Wycenią każdą kroplę wody
Zapłacą za nią energetycy, a w cenie energii też my. Dopilnują tego Wody Polskie.
Projekt nowego Prawa wodnego, przygotowany przez Ministerstwo Środowiska, ma 350 stron i choć jest tak obszerny, to nie znajdziemy w nim ani słowa o utworzeniu Zarządu Dorzecza Wisły w Bydgoszczy. A taki zapis był w poprzednim projekcie, autorstwa koalicji rządowej PO-PSL.
Ludzie na trawkę
- Za to Prawo wodne przewiduje rozwiązanie podległych państwu regionalnych zarządów gospodarki wodnej i wojewódzkich zarządów melioracji i urządzeń wodnych, które są jednostkami samorządowymi, i powołanie w ich miejsce Państwowego Gospodarstwa Wodnego „Wody Polskie”- wyjaśnia Stanisław Wroński, pełnomocnik marszałka województwa kujawsko-pomorskiego ds. dróg wodnych. - Pracownicy dostaną wypowiedzenia, a jeśli w ciągu miesiąca nie otrzymają propozycji nowych warunków pracy, stracą ją.
Mapy ryzyka
Wroński uczestniczył w konsultacjach społecznych nad tym projektem i zgłosił kilka uwag.
Jego zdaniem, w samorządowych planach zagospodarowania przestrzennego powinny być uwzględnione obszary narażone na zalanie, ujęte na rządowych mapach zagrożenia powodziowego. Projekt Prawa wodnego przewiduje uwzględnienie ich tylko fakultatywnie, bo - jak wyjaśnia w odpowiedzi na uwagi Wrońskiego resort środowiska - inny wariant budził sprzeciw władz samorządowych.
- Państwo zrzuca niemałe koszty wprowadzenia zmian w planach zagospodarowania przestrzennego wyłącznie na gminy - uważa Wroński. - Bo jeśli władza samorządowa nie zmodyfikuje planów, a przysłowiowy Kowalski zbuduje swój dom czy całe gospodarstwo na terenie, który zostanie zalany, a nie wynikało to z planów, to i tak pozwie władzę do sądu o odszkodowanie.
Pieniądze z energii
W Prawie wodnym ma być też uwzględniony podatek od energetyki. - Ten projekt jest racjonalny. Oczywiście jeśli przyjąć, że pieniądze pozyskane z tego podatku trafią na rewitalizację dróg wodnych, a nie do ogólnego budżetu państwa, gdzie mogłyby się rozpłynąć - ocenia Janusz Granatowicz z gdańskiej firmy Energa Invest, dyrektor Pionu Projektu Wisła. - Problemem polskiej gospodarki wodnej jest brak pieniędzy, więc jeśli tak ma się zmienić Prawo wodne, to dobrze. Opłaty mają być naliczane od produkcji, czyli faktycznego wykorzystania wody. Gdy elektrownia nie będzie pracować, płacić nie będzie.
To ma być maksymalnie 1,24 zł za każdą megawatogodzinę. Włocławek będzie zatem płacić rocznie około 1 mln zł. Jeśli powstanie stopień wodny Siarzewo, o co zabiega Energa, to będzie odprowadzał około 0,5 mln zł. Zaś małe elektrownie wodne będą płacić średnio 3 tys. zł, a mikroelektrownie 600 zł.
Kowalski nie zapłaci
- Nowe prawo nie będzie dotyczyć gospodarstw domowych, a opłaty obejmą tylko podmioty, które korzystają z pozwoleń wodno-prawnych i pobierają ponad 5 metrów sześciennych wody dziennie - wyjaśnia Jacek Krzemiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Środowiska.
Projekt ustawy jest jeszcze konsultowany, także wysokości opłat. Nie wiadomo więc, jakie będą dochody państwa.