam się, że był wybuch w kamienicy.
W wyniku wybuchu zginęła matka Joanny J., zaś jej ojciec trafił do szpitala. Oboje tuż przed wybuchem próbowali otworzyć drzwi do mieszkania Beaty J.
Czytaj więcej o procesie ws. wybuchu na Dębcu: